Ryby mają głos!

Archive for the ‘Związki, relacje’ Category

Perswazja

Posted on: 2012-04-22

Książka „TAK! 50 sekretów nauki perswazji” przekonuje nas o tym, że odpowiedni dobór słów i zachowań może w dużym stopniu pomóc w osiąganiu wytyczonych celów. Dzięki nauce perswazji można stać się lepszym rodzicem, zwiększyć swoją skuteczność w pracy, być bardziej lubianym wśród sąsiadów i znajomych. Po prostu trzeba wiedzieć w jaki sposób formułować swoje prośby. Czyż to nie brzmi ciekawie?
Książka oparta jest na różnego rodzaju badaniach naukowych. Część z tych „sekretów” wydaje się oczywista, część jest dosyć zaskakująca. Zacytuję Wam fragment, który mnie w dużym stopniu zaskoczył, a jednocześnie pomyślałam, że warto o nim napisać osobom, które mają problem z proszeniem o pomoc i radę.

Jakiej wskazówki dotyczącej perswazji użyczył nam Benjamin Franklin?
Urodzony w 1706 roku Benjamin Franklin jest znany jako pisarz, polityk, dyplomata, naukowiec, wydawca, filozof i wynalazca. Jako polityk był głównym twórca pojęcia narodu amerykańskiego. Jako dyplomata działający podczas wojny o niepodległość zapewnił Stanom Zjednoczonym pomoc Francji, dzięki czemu amerykańska rewolucja zakończyła się sukcesem. Jako naukowiec dokonał kilku ważnych odkryć i sformułował kilka teorii dotyczących elektryczności. Z kolei jako wynalazca zasłynął stworzeniem okularów dwuogniskowych, licznika odległości i piorunochronu. Jednak najbardziej elektryzującym z jego odkryć było chyba wymyślenie sposobu zdobywania przychylności oponentów z pomocą ni mniej, ni więcej, jak tylko przysparzania kłopotu antagonistom.
Kiedy Franklin był członkiem zgromadzenia ustawodawczego Pensylwanii, martwił go zaciekły opór polityczny i wrogość innego delegata. Franklin sam najlepiej wyjaśnia, w jaki sposób udało mu się zyskać szacunek, a nawet przyjaźń tego mężczyzny:
„Nie zamierzałem wszakże ubiegać się o jego życzliwość drogą okazywania mu służalczych względów, ale odczekawszy trochę obrałem inną metodę. Wiedząc, że ma on w swojej bibliotece pewną bardzo rzadką, a interesującą książkę, wystosowałem doń list, w którym wyraziłem pragnienie przejrzenia książki oraz prośbę, aby zechciał łaskawie pożyczyć mi ją na kilka dni. Przysłał mi ją natychmiast, ja zaś zwróciłem po niespełna tygodniu z nowym listem, w którym wypowiedziałem moją gorącą wdzięczność. Kiedy niebawem spotkaliśmy się w Izbie, przemówił do mnie (czego nigdy dotąd nie robił) i wdał się w nader uprzejmą rozmowę. Odtąd też okazywał zawsze gotowość dopomagania mi przy każdej sposobności i wkrótce bardzo się zaprzyjaźniliśmy, a przyjaźń ta trwała aż do jego śmierci. Wypadek ten potwierdził raz jeszcze prawdziwość starej maksymy, której dawno już się nauczyłem, a która głosi, że >>Ten, kto raz ci wyrządził przysługę, będzie bardziej skory oddać ci nową niż ktoś, komuś Ty usłużył<<„.
Wiele lat później psycholodzy Jon Jecker i David Landy postanowili sprawdzić, czy Franklin miał rację. W ramach przeprowadzonego eksperymentu badani wygrywali w zawodach pewną sumę pieniędzy od eksperymentatora. Później badacz prosił część z tych osób o zwrot wygranych pieniędzy, tłumacząc, że zostało mu bardzo niewiele środków na życie. Większość zgodziła się oddać wygraną. Drugiej grupy badanych nie poproszono o zwrot środków. Jakiś czas później wśród wszystkich przeprowadzono anonimową ankietę, aby sprawdzić, jak bardzo badani lubią eksperymentatora.
Czy skuteczność strategii Franklina, na pierwszy rzut oka sprawiająca wrażenie nielogicznej, została w ten sposób potwierdzona? Tak. Jecker i Landy odkryli, że ci, których poproszono o przysługę oceniali eksperymentatora wyżej niż osoby, których nie poproszono o zwrot pieniędzy.
Dlaczego? Z innych badań wiemy, że ludzie mają silną motywację do modyfikowania swoich postaw w sposób zgodny z wcześniejszymi zachowaniami. Kiedy oponent Franklina wyświadczał przysługę osobie, której nie darzył sympatią, prawdopodobnie musiał pomyśleć: „Dlaczego zmieniam swoje postępowanie, aby pomóc komuś, kogo nawet nie lubię? Być może ten Franklin wcale nie jest taki zły? Jak się nad tym głębiej zastanowić, być może nawet posiada jakieś pozytywne cechy …”
Strategia Franklina sprawdza się w zarządzaniu relacjami w wielu różnych środowiskach. Na przykład często potrzebujemy pomocy ze strony współpracownika, sąsiada lub kolegi, który z jakiegoś powodu nie postrzega nas w zbyt korzystnym świetle. Możemy mieć pewne opory przed poproszeniem o przysługę, obawiając się, że ta osoba będzie nam jeszcze bardziej niechętna. Mamy więc skłonność do odwlekania prośby, co może opóźnić wykonanie bardzo ważnego zadania. Wyniki opisanego eksperymentu świadczą o tym, że takie wahanie jest nieuzasadnione.
W przypadku pewnych, naprawdę niemiłych dla nas osób proszenie o przysługę może wydawać się bardzo ryzykowne. Weź jednak pod uwagę, że jeśli twoje relacje z takim człowiekiem są zupełnie bezowocne, to najgorszą rzeczą, jaka może cię spotkać, jest dalszy brak porozumienia z nim. Warto więc spróbować zmienić tę sytuację. Nie masz przecież nic do stracenia.

„To nie Twoja wina” usłyszałam ostatnio od swojej cioci, „niektórzy mężczyźni po prostu tacy są” – dodała. Te słowa podziałały na mnie piorunująco. Uzdrawiająco! Kilka razy zostałam, nazwijmy to …,  źle potraktowana przez różnych mężczyzn, długo nie potrafiłam sobie z tym poradzić, byłam wręcz przerażona – gdy jednego z nich zapytałam dlaczego to zrobił odpowiedział, że „nie potrafił się powstrzymać”.  Jak radzić sobie z takimi sytuacjami, jeśli panowie „nie są w stanie się powstrzymać” a jednocześnie, nawet w stanie upojenia alkoholowego, są dziesięć razy silniejsi niż ja? Byłam przerażona.

