Ryby mają głos!

Posts Tagged ‘Tommy Hellsten

Fragment książki (która jest w dużym stopniu dla mnie drogowskazem) Tommy’ego Hellstena „Wsparcie dla dorosłych dzieci alkoholików”

Chciałbym wspomnieć o czymś, z czym – zwłaszcza Finowie – zdają się mieć wiele kłopotu: mam na myśli duchowość. Być może trudność w poruszaniu tego tematu wiąże się z częstym myleniem duchowości z religijnością, które to sprawy będę traktował tutaj rozdzielnie. Różnica kryje się prawdopodobnie w tym, że podczas gdy każdy człowiek odczuwa naturalną potrzebę wyrażania duchowości, nie wszyscy mają równie silną skłonność od organizowania się, w celu zaspokajania owej potrzeby, w grupę o charakterze religijnym. Spotykałem się nawet ze stosowaniem określenia „wiara” w znaczeniu innym niż „religia”. Ja słowem „duchowość” będę określał naszą ludzką zdolność do posiadania wiary. Trzeba jednak od razu podkreślić, że tak pojmowana wiara nie ogranicza się wyłącznie do kwestii uznawanych za prawdziwe, a słowo to należy rozumieć w kontekście znacznie szerszym i ogólniejszym. Cokolwiek byśmy wszak powiedzieli, wciąż słowem „wiara” określamy wyłącznie to, co uważamy za prawdziwe. Zdanie „Czy wierzysz w św. Mikołaja” równoznaczne jest pytaniu: „Czy wierzysz, że św. Mikołaj istnieje?” Analogicznie pytanie „Czy wierzysz w Boga” oznacza „Czy wierzysz, że Bóg istnieje?” Traktując zagadnienie wiary w taki sposób – jak gdybyśmy mieli na myśli coś, czego istnienia nie da się podważyć – ograniczamy się do poruszania wyłącznie w sferze kognitywnych (czyli poznawczych, intelektualnych) możliwości człowieka. Wiara staje się wówczas zagadnieniem, które na podobieństwo każdego innego można rozpatrywać w sposób racjonalny, przy zastosowaniu linearnego, przyczynowo-skutkowego sposobu myślenia, najistotniejszą zaś kwestią w dyskusji będzie możliwie obiektywne rozpatrywanie argumentów za i przeciw istnieniu Boga. Teologia jest nauką o bogu lub Bogu: przy zastosowaniu konwencjonalnych metod naukowych zajmuje się obiektywnym rozpatrywaniem religijnego aspektu ludzkiego życia. Nie ma ona nic wspólnego z duchowością i spraw tych zdecydowanie nie należy ze sobą mylić.

Cóż zatem mam na myśli, mówiąc o duchowości czy wierze? Duchowość to głęboko zakorzeniona w człowieku potrzeba odczuwania, iż jest on częścią całości, że stanowi jedność z czymś, co jest większe i potężniejsze niż on sam. To także poczucie wspólnoty, jedni z ową całością, połączone z przekonaniem, że jest się przez tę przynależność kierowanym i prowadzonym. Z tego przekonania wynika świadomość własnej bezbronnej znikomości, co z kolei powoduje potrzebę i wolę jednoczenia się z siłą istniejącą poza obrębem własnego ja. Czy przydamy owej mocy miano Boga, czy Siły Wyższej, nie ma w zasadzie żadnego znaczenia. Istotne jest, by odczuwać z Nią żywą więź, prowadzącą do zdania sobie sprawy z tego, iż doznawanie owej więzi wpływa na nasze czyny, myśli i uczucia.

