Ryby mają głos!

Posts Tagged ‘relacje

Perswazja

Posted on: 2012-04-22

Książka „TAK! 50 sekretów nauki perswazji” przekonuje nas o tym, że odpowiedni dobór słów i zachowań może w dużym stopniu pomóc w osiąganiu wytyczonych celów. Dzięki nauce perswazji można stać się lepszym rodzicem, zwiększyć swoją skuteczność w pracy, być bardziej lubianym wśród sąsiadów i znajomych. Po prostu trzeba wiedzieć w jaki sposób formułować swoje prośby. Czyż to nie brzmi ciekawie?
Książka oparta jest na różnego rodzaju badaniach naukowych. Część z tych „sekretów” wydaje się oczywista, część jest dosyć zaskakująca. Zacytuję Wam fragment, który mnie w dużym stopniu zaskoczył, a jednocześnie pomyślałam, że warto o nim napisać osobom, które mają problem z proszeniem o pomoc i radę.

Jakiej wskazówki dotyczącej perswazji użyczył nam Benjamin Franklin?
Urodzony w 1706 roku Benjamin Franklin jest znany jako pisarz, polityk, dyplomata, naukowiec, wydawca, filozof i wynalazca. Jako polityk był głównym twórca pojęcia narodu amerykańskiego. Jako dyplomata działający podczas wojny o niepodległość zapewnił Stanom Zjednoczonym pomoc Francji, dzięki czemu amerykańska rewolucja zakończyła się sukcesem. Jako naukowiec dokonał kilku ważnych odkryć i sformułował kilka teorii dotyczących elektryczności. Z kolei jako wynalazca zasłynął stworzeniem okularów dwuogniskowych, licznika odległości i piorunochronu. Jednak najbardziej elektryzującym z jego odkryć było chyba wymyślenie sposobu zdobywania przychylności oponentów z pomocą ni mniej, ni więcej, jak tylko przysparzania kłopotu antagonistom.
Kiedy Franklin był członkiem zgromadzenia ustawodawczego Pensylwanii, martwił go zaciekły opór polityczny i wrogość innego delegata. Franklin sam najlepiej wyjaśnia, w jaki sposób udało mu się zyskać szacunek, a nawet przyjaźń tego mężczyzny:
„Nie zamierzałem wszakże ubiegać się o jego życzliwość drogą okazywania mu służalczych względów, ale odczekawszy trochę obrałem inną metodę. Wiedząc, że ma on w swojej bibliotece pewną bardzo rzadką, a interesującą książkę, wystosowałem doń list, w którym wyraziłem pragnienie przejrzenia książki oraz prośbę, aby zechciał łaskawie pożyczyć mi ją na kilka dni. Przysłał mi ją natychmiast, ja zaś zwróciłem po niespełna tygodniu z nowym listem, w którym wypowiedziałem moją gorącą wdzięczność. Kiedy niebawem spotkaliśmy się w Izbie, przemówił do mnie (czego nigdy dotąd nie robił) i wdał się w nader uprzejmą rozmowę. Odtąd też okazywał zawsze gotowość dopomagania mi przy każdej sposobności i wkrótce bardzo się zaprzyjaźniliśmy, a przyjaźń ta trwała aż do jego śmierci. Wypadek ten potwierdził raz jeszcze prawdziwość starej maksymy, której dawno już się nauczyłem, a która głosi, że >>Ten, kto raz ci wyrządził przysługę, będzie bardziej skory oddać ci nową niż ktoś, komuś Ty usłużył<<„.
Wiele lat później psycholodzy Jon Jecker i David Landy postanowili sprawdzić, czy Franklin miał rację. W ramach przeprowadzonego eksperymentu badani wygrywali w zawodach pewną sumę pieniędzy od eksperymentatora. Później badacz prosił część z tych osób o zwrot wygranych pieniędzy, tłumacząc, że zostało mu bardzo niewiele środków na życie. Większość zgodziła się oddać wygraną. Drugiej grupy badanych nie poproszono o zwrot środków. Jakiś czas później wśród wszystkich przeprowadzono anonimową ankietę, aby sprawdzić, jak bardzo badani lubią eksperymentatora.
Czy skuteczność strategii Franklina, na pierwszy rzut oka sprawiająca wrażenie nielogicznej, została w ten sposób potwierdzona? Tak. Jecker i Landy odkryli, że ci, których poproszono o przysługę oceniali eksperymentatora wyżej niż osoby, których nie poproszono o zwrot pieniędzy.
Dlaczego? Z innych badań wiemy, że ludzie mają silną motywację do modyfikowania swoich postaw w sposób zgodny z wcześniejszymi zachowaniami. Kiedy oponent Franklina wyświadczał przysługę osobie, której nie darzył sympatią, prawdopodobnie musiał pomyśleć: „Dlaczego zmieniam swoje postępowanie, aby pomóc komuś, kogo nawet nie lubię? Być może ten Franklin wcale nie jest taki zły? Jak się nad tym głębiej zastanowić, być może nawet posiada jakieś pozytywne cechy …”
Strategia Franklina sprawdza się w zarządzaniu relacjami w wielu różnych środowiskach. Na przykład często potrzebujemy pomocy ze strony współpracownika, sąsiada lub kolegi, który z jakiegoś powodu nie postrzega nas w zbyt korzystnym świetle. Możemy mieć pewne opory przed poproszeniem o przysługę, obawiając się, że ta osoba będzie nam jeszcze bardziej niechętna. Mamy więc skłonność do odwlekania prośby, co może opóźnić wykonanie bardzo ważnego zadania. Wyniki opisanego eksperymentu świadczą o tym, że takie wahanie jest nieuzasadnione.
W przypadku pewnych, naprawdę niemiłych dla nas osób proszenie o przysługę może wydawać się bardzo ryzykowne. Weź jednak pod uwagę, że jeśli twoje relacje z takim człowiekiem są zupełnie bezowocne, to najgorszą rzeczą, jaka może cię spotkać, jest dalszy brak porozumienia z nim. Warto więc spróbować zmienić tę sytuację. Nie masz przecież nic do stracenia.