Na domiar złego przyjaciółka (czy raczej „przyjaciółka”) stwierdziła, że jej w ten sposób mężczyźni nie traktują, więc to ze mną coś jest nie tak. Terapeutka „nr 1” robiła mi wyrzuty, że doprowadziłam do jednej z takich sytuacji – wygłupiałyśmy się z koleżanką i wtedy kilku pijanych mężczyzn do nas podeszło. Mówiła, że to nieodpowiedzialne, żeby o pierwszej w nocy, w centrum miasta się wygłupiać  … Cóż, swój błąd zauważyłam już „trochę” wcześniej … Terapeuta „nr 2” zachowanie jednego z tych mężczyzn wytłumaczył mi słowami „widocznie była to dla niego zabawa w ‚gonić króliczka, złapać króliczka'” – dla wyjaśnienia dodam, że chodziło o przejażdżkę rowerową – a później kazał mi sporządzić listę przyczyn, które spowodowały, że mężczyźni potraktowali mnie w taki a nie inny sposób.  Kiedy po tygodniu przyniosłam mu w odpowiedzi artykuł Wojciecha Eichelbergera o tym na co narażone są samotne kobiety, nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego słowa. Po mojej sugestii, że może zamiast przyczynami tych zdarzeń lepiej byłoby się zająć moimi uczuciami, bo z tym przecież do niego przyszłam – zaczął w sposób wręcz okrutny nawiązywać do mojego dzieciństwa. Kolejny terapeuta po prostu mnie wysłuchał i właściwie nie powiedział nic, co pomogłoby mi spojrzeć na daną sytuację z innej perspektywy.  Ostatnia terapeutka opowiedziała mi o wiktymologii – „jest to nauka”, mówiła, „która pomaga analizować DLACZEGO dana ofiara naraziła się na niebezpieczeństwo” – spodobało mi się nawet takie podejście, nie powiedziała wprost, że powinnam skupić się przyczynach tych zdarzeń, ale pozostawiła mi taką możliwość. Dzięki takiemu spojrzeniu, poczułam się bezpieczniejsza – „mogę wyciągnąć wnioski i w ten sposób zabezpieczyć się na przyszłość” – pomyślałam. Choć i tę marną pociechę odebrała mi ta sama terapeutka mówiąc, że „jeśli nie przepracuję sobie relacji z ojcem, będę nadal narażona na takie męskie zachowania” …

Dlaczego żaden z terapeutów nie powiedział mi tego, co powiedziała mi moja ciocia? Dlaczego nikt nie powiedział „To nie Twoja wina, że niektórzy mężczyźni nie są w stanie nad sobą panować”? Dlaczego nikt nie powiedział „byłaś dzielna, w każdej z tych sytuacji się obroniłaś, sama lub z pomocą innych powstrzymałaś ich przed zrobieniem Ci ogromnej krzywdy”? Świat nie jest cudownym miejscem, w którym wszyscy są wspaniali i tylko wtedy kiedy my popełniamy błąd stajemy się jego „beneficjentami”. Czasem płacimy za cudze błędy. NIC nie usprawiedliwia przemocy – jakiejkolwiek.  Jeśli ktoś, kiedykolwiek zaatakował Cię czy Cię skrzywdził – słowem, gestem, czynem – PAMIĘTAJ! TO NIE TWOJA WINA! Dopiero później zastanów się jak w przyszłości można by uniknąć takich sytuacji …

 

 

Wszyscy wiemy, czym jest finansowe konto bankowe. Wkładamy na nie pieniądze i zapewniamy sobie rezerwę, z której możemy je podjąć, gdy mamy taką potrzebę. Bankowe Konto Emocji jest metaforą, która opisuje kwotę zaufania, jaka została zgromadzona w danym związku. Jest to poczucie bezpiecznej solidności w stosunkach z innym człowiekiem.

Jeśli dzięki uprzejmości, dobroci, szczerości i dotrzymywaniu zobowiązań dokonuję wkładów na nasze wspólne Bankowe Konto Emocji – tworzę rezerwy. Twoje zaufanie do mnie się zwiększa i mogę na nie liczyć, ilekroć go potrzebuję. Nawet gdy popełnię błąd, rezerwy emocjonalne go pokryją. Mogę nie wyrażać się jasno, i tak zrozumiesz moje intencje. Słowo nie zrobi ze mnie „przestępcy” w twoich oczach. Przy dużym koncie zaufania komunikacja jest łatwa, szybka i skuteczna.

Jednak jeśli zwykłem być nieuprzejmy, okazywać brak szacunku, odcinać się, przesadnie reagować, okazywać lekceważenie, zachowywać się arbitralnie, sprzeniewierzać się czy udawać bożka, moje Konto Emocji wreszcie się wyczerpie. Twój poziom zaufania do mnie będzie niewielki. Zatem, jakie mam pole manewru?

Żadne. Poruszam się po zaminowanym terenie. Muszę bardzo uważać na wszystko, co mówię, wyważać każde słowo. Powoduje to wielkie napięcie i wymaga ogromu pamięci. Aby bronić swojej pozycji, uprawiam specjalną politykę. Tak dzieje się w wielu przedsiębiorstwach. Tak dzieje się w wielu rodzinach. Tak dzieje się w wielu małżeństwach.

Jeśli rezerwy zaufania nie będą uzupełniane ciągłymi wpłatami, małżeństwo zacznie się psuć. Zamiast pełnego, spontanicznego zrozumienia i komunikacji powstanie sytuacja przystosowywania się, w której dwoje ludzi żyje z wzajemnym respektem i tolerancją, ale obok siebie, każde własnym życiem. To z kolei doprowadzić może do związku, w którym dominować będą nastawienia obronne i wrogie. Reakcje w myśl zasady „walcz albo uciekaj” prowadzą do utarczek słownych, trzaskania drzwiami, odmawiania rozmowy, nadmiaru emocji i użalania się nad sobą. Takie małżeństwa – często utrzymywane z powodu dzieci, seksu, presji społecznej czy w celu podtrzymania własnego wizerunku – przybierają postać zimnej wojny. Mogą też skończyć się otwartą wojną w sądzie, gdzie małżonkowie czasem latami wypominają grzechy drugiej stronie.

A jest to przecież najbardziej intymny, potencjalnie najpełniej­szy, radosny oraz dający zadowolenie i konkretne efekty związek dwojga ludzi. Latarnia P/ZP istnieje także w nim; możemy rozbić się o nią lub wykorzystać jej światło.

Najtrwalsze więzi, jak małżeństwo właśnie, wymagają częstszego dokonywania wkładów emocjonalnych. Licząc na spadek, tracimy w końcu to, co włożyliśmy. Spotykając nagle dawno nie widzianego przyjaciela ze szkoły średniej, możesz nawet nie zauważyć, że nie ma już między wami tego, co było, tkwi w tobie bowiem depozyt z dawnych lat. Jednak na konto ludzi, z którymi masz do czynienia regularnie, trzeba częściej dokonywać pozytywnych wkładów. W ich postrzeganiu lub codziennych relacjach zdarzają się automatyczne wypłaty, z których można nawet nie zdawać sobie sprawy. Szczególnie w domach, gdzie są dorastające dzieci.

Załóżmy, że masz kilkunastoletniego syna, z którym najczęściej rozmawiasz w taki oto sposób: „Posprzątaj swój pokój. Zapnij koszulę. Przycisz radio. Idź do fryzjera. I nie zapomnij wynieść śmieci!” Po pewnym czasie wypłaty przewyższą wkłady.

A teraz załóżmy, że syn stoi przed podjęciem ważnej decyzji, która będzie miała wpływ na jego dalsze życie. Czy możesz liczyć na to, że będzie otwarty na twoją radę, skoro poziom zaufania i procesy wzajemnej komunikacji są na tak niskim poziomie? Nie skorzysta z twojej mądrości i wiedzy i tylko dlatego, że masz puste konto, podejmie decyzję ze swego krótkowzrocznego punktu widzenia, co spowodować może negatywne długotrwale konsekwencje.

Abyś mógł się porozumiewać w sprawach tak delikatnych, niezbędne jest dodatnie saldo na koncie. Jak to zrobić?