W zasadzie to, co najważniejsze w duchowości człowieka, związane jest z jego własną wolą, wiara jest bowiem wyborem świadomym poszukiwaniem sposobu lepszego życia. Duchowym życiem nie jest w pierwszym rzędzie oczekiwanie wielkich uniesień i mistycznych objawień, a podejmowanie zwykłych, powszednich decyzji. Decyzji wywodzących się ze świadomej potrzeby naprowadzenia życia na nowe tory i nie mniej świadomego poszukiwania owych torów. Zmiana drogi, po której się dotąd kroczyło, oznacza w wielu przypadkach początek życia duchowego. Wiara sama w sobie nie oznacza osiągania jakiegoś celu, tak jak nie ma ona nic wspólnego ze stawaniem się lepszym człowiekiem; jest raczej pogłębieniem odczuwanej dotychczas potrzeby więzi i pomocy, co daje człowiekowi odwagę rzucenia się w wir życia bez stawiania uprzednio przygotowanych warunków. Duchowość to zaufanie w siłę nośną życia, to otwarte przyznanie się do własnej słabości i nieukrywanie jej przed innymi. Wiara tworzy nowe. Z wiary nie rodzi się nic starego. Droga, która za jej przyczyną otwiera się przed człowiekiem – a której nie można ani poznać, ani zorientować się co do jej kierunku – prowadzi go w zupełnie nowe, nieznane dotąd obszary. Wiara jest jak poród, jak proces samego rodzenia się, kiedy to kładąc życie na szali, mamy przebrnąć – z wszelkimi towarzyszącymi temu konsekwencjami – przez wąską szczelinę oddzielającą nas od świata. Prowadzenie życia, które można nazwać duchowym przypomina swobodny lot po uprzednim rzuceniu się z brzegu przepaści. Na nic zdają się w nim zdobyte wcześniej wiedza oraz umiejętności; trzeba odstąpić od wszelkich funkcjonujących dotychczas bezpiecznych rozwiązań. Skok w ową przepaść wynika wyłącznie z zaufania w nośną siłę życia, nie zaś z kalkulacji tyczącej np. spodziewanych z tego powodu korzyści.

Tam, gdzie obecne jest współuzależnienie, duchowość bywa czymś niespotykanym, wręcz niemożliwym: dławi ją jedna z cech owego współuzależnienia, mianowicie przymus sprawowania kontroli nad swoim życiem, wręcz całkowitego zawładnięcia samym sobą. Człowiek taki pokłada całą swoją ufność we własnej sile. Osoba zaś, która polega tylko i wyłącznie na sobie, wcześniej czy później znajdzie się w totalnej izolacji, co powoduje przede wszystkim niemożliwą do opanowania kumulację problemów, ale i towarzyszącą temu coraz słabszą orientację w rzeczywistości. Alkoholizm często bywa definiowany jako choroba ducha, ponieważ jednym z jego podstawowych rysów jest właśnie totalna izolacja od otoczenia. Wraz z postępem choroby miejsce relacji międzyludzkich zajmuje bez reszty alkohol. Oddzielony od dopływu impulsów z zewnątrz, alkoholik zamyka się w hermetycznym kręgu życia wypełnionego samym sobą, co przypomina obcowanie z własnym cieniem. Moim zdaniem, w podobnej sytuacji znajduje się współuzależnienie.

Nieobecność duchowości w życiu człowieka – poza izolacją – powoduje także poczucie braku sensu własnej egzystencji. Ktoś taki zaczyna wówczas poszukiwać owego sensu wszędzie, gdzie tylko słyszał, że może się nań natknąć. Nierzadko wielkie znaczenie przypisuje symbolem zewnętrznym – np. drogim luksusowym przedmiotom, mającym informować otoczenie o osiągnięciu przez niego sukcesu. Podobną funkcję spełniał będzie urządzony bogato i ze smakiem dom, dający wszem i wobec do zrozumienia, że jego właściciel jest człowiekiem szczęśliwym. W świecie biznesu cel ten osiąga się manipulując takimi symbolami jak np. drogie ubrania, szyte przez znane firmy krawieckie, najsubtelniejszym zaś chyba przykładem jest dyskretna i niepozorna – acz zauważana przez wtajemniczonych – metka na swetrze czy podkoszulku, świadcząca o przynależności właściciela do kasty szczęśliwych. Również auta, jachty, dzieła sztuki czy cenna biżuteria mogą pełnić rolę tego typu symboli. Naturalnie nie twierdzę, iż jest coś negatywnego w samym posiadaniu tych dóbr, jednak kiedy ma ono ukryć płytkość i brak sensu życia, wówczas, moim zdaniem, istnieją wszelkie powody do zastanowienia się, czy aby na pewno wybrana droga jest najlepsza. Inną sprawą jest pozwolenie sobie od czasu do czasu na zbytkowy zakup, by podkreślić fakt okazywanego sobie samemu uznania, a inną próba znalezienia owego uznania w oczach bliźnich dzięki posiadaniu zbytkowych przedmiotów.