Nie wiem co sprawia, że stwierdzenie „masz rację” daje nam satysfakcję. Może szkoła i jej model przedstawiania wiedzy jako jedynej prawdziwej? Może „posiadanie racji” nas dowartościowuje? Daje nam poczucie bezpieczeństwa? Czy wiedza, wszelkiego rodzaju teoria czy poglądy są warte tego, żeby o nie walczyć i się nieustannie o nie spierać?
Bardzo podoba mi się podejście, które nie wygłasza „jedynych prawdziwych” poglądów, wygłaszające jedynie punkt widzenia.

Na tym rysunku przedstawiono pewien kształt. Z punktu widzenia obserwatora A przedstawia on literę „M”, obserwator B – widzi literę „E”, obserwator C – literę „W”, a D – cyfrę „3”. Wszyscy ci obserwatorzy mogliby się spierać w nieskończoność o to kto ma rację zupełnie bez sensu.

Spieranie się o rację jest bez sensu … w przeciwieństwie do spokojnego, rzeczowego przedstawienia swojego punktu widzenia.

Zobacz również:

Nie tylko polityka
Zmiany, na które nie mamy wpływu
Bądź wzorem, nie krytykiem

Synergia często jest określana dziwnym równaniem 1+1 = 3. Oznacza ono, że dwie osoby, które ze sobą współpracują są w stanie osiągnąć więcej niż gdyby pracowały osobno.

Dla porównania kompromis określany jest równaniem 1+1 = 1,5. Współpraca oparta o kompromis sprawia, że obie strony na tym tracą.