Spróbuj zacząć wpłacać na konto waszego związku. Może nadarzy się okazja, aby okazać mu trochę dobroci i troski – przynieść do domu magazyn dla miłośników jazdy na desce, jeśli to lubi, albo po prostu pójść do niego, gdy pracuje nad szkolnym referatem, i zaproponować pomoc. Możecie wybrać się razem do kina albo na lody. Prawdopodobnie największym wkładem będzie słuchanie go, bez osądzania, kazań i fragmentów własnej autobiografii. Słuchaj i staraj się zrozumieć. Daj mu odczuć swoją troskę o niego i uznanie jego wartości jako człowieka.

Może nie odpowiedzieć od razu. Może być nieufny. „O co też ojcu chodzi tym razem? Cóż to za nowe techniki ćwiczy na mnie mama?” Gdy jednak będziesz kontynuować te szczere wpłaty, zacznie odpowiadać. Dług zaciągnięty na jego koncie zacznie się zmniejszać.

Pamiętaj, natychmiastowe rezultaty – to miraż. Budowa i naprawianie więzi wymaga czasu. Niecierpliwiąc się z powodu widocznego braku reakcji lub rzekomego niedoceniania twoich starań, możesz pobrać z konta tak wiele, że zniszczysz to wszystko, czego już dokonałeś. „Jak możesz być tak niewdzięczny po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiliśmy, po tylu naszych poświęceniach i wyrzeczeniach? Staramy się być mili, a ty tak się odpłacasz. Aż trudno w to uwierzyć”.

Niełatwo zachować równowagę. Potrzebny jest charakter, by móc być proaktywnym, skoncentrować się na własnym kręgu wpływu, podtrzymywać życie wzrastających roślin i „nie wyrywać kwiatów, aby sprawdzić, jak rosną korzenie”.

Nie ma jednak natychmiastowych środków, naprawdę. Zarówno budowanie, jak i naprawianie popsutych związków to długofalowe inwestycje.

SZEŚĆ ISTOTNYCH WKŁADÓW

Omówię teraz sześć ważnych depozytów, które tworzą solidne Konto Emocji.

Zrozumienie

Prawdziwe dążenie do zrozumienia innej osoby jest prawdopodobnie jednym z największych depozytów, jest istotą każdego innego wkładu. Dopóki nic zrozumiesz danej osoby, nie możesz wiedzieć naprawdę, co jest dla niej wkładem. Dla ciebie może to być pójście na spacer, wspólne lody czy praca nad referatem, podczas gdy ona nie uzna tego za wkład. Więcej, może to nawet uznawać za wypłatę, jeśli nie dotyka to jej najgłębszych potrzeb i zainteresowań.

Misja jednej osoby jest niczym dla innej. Aby dokonać wpłaty na czyjeś konto, sprawy tej osoby muszą być dla ciebie tak samo ważne jak dla niej. Możesz pracować nad projektem ogromnej wagi, kiedy twoje sześcioletnie dziecko przerwie ci pracę czymś, co tobie wyda się banalne, a co z jego punktu widzenia może być sprawą niezwykle ważną. Opanowanie nawyku drugiego pomaga poznać wartości drugiej osoby i zaangażować się w nie, a nawyku trzeciego – uznać swój rozkład zajęć za mniej ważny niż ta osoba. Uznając prawo jednostki do posiadania własnych wartości i akceptując je w tym, co mówi, okazujemy jej zrozumienie i dokonujemy wkładu na nasze konto.

 

Syn mojego przyjaciela przejawia niezwykłe zainteresowanie baseballem. Przyjaciela zaś nie interesuje to wcale. Jednak któregoś lata zabierał syna na jeden mecz każdej pierwszoligowej drużyny. Zajęło to sześć tygodni i sporo kosztowało, ale stało się także wspólnym przeżyciem silnie umacniającym ich związek. Po powrocie spytano go:
– Tak bardzo lubisz baseball?
– Nie – odpowiedział. – Ale tak bardzo lubię swojego syna.

 

Mam też innego przyjaciela, profesora college’u, którego stosunki z kilkunastoletnim synem były straszne. On cale swoje życie poświęcił nauce, uważał zatem, że chłopiec, pracując fizycznie, marnuje czas, który mógłby poświęcić na rozwijanie umysłu. W rezultacie nie dawał synowi spokoju, a gdy miał skrupuły, próbował robić wpłaty, których syn nie uznawał. Postrzegał bowiem te gesty jako kolejny sposób odrzucenia, porównywania czy osądzania, co u obu powodowało wielkie straty emocjonalne. Związek pełen był goryczy, a ojciec miał zbolałe serce.

Kiedyś wspomniałem mu o zasadzie uznania tego, co jest ważne dla drugiej osoby, za tak samo ważne, jak ona sama ważna jest dla nas. Wziął to sobie głęboko do serca. Zaproponował synowi zbudowanie wokół ich domu zminiaturyzowanego Muru Chińskiego. Projekt był niezwykle pracochłonny, pracowali przy nim ramie w ramię przez półtora roku.

To wiążące doświadczenie pozwoliło synowi przejść tamtą fazę życia i zwiększyć pragnienie rozwijania umysłu. Prawdziwą jednak korzyścią była zmiana ich wzajemnych stosunków. Zamiast ciągłego rozdrapywania ran stały się one źródłem radości i siły, zarówno dla ojca, jak i dla syna.

 

Mamy tendencję do wnioskowania z naszej autobiografii (projekcja) o potrzebach i pragnieniach innych ludzi. Przypisujemy nasze intencje ich zachowaniom. Uznajemy coś za depozyt emocjonalny na podstawie naszych potrzeb i pragnień, tych dzisiejszych lub tych, które mieliśmy w podobnym wieku czy w zbliżonej sytuacji. Jeśli inni nie przyjmują naszych wysiłków jako wkłady, często uznajemy, że nasze dobre intencje zostały odrzucone, i przestajemy się starać.

Złota reguła mówi: „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Przekładając na twierdzenie pozytywne – postępuj wobec innych tak, jak chciałbyś, aby oni postępowali wobec ciebie. Myślę jednak, że w głębszym znaczeniu chodzi o zrozumienie indywidualności innych, tak jak ty sam chciałbyś być zrozumiany, i wtedy dopiero traktowanie ich zgodnie z tym zrozumieniem. Pewni rodzice, którym udało się znakomicie wychować dzieci, wyrazili to słowami: „Traktując ich inaczej, traktuj ich tak samo”.

Przywiązywanie wagi do drobnych spraw

Jakże ważna jest odrobina dobroci i uprzejmości. Małe nieuprzejmości, lekka nieżyczliwość, cień braku szacunku powodują duże straty na koncie emocjonalnym. W związkach z ludźmi małe rzeczy są rzeczami wielkimi.

 

Pamiętam pewien wieczór, który kilka lat temu spędziłem z moimi dwoma synami. Było to dobrze zorganizowane wyjście ojca z synami, gdzie znalazło się niemal wszystko, co mogą lubić mali chłopcy – gimnastyka, zmagania siłowe, hot dogi, oranżada i kino.

W środku seansu filmowego czteroletni wówczas Sean zasnął. Resztę filmu zobaczyłem zatem z jego sześcioletnim bratem, Stephenem. Gdy seans się skończył, wziąłem Seana na ręce, zaniosłem go do samochodu i położyłem na tylnym siedzeniu. Ponieważ noc była chłodna, zdjąłem płaszcz i delikatnie otuliłem nim synka.