Pochodną braku duchowości staje się niekiedy perfekcjonizm. Oznacza on, że wszystko, czym się człowiek zajmuje, musi być bezbłędne i nienaganne, w przeciwnym bowiem razie zasługuje wyłącznie na wzgardę. Człowiek cierpiący na perfekcjonizm nie rozstanie się ze swoim dziełem, dopóki nie będzie ono doskonałe. Zwykłe kryje się tu w podteście głęboki wstyd w odniesieniu do swojej osoby. Osoba zniewolona wstydem jest z reguły przekonania, iż jej życie jest nieudane, jej uczucia i potrzeby są napiętnowane owym wstydem, ona sama zaś jest po prostu złym człowiekiem. Przez dłuższy czas podobna świadomość jest nie do zniesienia, dlatego człowiek nią owładnięty próbuje rozprawić się z dokuczającym mu wstydem przez zastąpienie poczucia swej niedoskonałości jej przeciwieństwem: doskonałością. Ryzykuje jednak, że wówczas najmniejsze uchybienie, porażka czy zwykły ludzki błąd obudzić może cały zmasowany w nim dokuczliwy wstyd, powodując wydanie surowego wyroku na samego siebie.

Tak postrzegając tę sprawę, można powiedzieć, że perfekcjonizm pozwala na trzymanie wstydu w ryzach, a wręcz jest skutecznym sposobem ukrywania go przed otoczeniem. Zjawisko to spotyka się również ukryte pod maską religijności. Chodzi tu wszak zwykle o religijność, w której najwyżej stawia się wypełnianie prawa i wymogi tyczące zasad moralnych, nie zaś wspieranie człowieka i pomoc w duchowym rozwoju przez okazywanie miłosierdzia. Perfekcjonizm odziany w szatę religijności żąda od człowieka jego przemiany w samą boską doskonałość. Zapominając jakby przy tym, że sam Bóg stał się człowiekiem, by wskazać nam nową drogę wzrastania i rozwoju, na której człowiek akceptowany jest jako stworzenie ułomne i niedoskonałe, odczuwające wynikającą z tego potrzebę łaski i przynależności do Absolutu. Wezwanie: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”, należy rozumieć jako manifestacją zbawczego działania Boga wobec Syna. Doskonałość zawiera w sobie akceptację ograniczenia i przyzwolenie na niedoskonałość właśnie. Jesteśmy wciąż w podróży, nasza droga nie dobiegła jeszcze celu; tymczasem perfekcjonista wymaga od siebie oraz innych efektu działań, jakbyśmy się już u tego celu znaleźli. Wedle tych oczekiwań powinniśmy już za życia stać się aniołami.

Jak czuć wspólnotę z czymś, co jest potężniejsze niż my,  jak zaufać jakkolwiek rozumianej Sile Wyższej i poddać się jej przewodnictwu jeśli dzieciństwo nauczyło nas, że nie jest możliwe zaufać komukolwiek? Zdaje się, że to najważniejsze, czego musimy się nauczyć …

Zobacz również:
Nic nie mówić, nikomu nie ufać, niczego nie odczuwać
„Jesteś w porządku, nie bój się, zaufaj sobie, tak jak ja ci ufam”