Różnicę pomiędzy synergią a kompromisem można przedstawić również takim przykładem:
Dwie siostry kłóciły się o pomarańczę. Obie chciały wziąć ją dla siebie. Po długiej kłótni (bitwie w kisielu, wyrywaniu włosów, drapaniu pazurkami i innych przyjemnościach ;) ) zdecydowały się na kompromis i podzieliły tę pomarańczę na pół. Młodsza obrała swoją połówkę, wyrzuciła skórki i z zadowoleniem zjadła miąższ. Starsza wyrzuciła miąższ ze swojej połowy (ani trochę nie lubiła go jeść) a upragnione skórki wykorzystała do upieczenia pysznego ciasta.
Gdyby zamiast ze sobą walczyć, porozumiały się – młodsza siostra zjadłaby miąższ z całej pomarańczy, a starsza miałaby więcej skórek do swojego ciasta … Zamiast kompromisu byłaby synergia.

Zdecydowanie częściej walczymy ze sobą niż naprawdę współpracujemy. Szczególnie my – osoby wywodzące się z toksycznych domów, w których nie można było liczyć na zrozumienie. Każda relacja, każdy konflikt wydaje się być walką, w której jedna strona prędzej czy później zostanie ofiarą. Czasem zamiast dbać o swoje prawa i interesy poddajemy się by chociaż uniknąć bolesnej potyczki. Czasem, bojąc się bycia poszkodowanym w sporze – walczymy jak lwy. A to nie tak.

Wiara w to, że istnieje inne rozwiązanie, że w każdej sytuacji można osiągnąć satysfakcjonujące porozumienie dodaje skrzydeł. Pozwala wyjść z roli ofiary. Nie wymaga też tak wiele energii, gdy z całych sił walczymy „o swoje” niszcząc przy okazji relację.  Nie trzeba być ani katem ani ofiarą. Wystarczy być … sobą.

Wystarczy wiedzieć czego się chce, czego się oczekuje, jakie są nasze możliwości i wierząc w synergię podjąć inicjatywę.

Wymaga to jednak odrobiny wysiłku. Choćby do tego, żeby się zastanowić czego tak naprawdę chcemy :)

Nie można niestety liczyć na to, że osoba, z którą chcemy się porozumieć słyszała o synergii i wie jak działa. Dlatego to my sami musimy wyjść z inicjatywą i najpierw spróbować zrozumieć drugą stronę. Dowiedzieć się czego chce, czego oczekuje i jakie są jej możliwości. Kiedy to zostanie ustalone, można przedstawić własny punkt widzenia.

Znam tę zasadę od ponad roku, ale ciągle popełniam błędy – po prostu o niej zapominam … A to najsilniejsza, najbardziej dodająca poczucie bezpieczeństwa i własnej siły zasada jaką znam. Wiara w nią rozświetla nawet najczarniejsze scenariusze. Wierzę, że kierując się synergią można zdobyć wszelkie szczyty, nie tracąc przy okazji możliwości bezpiecznego powrotu w doliny :)

Pamiętaj o synergii! :)

Dawno, dawno temu, w pewnym królestwie do pałacu podczas nieobecności króla wtargnął demon. Demon był tak obrzydliwy, cuchnął tak okropnie a to co mówił było tak odrażające, że strażnicy i inni pracownicy pałacu zamarli ze strachu. To sprawiło, że demon bez przeszkód wkroczył do sali tronowej znajdującej się w środku budynku i zasiadł na królewskim tronie.
Widząc demona na tronie króla strażnicy natychmiast odzyskali przytomność umysłów.
„Wynoś się stąd!” – krzyczeli – „Nie masz prawa tu być! Jeśli natychmiast nie ruszysz swojego grubego tyłka, porozcinamy go na strzępy!”
Po tych gniewnych słowach demon urósł kilka centymetrów, jego twarz stała się brzydsza, odór jeszcze bardziej intensywny a jego słownictwo jeszcze bardziej wulgarne.
Walczono mieczami, użyto sztyletów, wypowiadano groźby. Każde napastliwe słowo czy agresywny czyn, a nawet pełna złości myśl sprawiała, że demon rósł kolejne kilka centymetrów, stawał się jeszcze brzydszy, jeszcze bardziej cuchnący, i jeszcze bardziej wulgarny.
Walka trwała w najlepsze przez długi czas aż powrócił król. Zobaczył na własnym tronie tegoż gigantycznego demona. Nigdy wcześniej nie widział niczego tak odrażająco paskudnego, nawet w kinie. Smród demona mógłby przyprawić o mdłości nawet robale. I używał wyrazów bardziej odpychających niż te, które moglibyście usłyszeć w barach pełnych kompletnie zalanych kiboli po przegranym meczu ich ulubionej drużyny.