Kiedy przyjechaliśmy do domu, szybko zaniosłem Seana do jego pokoju i położyłem do łóżka. Stephen włożył piżamę, umył zęby, wszedł do łóżka, a ja położyłem się obok niego, aby porozmawiać o minionym dniu.
– Fajnie było, Stephen, nie?
– Fajnie – odpowiedział.
– Dobrze się bawiłeś?
– Dobrze.
– Co ci się najbardziej podobało?
– Nie wiem. Może trampolina…
– To było fajne, nie? Te salta i sztuki w powietrzu…
Nie odpowiadał. Stwierdziłem, że to ja podtrzymuję rozmowę. Zastanawiałem się, dlaczego Stephen jest taki zamknięty. Zwykle po ekscytujących przeżyciach był bardzo rozmowny. Byłem troszkę zawiedziony. Czułem, że coś jest nie tak. Był zbyt cichy w czasie drogi do domu i potem, gdy przygotowywał się do spania.
Nagle Stephen odwrócił się do ściany. Chciałem wiedzieć, dlaczego, i uniosłem się na tyle, by zobaczyć napływające mu do oczu łzy.
– Co się stało, kochanie?
Odwrócił się do mnie i czułem, że jest zakłopotany łzami i charakterystycznie drżącą brodą.
– Tatusiu, gdyby mnie było zimno, czy także przykryłbyś mnie swoim paltem?
Ze wszystkich wydarzeń niezwykłego dnia najważniejszy był mały akt dobroci – chwilowe, podświadome okazanie miłości jego braciszkowi.

 

To zdarzenie stało się dla mnie potężną lekcją. Jesteśmy bardzo delikatni, bardzo wrażliwi. Nie wydaje mi się, by wiek czy doświadczenie robiły tu większą różnicę. Najtwardsi, najbardziej gruboskórni ludzie mają w środku kruche uczucia i emocje płynące z serca.

ciąg dalszy w książce „7 nawyków skutecznego działania” Covey’a
POLECAM! :)

Zobacz również:
Paradygmat
7 nawyków skuteczności
Bądź wzorem, nie krytykiem.
Dlaczego kobiety tyle gadają o problemach
Przestań mówić – zacznij się porozumiewać

Paradygmat

Posted on: 2011-01-05

Niesamowicie inspirujący fragment ksiażki „7 nawyków skutecznego działania” Stephena R. Covey’a.

Zapraszam do pewnego intelektualnego i emocjonalnego przeżycia. Popatrz przez kilka sekund na obrazek nr 1.
A teraz spójrz na obrazek nr 2 i dokładnie opisz, co widzisz.
Widzisz kobietę? Ile dałbyś jej lat? Jak wygląda? Jak jest ubrana? Jak myślisz, kim jest?
Prawdopodobnie opisujesz kobietę około 25-letnią, czarującą, raczej elegancką, z małym noskiem, skromną aparycją. Jeśli jesteś samotnym mężczyzną, chętnie byś się z nią umówił. Jeśli zajmujesz się handlem odzieżą, widziałbyś ją jako modelkę.
A jeśli powiem, że się mylisz? Jeśli powiem, że to rysunek smutnej 60 lub nawet 70-letniej kobiety z wielkim nosem, która z pewnością, nie jest modelką, ale raczej kimś, komu prawdopodobnie pomógłbyś przejść przez ulicę?
Kto ma rację? Spójrz na obrazek jeszcze raz. Czy widzisz. starą kobietę? Jeśli nie, spróbuj ponownie. Widzisz jej duży garbaty nos? Jej szal na głowie?
Gdybyśmy rozmawiali osobiście, moglibyśmy podyskutować. Ty opowiedziałbyś mi, co widzisz, a ja opisałbym ci postrzegany przeze mnie obraz. Ponieważ zrobić tego nie możemy, spójrz i przestudiuj obrazek numer 3 i wróć do rysunku nr 2. Czy teraz widzisz już starą kobietę? Ważne jest, abyś ją Zobaczył, zanim zaczniesz czytać dalej.

Po raz pierwszy spotkałem się z tym eksperymentem wiele lat temu w Harwardzkiej Szkole Biznesu. Wykładowca użył go, by klarownie zademonstrować, że dwoje ludzi, patrząc na tę samą rzecz, może różnie ją postrzegać, i oboje mają rację. Nie jest to kwestia logiki, lecz psychiki.
Przyniósł on zestaw dużych kart; połowa z nich była wizerunkiem młodej kobiety, którą widziałeś na rysunku nr 1, połowa zaś rysunkiem starej kobiety (obrazek nr 3). Rozdał je klasie: młodą kobietę jednemu rzędowi, starą – drugiemu. Polecił w skupieniu przyglądać się im przez 10 sekund, po czym zebrał rysunki. Następnie wyświetlił na ekranie rysunek nr 2 – kombinację dwóch poprzednich – i poprosił studentów, by go opisali, Niemal każda z osób, które poprzednio oglądały wizerunek młodej kobiety, widziała ją nadal na ekranie, a prawie wszyscy, którzy patrzyli przedtem na rysunek staruszki, teraz też widzieli staruszkę. Następnie profesor poprosił kogoś z jednej połowy klasy, aby wyjaśnił studentowi z drugiej połowy, co widzi na rysunku. Po chwili rozmowy ujawniły się problemy komunikacyjne;
– Jak to „stara”? Ona nie ma więcej niż dwadzieścia, góra dwa­dzieścia dwa lata!
– Daj spokój, żartujesz. Ma siedemdziesiąt i to z okładem!
– Co z tobą, nie widzisz czy co? To młoda czarująca dziewczyna, chętnie bym się z nią umówił.
Czarująca?! Stara wiedźma!
Każda z osób przekonana była, że ma rację, i twardo obstawała przy swoim. Działo się tak pomimo jednej niezmiernej przewagi studentów – większość z nich przekonała się wcześniej podczas demonstracji, że istnieje inny punkt widzenia – czego wielu z nas nigdy by nie przyznało. Niemniej początkowo zaledwie kilku studentów próbowało popatrzeć na obraz z innego punktu widzenia.
W końcu ktoś podszedł do ekranu i palcem obwiódł jedną z linii rysunku, mówiąc:
– Oto naszyjnik dziewczyny. Na to ktoś inny powiedział:
– Nie, to usta staruszki.
Stopniowo zaczęto spokojnie omawiać konkretne różnice, aż wreszcie studenci mieli wyobrażenie obu wizerunków. Spokojna, konkretna i pełna wzajemnego szacunku komunikacja doprowadziła w końcu do tego, że każdy z nas potrafił zobaczyć inny punkt widzenia. Kiedy jednak odwróciliśmy na chwilę wzrok i ponownie spojrzeliśmy na rysunek, znowu widzieliśmy go zgodnie z dziesięciosekundowym uwarunkowaniem.

Często posługuję się tą demonstracją postrzegania, pracując z oddzielnymi ludźmi czy zespołami pracowników, ponieważ daje ona lepszy wgląd zarówno w indywidualną, jak i grupową skuteczność działania. Przede wszystkim pokazuje, jak silnie warunkowanie wpływa na postrzeganie i paradygmaty. Skoro dziesięć sekund ma taki wpływ na to, co widzimy, to jaki wpływ muszą mieć uwarunko­wania w życiu?

Zobacz również:
Bądź wzorem, nie krytykiem.
Zaprojektuj się! ;)
Przestań mówić – zacznij się porozumiewać
Poczucie bezpieczeństwa

Fragment książki Melody Beattie „Koniec współuzależnienia”. Polecam gorąco. :)

Oderwanie się nie jest oderwaniem się od osoby, o którą się troszczymy, lecz od bólu, który sprawia nam zaangażowanie się w jej sprawy.

Nie możemy zacząć pracować nad sobą, zacząć żyć naszym własnym życiem, zacząć żywić zdrowe uczucia i rozwiązywać swoje własne problemy, dopóki nie oderwiemy się od przedmiotu naszej obsesji.