Fragment książki „Wsparcie dla dorosłych dzieci alkoholików. Hipopotam w pokoju stołowym” Tommy’ego Hellstena. Moim skromnym zdaniem ta książka to lektura obowiązkowa każdego DDA – polecam gorąco :)

Dziecko jest (..) wyposażone w umiejętność obrony nienaruszalności swojej osoby, obrony przed złym traktowaniem przez otoczenie. Umiejętność ta nazywana jest gniewem. Jest to wartość pozytywna, dzięki której dziecko ma szansę chronić obecne w nim cechy dziecięce. Gniew to wróg krzywdy i niesprawiedliwości, oręż dobra przeciw złu, jednak podobnie jak lęk i smutek, jest on bezbronny i odkryty na ciosy. Co więcej: nie może zaistnieć bez zgody udzielonej nań przez starsze pokolenie. Jeśli jednak rodzice dziecka sami nie uzyskali nigdy przyzwolenia na posługiwanie się pozytywnym gniewem, nie potrafią udzielić takiego pozwolenia swoim dzieciom. W rodzinie takiej obowiązuje nie wypowiedziana nigdy umowa: nikt z nas nie ma prawa traktować się jako odrębna, inna od reszty osobowość. Nie wolno się bronić i ukrywać, dozwolone jest wchodzenie w butach we wzajemną prywatność. Gniew jest bardzo efektywnym sposobem ochrony swoich dóbr osobistych przed otoczeniem. W momencie kiedy jednak sami nie dysponujemy możliwością zastosowania go wobec innych, a jesteśmy wystawieni na jego działanie, zdając sobie sprawę ze swojej ułomności, przede wszystkim próbujemy pozbawić prawa do jego stosowania tego, kto ów gniew wobec nas okazuje. Odbieramy gniew innych jako coś wyłącznie negatywnego, nie dostrzegając zawartego w nim dobrodziejstwa.
Często zastanawiałem się nad znaczeniem gniewu i musze powiedzieć, że nie byłem do końca przekonany o słuszności przedstawionej powyżej interpretacji. Czy rzeczywiście gniew może mieć charakter pozytywny? W tym momencie przychodzi mi jednak na myśl Stary Testament, w którym wielokrotnie wspominany jest święty gniew Boga. Również i o Chrystusie mówiono, iż nierzadko bywał rozgniewany. Stosował język używany zwykle w gniewie, mówiąc o swych przeciwnikach „plemię żmijowe” czy porównując ich do „pobielanych grobów”, z zewnątrz wyglądających pięknie, ale w środku pełnych nieczystości. A przekupniów ze świątyni – czyż nie przepędzał w złości i gniewie? Rzeczywiście trudno byłoby nazwać Jezusa osobą potulną. Co jednak dzieje się z gniewem, który nie miał szansy wykluć się do końca? Co dzieje się z ową potężną bronią chroniącą dobro przed złem, jeśli nie odbija się ona w rodzicielskich lustrach? Jaki jest los dziecięcego gniewu, budzącego się w momencie, kiedy jest ono bite przez własnego ojca?
Nie wyrażony gniew poddaje się temu samemu mechanizmowi, który obowiązuje w przypadku innych emocji: zostaje wyparty ze świadomości, by zalec na samym dnie formującego się dopiero oceanu osobowości i tam zostać zamrożony. Z czasem staje się częścią istoty dziecka, przybierając postać groźnej bestii wywołującej w nim strach i przerażenie. Gniew, zamiast być traktowany jako uczucie przyjazne, wspomagające egzekwowanie prawa do własnej obrony, staje się obcą, wzbudzającą postrach magmą natarczywej energii, którą bezwzględnie należy utrzymywać w ryzach. Nie wyrażany przez dłuższy czas, gniew przeistacza się w nienawiść i wściekłość. Spiętrzając się, uczucia te są tak dynamiczne, że na ich poskromienie dziecko musi wydatkować ogromne ilości energii. Zdarza się, że próbując sobie jakoś z tym radzić, dziecko rozwija w swojej osobowości cechy będące w pewnym sensie zaprzeczeniem nienawiści, mianowicie staje się uległe, chcące za wszelką cenę przypodobać się otoczeniu, a w rezultacie wyrasta na człowieka, w którym osoby złe i nienawistne wzbudzają niebywały lęk. Boi się ich, ponieważ w jakiś sposób przypominają mu o obecnej w nim samym nienawiści; obecnej w nim, gdyż dziecko nie potrafi się od niej uwolnić. Jest ona i pozostaje w nim, skierowując się najczęściej przeciw niemu samemu, co później, w życiu dorosłym, przybiera formy różnorakich zachowań autodestrukcyjnych.