Król był mądry. Dlatego był królem: wiedział co należy zrobić.
„Witaj” – powiedział ciepło – „Witaj w moim pałacu. Czy ktoś zaproponował Ci już coś do picia? Albo do jedzenia?”
Po tych kilku miłych gestach, demon zmalał o parę centymetrów, stał się odrobinę mniej brzydki, mniej śmierdzący i mniej wulgarny.
Pałacowy personel w mig zrozumiał w czym rzecz. Ktoś zapytał demona czy chciałby filiżankę herbaty. „Mamy czarną, zieloną albo Earl Gray. A może wolałby pan miętę? Jest bardzo zdrowa” Ktoś inny zamówił przez telefon pizzę, monstrualną dla tak wielkiego demona, podczas gdy inni przygotowywali kanapki (diabelnie pyszne). Jeden z żołnierzy zrobił demonowi masaż stóp, a drugi w tym czasie wymasował mu kark.
„Mmmmm! To było przyjemne” pomyślał demon. Z każdym miłym słowem, czynem czy myślą, demon zmniejszał się, stawał się mniej brzydki, mniej cuchnący i mniej wulgarny. Zanim dostarczono pizzę, demon skurczył się do rozmiaru, który miał gdy wtargnął na królewski tron. Ale nie przestawali go rozpieszczać. Wkrótce demon stał się tak mały, że aż trudno go było dostrzec. Po kolejnym akcie dobroci zniknął zupełnie.

Nazywamy takie potwory „pożerającymi gniew demonami”. Twój partner może czasem być takim „pożerającym gniew demonem”. Rozzłość się na nie a staną się gorsze – jeszcze bardziej brzydkie, jeszcze bardziej śmierdzące, i bardziej napastliwe. Problem urośnie o parę centymetrów za każdym razem gdy się na nie wściekasz, nawet w myślach. Być może dostrzegasz już własny błąd i wiesz co robić.
Ból to inny „pożerający gniew demon”. Kiedy podchodzimy do niego z gniewem myśląc:  „Bólu! Wynoś się stąd! Nie masz prawa tu być!” Ból urośnie jeszcze bardziej i sytuacja pogorszy się w różny sposób. To trudne zachować życzliwość dla czegoś tak brzydkiego i przykrego jak ból, ale pojawią się chwile w naszym życiu kiedy nie będzie innej alternatywy. Kiedy witamy ból naprawdę serdecznie, zmniejsza się, sprawia mniej problemów a czasem znika kompletnie.
Niektóre nowotwory to „pożerające gniew demony”, brzydkie i odrażające potwory siedzące w naszych ciałach, na naszym „tronie”. To naturalne powiedzieć „Spadaj stąd! Nie masz prawa tu być!” Kiedy wszystko zawodzi, a może nawet wcześniej, być może będziemy potrafili powiedzieć „Witaj”. Niektóre karmią się stresem – to dlatego są „pożerającymi gniew demonami”. Te rodzaje nowotworów dobrze reagują gdy „Władca Pałacu” odważnie mówi: „Nowotworze, drzwi mojego serca są dla Ciebie w pełni otwarte, jakkolwiek się zachowasz. Zapraszam!”

To fragment książki Ajahna Brahma „Who ordered this truckload of dung”. Przypowieść o pożerającym gniew demonie pochodzi jeszcze z czasów Buddy i można ją znaleźć w buddyjskiej Tipitace.