Wiele osób przywiązuje się do ludzi ze swego otoczenia i do ich problemów. Nie chodzi o normalne uczucia, takie jak polubienie kogoś, przejęcie się jakimś problemem czy poczucie więzi ze światem. Przywiązanie, to nadmierne zaangażowanie, niekiedy beznadziejne wręcz uwikłanie się w sprawy innych.

Może ono przybierać różne formy:

  • Możemy zacząć zamartwiać się i skupiać całą naszą uwagę na jakimś problemie lub osobie.
  • Możemy też stopniowo popaść w obsesję kontrolowania osób z naszego otoczenia, kierowania nimi i decydowania o ich sprawach.
  • Zamiast robić wszystko z własnej, nieprzymuszonej woli, możemy zacząć sprowadzać nasze działania do reakcji na zachowania innych.
  • Możemy uzależnić się emocjonalnie od otaczających nas osób.
  • Możemy stać się opiekunami naszych bliskich, zawsze gotowymi spieszyć im z pomocą i umożliwiającymi im funkcjonowanie. Wówczas przywiązujemy się do myśli, że osoby te stale nas potrzebują, a nasze działania ograniczone są ich potrzebami.

Jeżeli całą naszą energię poświęcamy innym i ich problemom, to nie mamy już siły ani czasu, aby zająć się naszymi własnymi sprawami. Sprawy innych pochłaniają nas tak bardzo, że nie możemy czytać, oglądać telewizji, czy pójść na spacer. Żyjemy w stałym napięciu, zastanawiając się, co ona powiedziała, a czego nie powiedziała, co zrobiła albo czego nie zrobiła, albo co jeszcze zrobi. Oczywiście, zawsze jest wiele powodów do niepokoju i zmartwienia, zawsze jest wiele spraw, za które ktoś powinien wziąć odpowiedzialność. Jeśli jednak weźmiemy wszystkie obowiązki na siebie, to dla osób z naszego otoczenia nie zostanie nic. My będziemy się przepracowywać, oni nie będą mieć nic do roboty. Poza tym martwienie się o innych i o ich problemy nic nie daje. Nie rozwiązuje to bowiem tych problemów, nie pomaga innym i nie pomaga nam. Jest to po prostu marnowanie sił i energii.

Czym jest oderwanie się?

Zacznijmy od tego, czym oderwanie się nie jest. Otóż nie jest ono chłodnym i wrogim zerwaniem, nie jest pełnym rezygnacji i przygnębienia pogodzeniem się ze wszystkimi przeszkodami, które los piętrzy na naszej drodze, nie jest absolutną obojętnością na innych i ich problemy, nie jest bezmyślnym oddawaniem się rozkoszom, nie jest wreszcie zrzuceniem ze swych barków prawdziwych obowiązków wobec innych i siebie ani zerwaniem więzów łączących nas z innymi. Nie jest również rezygnacją z miłości i troski, aczkolwiek niekiedy może to być w danym momencie najlepszy sposób oderwania się.

Oderwanie się jest uwolnieniem się (odcięciem, odpuszczeniem) od problemu lub osoby w „duchu miłości”. Uwalniamy się intelektualnie, emocjonalnie i niekiedy fizycznie od niezdrowych i często bolesnych ingerencji w życie i obowiązki innej osoby oraz od problemów, których nie jesteśmy w stanie rozwiązać.

Oderwanie opiera się na następujących przesłankach: każdy odpowiada sam za siebie, nie potrafimy rozwiązać problemów innej osoby, martwienie się sprawami innych nic nie pomaga. Przyjmujemy politykę trzymania się z dala od obowiązków innych i zajmowania się tylko naszymi własnymi problemami. Jeśli ktoś wpędził się sam w kłopoty, to musi wypić piwo, które nawarzył. Pozwalamy innym być sobą. Dajemy im swobodę decydowania o sobie i możliwość dorośnięcia do obowiązków. Tę samą swobodę dajemy też sobie. Staramy się jak najlepiej przeżyć życie. Staramy się ustalić, co możemy, a czego nie możemy zmienić, a potem rezygnujemy z prób zmienienia tego, czego zmienić nie jesteśmy w stanie. Robimy co w naszej mocy, żeby rozwiązywać pojawiające się problemy, a kiedy nie uda się ich rozwiązać, przestajemy się nimi martwić i denerwować. Uczymy się żyć z nimi, a może raczej mimo nich. Staramy się znaleźć szczęście w życiu, radując się nawet drobiazgami i dziękując za nie.

Oderwanie się oznacza życie chwilą obecną – życie tu i teraz. Pozwalamy, by nasze życie płynęło swobodnie, nie staramy się wtłaczać go w żadne sztywne formy ani regulować. Nie usiłujemy wpłynąć na bieg wydarzeń. Zapominamy o przykrych wspomnieniach i obawach o przyszłość. Staramy się maksymalnie wykorzystać każdy dzień.

Fakt, że odrywamy się od innych nie znaczy, że przestaliśmy się nimi interesować, ale że uczymy się kochać, dbać o nich i zajmować się nimi bez wpadania w obłęd. Przestajemy robić to wszystko, co wytwarza chaos w naszych umysłach i w naszym otoczeniu. Gdy przestajemy się niespokojnie miotać, gdy wyzwalamy się spod przymusu ustawicznego troszczenia się i kontrolowania, odzyskujemy zdolność podejmowania przemyślanych decyzji o tym, jak okazywać swą miłość i jak rozwiązywać problemy. Możemy wówczas swobodnie wybrać taki sposób zajmowania się innymi, który rzeczywiście pomaga im a jednocześnie nie sprawia bólu nam samym.

Pożytki płynące z oderwania się są wielkie. Odzyskujemy spokój i pogodę ducha, zdolność ofiarowywania i przyjmowania miłości w sposób wzbogacający nas i dający nam nowe siły, swobodę decyzji i możliwość znajdowania rzeczywistych rozwiązań stojących przed nami problemów. Odnajdujemy możliwość życia swoim własnym życiem bez brania na siebie winy czy odpowiedzialności za kłopoty innych. Czasami oderwanie się skłania nawet ludzi z naszego otoczenia, by zaczęli sami rozwiązywać swoje problemy. Przestajemy się o nich martwić, więc w końcu sami zaczynają o siebie dbać. Każdy zajmuje się swoimi sprawami i obowiązkami.

Oderwij się. Odpręż się. Usiądź wygodnie. Weź głęboki oddech. A teraz skup się na swoich sprawach.

Zobacz również:
Odcinamy pępowinę, czyli koniec problemów z teściową
Prawdziwa miłość
Trójkąt dramatyczny Stephana B. Karpmana
Bajka o motylu
„tak bardzo się o Ciebie boję”
Wizja

.

Poniższe fragmenty pochodzą z artykułu portalu PsychologiaKobiety.pl Odcinamy pępowinę, czyli koniec problemów z teściową.

 

Niestety, wielu matkom zażyła relacja z synem rekompensuje brak relacji z małżonkiem. Uniezależnienie się syna oznacza dla nich utratę jedynej osoby, w której ulokowały swoje uczucia.

(..)

Należy pamiętać, że toksyczna teściowa to również kobieta i matka, której z pewnością zależy na szczęściu swojego syna, ale zdaje się zapominać o tym, że matka wychowuje dziecko dla świata, nie dla siebie.

(..)