Fragment książki „Wsparcie dla dorosłych dzieci alkoholików. Hipopotam w pokoju stołowym” Tommy’ego Hellstena.

Przedstawię teraz sytuację rodziny, w której ojciec choruje na alkoholizm. (…)
Zazwyczaj postęp choroby jest stosunkowo powolny i ustalenie granicy, po przejściu której człowiek staje się alkoholikiem, bywa niezwykle trudne. W moim przekonaniu alkoholikiem jest ktoś, kto zawarł z alkoholem tajne przymierze. Rozumiem przez to, że rozstrzygającym faktem w tej sprawie jest znaczenie, jakie alkohol dla owej osoby przedstawia. Mniej ważna jest natomiast spożywana ilość, jak też straty powodowane w życiu owej osoby przez alkohol. Mimo stosunkowo wolnego tempa postępu choroby zmiany objawiają się jednak nieuchronnie. Alkoholik jest jakby opleciony potężnymi mackami ośmiornicy, która z pełną premedytacją w coraz ciaśniejszym splocie wiedzie nieszczęśnika ku śmierci. Wzięcie odpowiedzialności za cokolwiek pochłania mu z każdym dniem coraz więcej wysiłku. Mając na przykład do wyboru dbałość o rodzinę lub alkohol, „wybiera” naturalnie ten drugi. W sytuacji kiedy stan przechodzi już w chorobę, wydaje się, że ofiara zostaje całkowicie pozbawiona możliwości wyboru – jest zmuszona do przedkładania alkoholu ponad zdecydowaną większość istotnych życiowych spraw. Mówi się wówczas, że człowiek utracił panowanie nad alkoholem.
Ten, nad kim kontrolę przejął alkohol, zezwala mu na kierowanie całą resztą swojego życia. Ojciec we wziętej tu za przykład rodzinie znalazł się z czasem w sytuacji uniemożliwiającej mu sprawowanie rodzicielstwa, od którego kro po kroku coraz bardziej odstępował. Podejmowaniem decyzji w tej mierze zajął się jego nałóg. Nie będąc świadomym tego, co naprawdę się z nim dzieje, próbuje usprawiedliwiać swoje postępowanie a to ciężką pracą, to znów nieudanym małżeństwem, trudnym dzieciństwem czy nieprzychylnym mu szefem. Najważniejsze jest jednak, że nie rozumie prawdziwej przyczyny swojego picia oraz nie przejawia zbytniego zainteresowania, by jej dociekać. Sprawia to, że unika osób, które z jakichś przyczyn chciałyby z nim na ten temat rozmawiać. Okłamywanie otoczenia jest konsekwencją oszukiwania samego siebie.