„Pożerającym gniew demonem” może być każdy, z jakiegoś powodu, trudny dla nas człowiek, trudna sytuacja itd. W swoim życiu nigdy nie borykałam się z nowotworem, ale np. z kompleksami i owszem. Za każdym razem, kiedy z czymś walczyłam – problem powiększał się. Wredna teściowa, której okazywałam dezaprobatę stawała się bardziej wredna, trudny problem do rozwiązania, który znienawidziłam stawał się problemem nie do rozwiązania, wyobrażanie się sobie czarnej, beznadziejnej przyszłości – sprawiało, że odechciewało mi się żyć … A rozwiązanie wydaje się być proste – dobro, sympatia, uśmiech, który przekazujemy innym, z którymi podchodzimy do problemów i sytuacji – wraca do nas i dodaje nam sił. A czasem nawet sprawia, że problemy znikają …

Zobacz również:
Bankowe konto emocji
„Jesteś w porządku, nie bój się, zaufaj sobie, tak jak ja ci ufam”
Bądź szczodry w pochwałach
Przestań mówić – zacznij się porozumiewać
Poczucie bezpieczeństwa
„tak bardzo się o Ciebie boję”
Metta Bhavana

Metta Bhavana

Posted on: 2011-10-21

Określenie „Metta Bhavana” tłumaczy się jako „praktyka miłującej dobroci”. To buddyjska medytacja, ale można ją traktować jak modlitwę. Wygląda tak:

Zamknij oczy i pomyśl o czymś miłym. :)

1. Najpierw życzliwość skieruj do samej/samego siebie. (Albo pomódl się o swoje szczęście)
„Obym był(a) szczęśliwy(a). Obym był(a) spokojny(a). Oby dobrze mi się powodziło.”

2. Pomyśl o osobach Ci bliskich, o rodzinie, przyjaciołach. Każdej z tych osób życz szczęścia i pomyślności np. „oby był szczęśliwy. Oby był spokojny. Oby dobrze mu się powodziło” (albo pomódl się o szczęście i pomyślność tych osób)

3. Pomyśl o osobach, które lubisz, które znasz, które są Ci obojętne i każdej z nich z osobna, albo jakiejś grupie tych osób życz szczęścia i pomyślności (albo pomódl się o ich szczęście i pomyślność)

4. Pomyśl o osobach, których nie lubisz, być może nawet nienawidzisz, które są trudne itd. Życz im szczęścia i pomyślności. (albo pomódl się o ich szczęście i pomyślność)

5. Pomyśl o wszystkich ludziach, a może nawet o wszystkich czujących istotach na świecie. Oby one również znalazły szczęście.

—-

Mnie taka medytacja pozwala być „ponad” swoją złością. Nie tłumię jej, ale mam poczucie, że jest coś ważniejszego niż złość. Mogę być na kogoś zła, ale jednocześnie dla niego życzliwa.
Uświadamiam też sobie swoje uczucia wobec różnych osób. To przyjemne odkryć jak bardzo się kogoś lubi :) Ważne dla mnie jest również to, że najpierw myślę o sobie, dopiero później o innych. To daje mi poczucie jakiegoś takiego uporządkowania mojego małego świata. Polecam :)

Kobiety pragną bardziej – pod tym nietrafionym (moim skromnym zdaniem) tytułem kryje się świetna komedia obyczajowa w gwiazdorskiej obsadzie nakręcona na podstawie książki „Nie zależy mu na tobie” Grega Behrendta i Lizy Tuccillo, o której pisałam tutaj.

Obejrzałam. Polecam! :)

Dezyderata

Posted on: 2011-10-15

Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu, i pamiętaj jaki spokój może być w ciszy.

Tak dalece jak to możliwe bez wyrzeczeń bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi.

Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, i wysłuchaj tego, co mówią inni, nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swą opowieść.

Unikaj głośnych i napastliwych, są udręką ducha.

Jeżeli porównujesz się z innymi, możesz stać się próżny lub zgorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od ciebie.