Z drugiej strony, mężczyzna wchodzący w związek małżeński musi sobie zdawać sprawę, że miejsce pierwszej kobiety w jego życiu zajmuje od tej chwili żona i ta świadomość jest podstawą prawidłowego funkcjonowania związku, gdyż nie matce ale żonie ślubuje wierność. W przeciwnym razie, rozdarty miedzy matką i żoną, nie będzie prawidłowo pełnił roli głowy rodziny, ponieważ nie będzie w stanie samostanowić o sobie i podejmować niezależnych decyzji.

(..)

Przede wszystkim musimy zrozumieć, że problem z teściową nie leży na linii teściowa – synowa, ale na linii mąż – jego matka. Jako synowe, w sposób bezpośredni, możemy wpływać na zachowanie teściowej w bardzo ograniczonym stopniu. Wytaczanie dział przeciwko niej jest bezcelowe i może doprowadzić jedynie do pogłębienia konfliktu, nie tylko z teściową, ale również z mężem.

(..)

Ważne jest abyśmy zrozumiały sytuację, w jakiej znalazł się mąż. Z jednej strony chce on sprostać stawianym mu przez nas oczekiwaniom, z drugiej czuje się zobowiązany i pragnie być lojalny wobec matki, która go wychowała i ofiarowała mu część swojego życia. W efekcie ma poczucie stawania wobec wyboru między żoną a matką, a przecież na obu bardzo mu zależy. Dlatego stara się unikać sytuacji, w których powinien definitywnie wypowiedzieć się za którąś ze stron. Takie zachowanie z kolei potęguje naszą frustrację i niechęć do teściowej. To ślepy zaułek.

(..)

warto pamiętać o tym, że nikt nie ma prawa wchodzić między małżonków, bez względu na intencje jakie nim kierują.

Zobacz również:
Albo męskość albo mama
Jestem silna i godna szacunku!
Prawdziwa miłość
Nie zależy mu na Tobie !
„Wredni ludzie” Jay Carter

.

Z życzeniami zaznawania zawsze tylko prawdziwej miłości :)
„Zachowanie pełne miłości nie niszczy cię, nie wytrąca z równowagi, nie tworzy uczucia nienawiści do samego siebie. Miłość nie rani, jest dobra. Zachowanie pełne miłości zapewnia ci dobrą kondycję emocjonalną. Gdy ktoś okazuje ci miłość, czujesz się akceptowany, otoczony troską, wartościowy i poważany. Prawdziwa miłość rodzi poczucie ciepła, przyjemności, bezpieczeństwa, stabilności i wewnętrznego spokoju.”
źródło: „Toksyczni rodzice” Susan Forward

fragment książki „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus” Johna Gray’a, ze szczególną dedykacja dla wszystkich mężczyzn, którzy dziwią się, że potrzebujemy tak straszliwie drążyć swoje problemy :D

„GADANIE”, KTÓRE PRZYNOSI ULGĘ

Gdy kobieta pozostaje pod wpływem stresu, czuje instynktowną potrzebę rozmowy o swoich uczuciach i wszystkich problemach, jakie się z nimi wiążą. A gdy już zacznie mówić, żadnej z kwestii nie oddaje pierwszeństwa. Kobietę wyprowadzoną z równowagi niepokoją w równym stopniu sprawy wielkie, jak i małe. Odruchowo nie zabiera się wcale do rozwiązywania problemów, lecz szuka uspokojenia w opowiadaniu o tym, co czuje, komuś, kto ją zrozumie. I rzeczywiście, swobodne „gadanie” o kłopotach przynosi jej ulgę.

Podczas gdy zaniepokojony mężczyzna, zająwszy się jedną konkretną sprawą, ma tendencję do zapominania o wszystkich innych, kobieta w tej samej sytuacji rozciąga swoje zainteresowania na dosłownie wszystkie problemy i może poczuć się lepiej, nie zajmując się wcale rozwiązywaniem któregokolwiek z nich. Mówiąc o swoich kłopotach, zdobywa pełniejszą świadomość tego, co rzeczywiście ją nęka, i nagle odkrywa, że nie jest już tak napięta.

Żeby znaleźć ukojenie, kobiety opowiadają o problemach przeszłych, przyszłych, potencjalnych, a nawet o takich, które po prostu są nie do rozwiązania, a im więcej mówią, tym lepiej się czują. Jeśli kobieta w dodatku ma świadomość, że jest słuchana, jej napięcie stopniowo znika.

Po omówieniu jednej sprawy robi krótką przerwę i przechodzi do następnej. Przywołuje swoje kłopoty, rozczarowania i frustracje, przy czym kolejne poruszane przez nią kwestie nie zawsze pozostawają w logicznym następstwie.

Jeśli kobieta mówiąc, nie spotka się ze zrozumieniem, zacznie zajmować się coraz szerszym kręgiem spraw.

Tak jak ukryty w jaskini mężczyzna potrzebuje do odprężenia się kilku mało istotnych „problemików”, tak kobieta mówiąca w próżnię odczuwa potrzebę wypowiadania się na tematy nie bardzo naglące. Żeby zapomnieć o swoich bolesnych uczuciach, może się zaangażować emocjonalnie w problemy innych i znaleźć pewną ulgę, omawiając kłopoty znajomych, krewnych czy współpracowników.

Niezależnie jednak od tego, czy mówi o sprawach swoich czy cudzych – „gadanie” jest naturalną i zdrową reakcją Wenusjanki na stres.

Jak mężczyźni reagują na kobiecą potrzebę mówienia

Kiedy kobiety mówią o jakichś problemach, mężczyźni zwykle im przerywają. Mężczyzna sądzi, że kobieta mówi o kłopotach, bo uważa, iż on jest za nie odpowiedzialny. Im więcej tematów partnerka wówczas porusza, tym bardziej mężczyzna czuje się obwiniany. Nie zdaje sobie sprawy, że kobieta poczuje się lepiej, jeśli tylko zostanie wysłuchana.

Marsjanie wypowiadają swoje problemy, wyłącznie obwiniając kogoś lub szukając rady. W chwilach gdy kobieta jest bardzo zdenerwowana, mężczyzna uważa, że właśnie go obwinia, a gdy tylko trochę zaniepokojona – sądzi, że szuka u niego rady.

Opierając się na takim przekonaniu, mężczyzna albo wkłada czapkę Pana Załatwiacza i „rozwiązuje” problem, albo „odpiera atak”. Jednak zarówno w jednym, jak i drugim przypadku nie słucha.

Jeżeli partner zaproponował wyjście z sytuacji, kobieta po prostu mówi dalej. Po zaoferowaniu dwóch czy trzech rozwiązań mężczyzna sądzi, że powinna się poczuć lepiej. Jeśli tak się nie dzieje, a jego rady są ignorowane, czuje się nie doceniony.

W przypadku gdy czuje się atakowany, zaczyna się bronić. Uważa, że jeśli się wytłumaczy, kobieta przestanie go obwiniać. Tymczasem im bardziej się broni, tym bardziej ona wydaje się zdenerwowana. Mężczyzna nie pojmuje, że partnerka nie oczekuje od niego żadnych wyjaśnień i potrzebuje tylko, by zrozumiał jej uczucia i pozwolił dalej mówić. Jeśli zachowa się mądrze i nie będzie jej przerywał, kobieta w chwilę po tym, jak go krytykowała, z pewnością przejdzie do omawiania innych spraw.