Żona czuje wyraźnie, że grozi jej utrata męża. Niepokoi ją to, martwi się o niego, ale także ona nie rozumie powodów. Czyżby naprawdę sama była przyczyną wszystkiego? Czy mąż ma rację, twierdząc, że przyczyną nieszczęścia jest ich źle układające się małżeństwo? Niepokój żony stale wzrasta. Zwłaszcza teraz, kiedy utrzymanie rodziny spadło właściwie na jej barki, bo męża wciąż nie ma. Jeśli nawet fizycznie jest w domu, psychicznie wydaje się nieobecny. Jest to dla niej dziwne i niezrozumiałe. Coraz częściej próbuje instynktownie rozwikłać ów problem, rozmyślając nad nim samotnie całymi godzinami. Męczy ją on w dzień, kiedy powinna być obecna dla dzieci. Męczy też nocami, odganiając potrzebny do zebrania nowych sił sen. Jest przepełniona strachem i niepokojem, przyjmując początkowo całą winę za powstałą sytuację na siebie. Z czasem ogarnia ją gorycz, będąca konsekwencją przekonania o złym i niesprawiedliwym traktowaniu jej przez męża, który jakby całkowicie o niej zapomniał. Zdarzają się jej gwałtowne wybuchy nagromadzonych emocji, lecz zauważa prędko, iż prowadzą one wyłącznie do okresów jeszcze intensywniejszego pijaństwa męża, więc w końcu z dwojga złego wybiera milczenie. Co jakiś czas jednak, wbrew jej woli i powziętej decyzji, nadmiar wypieranych ze świadomości uczuć próbuje znaleźć ujście. Odbywa się wtedy kolejna nie prowadząca do niczego awantura, wzmagająca dodatkowy niepokój.
Z czasem żona zamyka się w sobie, zagłębiając się bez reszty w rozterkach. Wydaje się jej, że najważniejszą sprawą jest utrzymywanie otoczenia w niewiedzy o tym, jak sprawy mają się naprawdę, dlatego zaczyna okłamywać rodzinę, sąsiadów, szefa, u którego mąż jest zatrudniony. Jej głównym zadaniem staje się stwarzanie pozorów, że wszystko jest jak należy – żadnych problemów, mamy się doskonale. Im sytuacja gorsza, tym pozory muszą być mocniejsze.
W związku z tym, że w opinii żony mąż zupełnie utracił kontrolę nad piciem, ona sama – przy użyciu wszelkich dostępnych środków – musi się owym kontrolowaniem zając. Środki te to szantaż, groźby, system kar i nagród, wymyślne chowanie butelek z wódką, wszelkiego rodzaju manipulacja etc. Niebawem żona – ze swym pijącym mężem jako centralnym i jedynym punktem zainteresowania, pochłaniającym całą jej uwagę – osiąga typowy stan „wypalenia się”. Traci własną tożsamość, jej życie przestaje się liczyć. Wszystkie siły – tak psychiczne, jak i fizyczne – podobnie jak u jej pijącego męża zostają zaangażowane w sprawy związane z alkoholem. Nie ma już miejsca na spełnianie roli matki w stosunku do własnych dzieci, które utraciwszy wcześniej ojca, są teraz całkowicie pozbawione psychicznej obecności obojga rodziców. Siły ojca pochłania alkohol, a cała uwaga matki skoncentrowana jest na jego chorobie. Oto typowy przykład zaniku rodzicielstwa na styku dwóch pokoleń.

Zobacz również:
Współuzależnienie w łańcuchu pokoleń
Trójkąt dramatyczny Stephana B. Karpmana
Mit rodzica doskonałego
Obwinianie rodziców – czy to potrzebne?

Fragment książki Tommy Hellsten “Wsparcie dla dorosłych dzieci alkoholików. Hipopotam w pokoju stołowym”. Polecam :)

„Współuzależnienie to choroba, lub stan przypominający chorobę, powstająca kiedy człowiek ma na co dzień do czynienia z bardzo silnie objawiającym się zjawiskiem, z którym nie umie sobie poradzić. Nie będąc w stanie zintegrować go ze swoją osobowością, dopasowuje się do niego”.

Jak widzimy definicja zawiera w sobie najistotniejsze elementy współuzależnienia:
– silnie objawiające się zjawisko,
– bliskość tego zjawiska,
– niemożność poradzenia sobie z nim,
– przystosowanie się do niego,
– proces powstawania choroby lub stanu przypominającego chorobę.