Niech twoje osiągnięcia zarówno jak plany będą dla Ciebie źródłem radości.

Koncentruj się na swojej pracy zawodowej,  jakakolwiek byłaby skromna. Jest ona prawdziwą wartością w zmiennych kolejach losu. 

Bądź ostrożny w interesach; na świecie bowiem pełno oszustwa.
Lecz niech Ci to jednak nie zasłoni prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie jest pełne heroizmu.

Bądź sobą, a zwłaszcza nie udawaj uczucia. Nie bądź cyniczny wobec miłości; albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa.

Przyjmuj pogodnie doświadczenia zdobyte wraz z wiekiem, z wdzięcznością wyrzekając się przymiotów młodości.

Kształtuj siłę ducha, by była tarczą dla ciebie w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się czarnymi scenariuszami. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.

Obok zdrowej dyscypliny bądź łagodny dla siebie. Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa masz prawo być tutaj. I czy to jest dla ciebie jasne czy nie, nie wątp, że wszechświat objawia się tak jak powinien.

Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, jakkolwiek Go rozumiesz, i niezależnie od tego czym się zajmujesz i do czego aspirujesz, w chaosie życia zachowaj pokój ze swą duszą.

Przy całej swej złudności, znoju i niespełnionych marzeniach świat nadal jest piękny.
Bądź pogodny. Staraj się być szczęśliwy

Max Ehrmann

Źródło oryginału: http://mwkworks.com/desiderata.html

Częściowo oparłam się na tłumaczeniu rozpowszechnianym w AA/Al-Anon.

Dzisiaj wybory. Która partia najlepsza? Która najgorsza? Kto ma rację? Polityka to jeden z tych tematów, których bezpieczniej nie poruszać :D Jest jak pole minowe – nigdy nie wiadomo kiedy i gdzie coś wybuchnie … Można stracić przyjaciela, rękę, nogę ;) a już na pewno dobry nastrój.

Niemniej jednak to dosyć trudne – przejść obojętnie obok kogoś, kto się MYLI. Wszak możemy miłosiernie wskazać mu WŁAŚCIWĄ drogę.

 

 

W przypadku liścia na głowie, oczka w rajstopach itp – fajnie jest usłyszeć, że coś jest nie tak. Często jednak ludzie starają się „stworzyć nas na swoje podobieństwo” i dyktują nam w co, kiedy i jak powinniśmy być ubrani, jak powinniśmy się zachowywać, co myśleć itd. Piszę „ludzie”, bo wydaje mi się, że ja tak nie robię, choć … przez długie lata „uświadamiałam” innych, gdzie popełniają błąd, w którym miejscu się mylą itd. Wydawało mi się, że w ten sposób im pomagam. Być może w wielu przypadkach nawet miałam rację, ale odbywało się to moim kosztem. Kosztem relacji. Czy warto było? NIE. Zdecydowanie NIE.