Rzeczą, która szczególnie frustruje mężczyzn, jest poruszanie przez kobiety kwestii, w których niczego nie da się zrobić. Zdenerwowana kobieta wyrzuca z siebie takie na przykład skargi:
„Wcale mi dobrze nie płacą”.
„Ciocia Luiza coraz częściej choruje. Z roku na rok czuje się gorzej”.
„Powinniśmy mieć większy dom”.
„Co za susza! Kiedy wreszcie spadnie deszcz?”
„Niedługo chyba całkiem wyczerpiemy nasze konto”.
Dla kobiety wypowiedzi tego typu są po prostu metodą wyrażania niepokojów, rozczarowań i frustracji. Na ogół zdaje sobie sprawę, że nie można tu nic poradzić, jednak, żeby znaleźć ukojenie, musi o tym mówić. Czuje się podtrzymana na duchu, jeśli słuchający nawiąże do jej frustracji i rozczarowań. Jednak mówiąc o sprawach nie do rozwiązania, może wpływać frustrujące na partnera – chyba że ten rozumie, iż „wygadanie się” jest jej potrzebne do dobrego samopoczucia.

Mężczyźni tracą cierpliwość także wtedy, gdy kobiety omawiają swoje sprawy w najdrobniejszych szczegółach, niesłusznie sądząc, że znajomość wszystkich tych detali będzie istotna dla rozwiązania problemu. Mężczyzna niecierpliwie upatruje istoty sprawy i znów nie uświadamia sobie, że partnerka nie oczekuje od niego rozwiązania, lecz tylko zainteresowania i zrozumienia.

Słuchanie jest dla mężczyzny trudne także dlatego, że w nieokiełznanym potoku kobiecej wymowy stara się on znaleźć jakiś logiczny porządek. Po poruszeniu przez partnerkę trzech czy czterech kwestii czuje się okropnie sfrustrowany poszukiwaniem między nimi jakiegokolwiek związku.

Innym powodem, dla którego mężczyzna może zrezygnować z dalszego słuchania, jest odgadnięcie myśli przewodniej. Nie może przecież szukać rozwiązania, dopóki nie wie, o co właściwie chodzi. Im większą liczbą szczegółów będzie zasypywany, tym bardziej słuchanie będzie go denerwowało. Czułby się lepiej, gdyby pamiętał, że partnerce takie mówienie o drobnostkach przynosi ulgę. Tak jak mężczyzna spełnia się, odrzucając zawiłe detale rozpatrywanej sprawy, tak kobieta czuje się usatysfakcjonowana, jeśli omówi swój problem w najdrobniejszych szczegółach.

Kobieta może uczynić słuchanie bardziej znośnym dla partnera poprzez uporządkowanie wypowiedzi. Powinna rozpoczynać od przedstawienia istoty sprawy, a dopiero potem zagłębić się w szczegóły. Nie należy też zmuszać mężczyzny do domyślania się czegokolwiek. Kobiety na ogół z przyjemnością zostawiają w swych opowieściach margines dla domysłów, ponieważ dodaje to całej historii „uczucia”. Słuchacz-kobieta radośnie odbiera taką formę wypowiedzi, mężczyzna natomiast na ogół się denerwuje.

Łatwo rozpoznać stopień niezrozumienia kobiety przez mężczyznę. Wystarczy w tym celu obserwować, jak często przerywa partnerce, gdy ta opowiada o swoich problemach.

Mężczyzna, ucząc się, jak zadowolić kobietę, odkryje, że słuchanie nie jest wcale tak trudne. Co więcej – kobieta może przypominać partnerowi, że po prostu tylko mówi o swoich sprawach i nie oczekuje od niego żadnych rozwiązań. To z pewnością pomoże mu się odprężyć i jej wysłuchać.

(…)

Wielu mężczyzn, a także wiele kobiet ma bardzo krytyczne nastawienie do potrzeby mówienia o kłopotach. Wynika to stąd, że nigdy nie doświadczyli, jak kojąco może działać zwykłe wygadanie się. Nie widzieli, jak kobieta, która czuje, że jest słuchana, może się w mgnieniu oka przeobrazić: odprężyć się i wytworzyć w sobie pozytywny stosunek do otoczenia. Najczęściej są to ci, którzy pamiętają, że kobieta (zwykle ich matka), która nie czuła się słuchana, drążyła temat swoich kłopotów w nieskończoność. (Takie zachowanie jest właściwe kobietom, które przez dłuższy czas nie czują się kochane i słuchane).

Zobacz również:

Miłość to nie wszystko
Przestań mówić – zacznij się porozumiewać
Kobieca furia
Wyrzuć z siebie gniew
Nie zależy mu na Tobie !
Jak umiejętnie krytykować ?
Alice Miller „Gdy runą mury milczenia”

.

kilka pojęć z Marsjańsko-Wenusjańskiego słownika frazeologicznego   :D :D :D

(źródło: „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus” Johna Gray’a

„Nigdy nie wychodzimy z domu” – przetłumaczone na marsjański brzmiałoby: „Mam ochotę na wspólne wyjście. Tak dobrze się zawsze bawimy, kiedy jesteśmy gdzieś razem. Uwielbiam być z tobą. I co ty na to? Może zabierzesz mnie na kolację? Już od kilku dni nie wychodziliśmy”.

Bez tego tłumaczenia mężczyzna rozumie zwrot: „Nigdy nie wychodzimy z domu” następująco: „Nie robisz tego, co do ciebie należy. Jesteś jednym wielkim rozczarowaniem. Niczego już razem nie robimy, bo jesteś leniwy, mało romantyczny, po prostu nudny”.

„Nikt na mnie nie zwraca uwagi” – przetłumaczone na marsjański oznacza: „Dziś mam uczucie, że nie jestem zauważana i doceniana. Wydaje mi się, że nikt mnie nie dostrzega. Wiem, oczywiście, że niektórzy mnie widzą, jednak robią wrażenie, jakbym była im obojętna. Zdaje się, że jestem trochę rozczarowana, bo ostatnio byłeś taki zajęty. Zaczyna mi się wydawać, że nie jestem dla ciebie ważna. Boję się, że praca jest dla ciebie ważniejsza. Przytul mnie i powiedz, że jestem niezwykła”.

Jeśli jednak zdanie: „Nikt na mnie nie zwraca uwagi” pozostanie bez tłumaczenia, mężczyzna usłyszy: „Jestem taka nieszczęśliwa. Nie poświęcasz mi tyle uwagi, ile potrzebuję. Wszystko jest beznadziejne. Nie zauważasz mnie nawet ty, mimo że podobno mnie kochasz. Powinieneś się wstydzić, że jesteś taki nieczuły. Ja bym cię nigdy tak nie ignorowała”.

„Jestem taka zmęczona. Niczego już nie jestem w stanie zrobić” – w języku marsjańskim znaczy: „Tak dużo pracuję. Naprawdę muszę odpocząć, zanim zabiorę się do czegoś jeszcze. Na szczęście, mam w tobie oparcie. Przytul mnie, pochwal moją pracę i powiedz, że zasłużyłam na chwilę odpoczynku, dobrze?”

Kiedy jednak mężczyzna nie dysponuje tym tłumaczeniem, wypowiedź: „Jestem taka zmęczona. Niczego nie jestem już w stanie zrobić” zrozumie następująco: „Ja robię wszystko, a ty nic. Powinieneś więcej mi pomagać. Nie jestem w stanie tyle pracować. Czuję się beznadziejnie. Chciałabym mieszkać z prawdziwym mężczyzną. To, że wybrałam ciebie, było wielką pomyłką”.

„Chciałabym rzucić to wszystko” – w języku marsjańskim brzmi: „Chcę, żebyś wiedział, że jestem zadowolona ze swojej pracy i z życia w ogóle, ale dziś jestem przepracowana. Chciałabym zrobić coś dla siebie, zanim znowu zacznę robić coś dla innych. Zapytaj mnie, proszę, o co mi dokładnie chodzi i posłuchaj życzliwie. Nie proponuj żadnych rozwiązań. Chcę po prostu poczuć, że rozumiesz, jakie napięcie przeżywam. To mi z pewnością pomoże. Poczuję się lepiej i odpocznę, a jutro znów będę odpowiedzialna i samodzielna”.