Stwierdziłem już wcześniej, że psychika człowieka dotkniętego współuzależnieniem zawiera wpisaną jakby z góry informację o możliwości łagodzenia pewnych napięć z pomocą narkotyku, dlatego też ludzie ci na ogół łatwiej niż inni znajdują do nich drogę. Sam wybór środka podlega naturalnie wielu uwarunkowaniom, pośród których wymienić można choćby predyspozycje genetyczne, warunki środowiskowe czy po prostu różnice w trudności jego zdobycia. Wspomniana szczególna właściwość psychiczna współuzależnionego nie powoduje naturalnie, iż staje się on automatycznie uzależniony, lecz sprawia, że środek odurzający ma dla niego specjalne znaczenie ze względu na zawarty w nim pewien potencjał nadziei, obietnicy. Jest to obietnica osiągnięcia radości, odpoczynku, spokoju i nadania życiu sensu. Problemy współuzależnionego mają swoje źródło głównie w jego braku kontaktu ze swoimi cechami dziecięcymi, z dzieckiem wewnętrznym. Z powodu utożsamiania się z fałszywym ja nie jest on w stanie rozpoznać swoich autentycznych potrzeb oraz uczuć, swego prawdziwego ja. Szukanie wsparcia w narkotyku jest próbą znalezienia sposobu na opanowanie lęku i ulżenia ciężarom, z jakimi zmuszony się jest borykać.

Czytaj resztę wpisu »

"Wsparcie dla dorosłych dzieci alkoholików" Tommy Hellsten [okładkaJedną z najbardziej polecanych książek o DDA jest książka „Wsparcie dla dorosłych dzieci alkoholików. Hipopotam w pokoju stołowym” Tommy’ego Hellsten.

Pierwszy raz przeczytałam tę książkę jakieś 3 lata temu. Była to moja pierwsza książka o tematyce DDA. Przeczytanie jej było dla mnie ogromnym przeżyciem. Największe wrażenie zrobiła na mnie informacja, że istnieje coś takiego jak wewnętrzne dziecko – puściłam wodze fantazji i wyobraziłam sobie małego bobaska, który radośnie chodził wokół mnie poznając świat. Może właśnie taka jestem ? :D
W każdym razie książka sporo mi uświadomiła, była to wiedza, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Wyjaśnia dosyć obszernie mechanizmy, które decydują o powstaniu syndromu DDA/DDD, funkcjonowanie ludzi dotkniętych tym syndromem, oraz sam proces terapeutyczny. Czytaj resztę wpisu »


psychoterapeuta - osoba posiadająca certyfikat szkoły psychoterapii lub będąca w trakcie jej zdobywania. Szkolenia PTP czy SN PTP mogą podjąć tylko osoby, które mają wykształcenie psychologiczne czy lekarskie albo od min. 5 lat pracują w ośrodkach zajmujących się psychoterapią.
 
Psycholog czy psychiatra bez szkolenia psychoterapeutycznego nie ma wystarczajacych umiejętności, żeby prowadzić psychoterapię.
 
Specjalista psychoterapii uzależnień i współuzależnienia to osoba, która skończyła wyższe studia (wystarczy pedagogika czy filozofia), oraz szkolenie PARPA - uważajcie w ośrodkach leczenia uzależnień.

Chomik

Statystyki

  • 507 986 odsłon od 11 grudnia 2009

"Pracuj tylko w kręgu wpływu. Podejmuj zobowiązania i wywiązuj się z nich. Bądź latarnią, nie sędzią. Bądź wzorem, nie krytykiem. Bądź częścią rozwiązania, nie częścią problemu.

"Wypróbuj tę zasadę w małżeństwie, w rodzinie, w pracy. Nie dyskutuj nad słabościami innych. Nie dyskutuj nad własnymi. Jeśli popełnisz błąd, dostrzeż go jak najszybciej, napraw, wyciągnij z niego naukę. Nie popadaj w obwiniający, oskarżający nastrój. Pracuj nad tym, nad czym masz kontrolę. Pracuj nad sobą. Nad być."
Stephen Covey

Wystarczy kliknąć

Pajacyk

Twój e-mail