Melody Beattie w „Koniec współuzależnienia” pisze tak:
Kiedy przestajemy negować rzeczywistość i zaprzeczać, że ponieśliśmy jakąś stratę czy doznaliśmy w czymś uszczerbku, przechodzimy do następnego stadium, którym jest złość. Może ona być uzasadniona, ale może też być nieuzasadniona. Uzasadniona jest wtedy, kiedy obracamy swój gniew ku osobie odpowiedzialnej za wyrządzoną nam szkodę, nieuzasadniona i zupełnie irracjonalna, kiedy wyładowujemy furię na osobie czy rzeczy, która akurat nawinęła się nam pod rękę. Za poniesione straty możemy obwiniać siebie, Boga i wszystkich wokół siebie. W zależności od charakteru szkody czy straty, możemy być lekko poirytowani lub trochę źli, ale możemy też wpaść w prawdziwą furię i skręcać się w paroksyzmach piekielnego gniewu.
To właśnie dlatego nasze próby naprowadzenia kogoś na właściwą drogę postępowania, pokazania komuś wyjścia z tunelu czy rozwiązania problemu nie zawsze kończą się tak, jak tego oczekiwaliśmy. Jeżeli bowiem przeczymy faktom, nie zmierzamy wprost ku pogodzeniu się z rzeczywistością, lecz nieuchronnie, wcześniej czy później, wpadamy w złość. Oto dlaczego musimy ze szczególną ostrożnością podchodzić do poważniejszych konfrontacji.
„Naprowadzanie ludzi na właściwą drogę postępowania, zdzieranie ich masek, zmuszanie ich do stawienia czoła prawdzie jest bardzo niebezpieczną i niejednokrotnie zgubną misją – pisze John Powell w Why Am I Afraid To Tell You Who I Am? – Człowiek nie może żyć, nie uświadamiając sobie w ogóle tego, jaki jest. Musi przynajmniej częściowo zdawać sobie z tego sprawę. W taki czy inny sposób, uciekając się do jakiejś formy samooszustwa, łączy elementy swej psychiki we względnie spójną całość […] Jeśli zabraknie spoiwa łączącego te elementy, to kto zbierze je do kupy i na powrót poskłada z nich tę biedną istotę?”
Byłam świadkiem przerażających sytuacji, do których dochodziło wtedy, kiedy ludzie w końcu stanęli wobec długo negowanej i odpychanej prawdy. A zatem, jeżeli nosisz się z zamiarem otworzenia komuś oczu na rzeczywistość, powinieneś zwrócić się o pomoc do specjalisty.

Popularne hasło „żyj i daj żyć innym” nie dotyczy tylko przypadków kiedy „inni” zachowują się ok, kiedy mają rację itd. :D Daj żyć innym nawet wtedy, kiedy totalnie się mylą i nieuchronnie idą na dno. Ich wybory. Ich życie. Paradoksalnie – jeśli im nie pozwolimy popełniać swoich błędów, żyć po swojemu – może to się negatywnie odbić na naszym życiu. Mój znajomy niedawno stracił pracę, bo powiedział jednej z osób na wyższym stanowisku cytuję: prawdę. Nic tym nie zyskał – „prawda” nie odmieniła tej osóbki, a on stracił pracę, którą lubił …

Ajahn Brahm na swoich wykładach opowiada czasem taką historię:

Świeżo poślubieni małżonkowie wybrali się po kolacji na spacer do lasu. Był ciepły letni wieczór, było im cudownie, aż do chwili gdy usłyszeli w oddali: „Kwa! Kwa!”
– „Posłuchaj” – powiedziała żona – „To musi być kogut”.
– „Nie, to kaczka” – powiedział mąż.
– „Nie, jestem pewna, że to kogut”
– „Niemożliwe, koguty robią ‚kukuryku’, kaczki ‚kwa kwa’. To kaczka, kochanie” – powiedział z pewną irytacją w głosie.
„Kwa! Kwa!” – zabrzmiało znowu.
– „Słyszysz? To kaczka!” – powiedział.
– „Nie mój drogi. To kogut. Jestem pewna” – zapewniła, tupiąc obcasami.
– „Posłuchaj żono! To … jest … kaczka. K-A-CZ-K-A, kaczka. Zrozumiałaś?” – odrzekł ze złością.
– „Ale to jest kogut” – zaprotestowała.
– „To na pewno kaczka, ty, ty …”
Rozległo się „Kwa! Kwa!” nim powiedział coś, czego nie powinien.
Żona była bliska płaczu. „Ale to jest kogut”
Mąż zauważył łzy w jej oczach i w końcu, przypomniał sobie dlaczego się z nią ożenił. Jego twarz złagodniała i powiedział delikatnie: „Przepraszam, kochanie. Wydaje mi się, że masz rację. To jest kogut.”
– „Dziękuję kochanie” – powiedziała i uścisnęła jego dłoń
„Kwa! Kwa!” rozbrzmiewało echem w lesie, gdy spacerowali dalej przepełnieni miłością.