Bez odpowiedniego tłumaczenia zdanie: „Chciałabym rzucić to wszystko” mężczyzna zrozumie jako: „Muszę robić wiele rzeczy, których nie chcę robić. Związek z tobą jest nieszczęściem. Potrzebuję lepszego partnera, który umiałby wypełnić mi życie. Ty nic w tym kierunku nie robisz”.

(..)

Jeżeli mężczyzna będzie używał naszego słownika przez kilka lat, nie będzie już musiał po niego sięgać za każdym razem, kiedy poczuje się obwiniany lub krytykowany. Zrozumie, jak kobiety czują i którędy wędrują ich myśli. Dojdzie do wniosku, że wszystkich tych dramatycznych wykrzykników nie należy brać zbyt dosłownie, bo są one po prostu sposobem pozwalającym kobiecie pełniej się wypowiedzieć. Takie metody stosowały Wenusjanki, o czym mężczyźni powinni pamiętać.

Jakiś czas temu byłam na wykładzie Jacka Pulikowskiego, którego tematem była komunikacja. Mówił o kilku ciekawych sprawach, pozwalam sobie tutaj umieścić streszczenie tego wykładu.

Jak zauważył na swoim wykładzie Jacek Pulikowski – żeby z kimś się porozumieć niezbędne jest użycie rozumu. Jestem osobą dosyć otwartą, mówienie o różnych sprawach przychodzi mi z dużą łatwością, lecz mimo to, nie zawsze udaje mi się dobrze porozumieć z każdym rozmówcą. Dzięki temu wykładowi zrozumiałam kilka swoich błędów. Gdybym miała je zdefiniować jednym zdaniem powiedziałabym: mówiłam, ale się nie porozumiewałam.

Celem komunikacji jest zbliżenie – to jedno z najważniejszych zdań, jakie usłyszałam na tym wykładzie. Już samo określenie takiego celu sporo zmienia w samym nastawieniu do rozmowy.

Proces komunikowania się można ubrać w dosyć prosty schemat:

Łańcuch komunikacji:

Należy mieć świadomość, że intencja jest zawsze inna od interpretacji. Te same słowa mogą być zrozumiane przez różne osoby w różny sposób. Dlatego bardzo ważne jest, żeby odbiorca zapytał nadawcę czy dobrze zrozumiał znaczenie jego słów udzielając nadawcy informacji zwrotnej o tym jak zinterpretował jego wypowiedź. Nadawca ma wtedy szansę zweryfikować interpretację i sprecyzować swoją intencję, a co za tym idzie – dobrze porozumieć się z odbiorcą.

Ludzie kłócą się zazwyczaj nie o fakty a o interpretacje.

Nadawca powinien starać się być maksymalnie przeźroczysty, odbiorca – maksymalnie empatyczny.
Mężczyznom łatwiej przychodzi przeźroczystość – jak coś mówią to wiadomo po co to mówią, ich przekaz jest z reguły prosty.
Natomiast kobietom łatwiej z empatią wysłuchać swojego rozmówcę.
Wniosek ?
Kobieta dokładnie wie, co chce przekazać jej mężczyzna.
Mężczyzna nie ma pojęcia o czym mówi kobieta
;)

Dzięki temu wykładowi dotarło do mnie, że jeśli chcę być dobrze zrozumiana, muszę najpierw zastanowić się po co chcę coś powiedzieć, a dopiero później mówić.

Najczęstsze błędy komunikacji

INTENCJA (dlaczego / po co coś się mówi?)
Mówienie czegoś bez powodu
Chęć rozmowy w gniewie

PRZEKAZ
– Niewyraźny
– Zbyt rozbudowany lub zawiły
– Za cichy

ODBIÓR
– Brak pokory

Podstawą dobrej komunikacji jest dobre słuchanie. Najważniejsze to usłyszeć co ktoś powiedział.

Łatwiej o klarowność, jeśli już na początku swojej wypowiedzi wytłumaczymy swoją sytuację. „Nie znam zbyt dobrze angielskiego”, „Niedosłyszę”, „Potrzebuję się komuś wyżalić, mogę?”

W rozmowie niedopuszczalne jest krytykowanie czegoś, na co rozmówca nie ma wpływu (np. wzrostu), nie mamy również wpływu na przeszłość – wywlekanie brudów z przeszłości to po prostu ranienie, tak samo jak wypominanie win naszych rodziców.

Warto obudować przekaz przykry przekazem prawdziwym, pozytywnym. Jeśli krytykując kogoś najpierw przypomnimy o tym za co go cenimy, dlaczego jest dla nas ważny itd., a dopiero później powiemy, co nam się nie podoba w jego/jej zachowaniu i z czego jesteśmy w stanie zrezygnować, żeby ta osoba zrezygnowała ze swoich zachowań, to z pewnością łatwiej nam będzie dojść do porozumienia.
Brzmi to może trochę jak manipulacja, „nawijanie makaronu na uszy” (jak powiedział mój znajomy), ale słuchając Jacka Pulikowskiego, który podał przykład tego, jak próbował wytłumaczyć swojej żonie, że nie podoba mu się, jak ona wychowuje ich dzieci, mówiąc jej najpierw jak bardzo ją docenia, ile dla niego znaczy itp, pomyślałam sobie „ona na to zasłużyła”. Mówienie tylko i wyłącznie o tym co złe, zapominając o tym co dobre, to przedstawianie nieprawdziwego obrazu – czyli swego rodzaju manipulacja właśnie.

Podobno czytając / słuchając itd. Zapamiętujemy co najwyżej 15% informacji. W dodatku każdy z nas zapamiętuje co innego, bo różne rzeczy są dla nas ważne. Warto więc jakoś wyróżnić istotne sprawy.

Ciekawe co Wy z tego zapamiętacie ;D. Pozdrawiam cieplutko :)

.


psychoterapeuta - osoba posiadająca certyfikat szkoły psychoterapii lub będąca w trakcie jej zdobywania. Szkolenia PTP czy SN PTP mogą podjąć tylko osoby, które mają wykształcenie psychologiczne czy lekarskie albo od min. 5 lat pracują w ośrodkach zajmujących się psychoterapią.
 
Psycholog czy psychiatra bez szkolenia psychoterapeutycznego nie ma wystarczajacych umiejętności, żeby prowadzić psychoterapię.
 
Specjalista psychoterapii uzależnień i współuzależnienia to osoba, która skończyła wyższe studia (wystarczy pedagogika czy filozofia), oraz szkolenie PARPA - uważajcie w ośrodkach leczenia uzależnień.

Chomik

Statystyki

  • 507 985 odsłon od 11 grudnia 2009

"Pracuj tylko w kręgu wpływu. Podejmuj zobowiązania i wywiązuj się z nich. Bądź latarnią, nie sędzią. Bądź wzorem, nie krytykiem. Bądź częścią rozwiązania, nie częścią problemu.

"Wypróbuj tę zasadę w małżeństwie, w rodzinie, w pracy. Nie dyskutuj nad słabościami innych. Nie dyskutuj nad własnymi. Jeśli popełnisz błąd, dostrzeż go jak najszybciej, napraw, wyciągnij z niego naukę. Nie popadaj w obwiniający, oskarżający nastrój. Pracuj nad tym, nad czym masz kontrolę. Pracuj nad sobą. Nad być."
Stephen Covey

Wystarczy kliknąć

Pajacyk

Twój e-mail