Jak często sprzeczamy się z partnerem o to czy to kogut czy kaczka?
Jak to wpływa na to co naprawdę ważne w relacji i jakie stawiamy sobie priorytety?
Poza tym, jak możesz być absolutnie, zdecydowanie, ponad wszelką wątpliwość pewny/a czy to kogut czy kaczka?

 

Ostatnio natknęłam się na ten tekst:

PRZEMOC W RODZINIE TO ZAMIERZONE I WYKORZYSTUJĄCE PRZEWAGĘ SIŁ DZIAŁANIE PRZECIW CZŁONKOWI RODZINY, NARUSZAJĄCE PRAWA I DOBRA OSOBISTE, POWODUJĄCE CIERPIENIE I SZKODY.

PRZEMOC W RODZINIE CHARAKTERYZUJE SIĘ TYM, ŻE:

  1. JEST INTENCJONALNA
    Przemoc jest zamierzonym działaniem człowieka i ma na celu kontrolowanie i podporządkowanie ofiary.
  2. SIŁY SĄ NIERÓWNOMIERNE
    W relacji jedna ze stron ma przewagę nad drugą. Ofiara jest słabsza a sprawca silniejszy.
  3. NARUSZA PRAWA I DOBRA OSOBISTE
    Sprawca wykorzystuje przewagę siły narusza podstawowe prawa ofiary (np. prawo do nietykalności fizycznej, godności, szacunku itd.).
  4. POWODUJE CIERPIENIE I BÓL
    Sprawca naraża zdrowie i życie ofiary na poważne szkody. Doświadczanie bólu i cierpienia sprawia, że ofiara ma mniejszą zdolność do samoobrony.

źródło: Niebieska Linia

Poszperałam trochę i znalazłam również to:

Złość to emocja (uczucie). Jest związana z mobilizacją energii i pojawia się zazwyczaj w sytuacjach, w których napotykamy na przeszkodę (szeroko rozumianą) w osiągnięciu ważnego dla nas celu. Przeżywają ją wszyscy i nie mamy wpływu na jej pojawienie się. Dlatego złoszczenie się nie jest samo w sobie ani złe, ani dobre. Możemy mieć natomiast wpływ na to, co robimy, gdy czujemy złość.

Agresję definiuje się najczęściej jako świadome, zamierzone działanie, mające na celu wyrządzenie komuś szeroko rozumianej szkody – fizycznej, psychicznej lub materialnej. Jej charakterystyczną cechą jest używanie przez kogoś siły fizycznej lub psychicznej wobec osoby o zbliżonych możliwościach, mającej zdolność skutecznej obrony. Agresja jest często, lecz nie zawsze, sposobem wyrażania złości. W szczególnych warunkach agresja może przeradzać się w przemoc.

Przemoc to wykorzystanie swojej przewagi nad drugim człowiekiem ( fizycznej, emocjonalnej, społecznej, duchowej). Mamy z nią do czynienia wówczas, gdy osoba słabsza (ofiara) poddana jest przez dłuższy czas negatywnym działaniom osoby lub grupy osób silniejszych (sprawcy przemocy).

źródło: Szkoła bez przemocy

I szczególnie zastanowił mnie punkt o przewadze. „Ofiara jest słabsza a sprawca silniejszy”. I odrobinkę mnie „olśniło”. Nie wiem jak Wy, ale ja raczej kiepsko sobie radzę z czyjąś agresją. Do tej pory traktowałam ją niejako jako formę przemocy, czyli sytuację, w której jestem bezradna. A to najwyraźniej nie tak!
Już samo zastanowienie się, czy osoba, która mnie atakuje ma nade mną istotną przewagę, czy nie i odkrycie, że tej przewagi tak naprawdę jej brak, daje mi prawo (a nawet obowiązek) do obrony. Jeśli jestem atakowana przez kogoś równego sobie, to nie ma żadnego racjonalnego powodu, żeby nie wziąć na siebie odpowiedzialności za to co się dzieje. Zamiast uciekać, chować się do „mysiej dziurki” mogę przecież podjąć jakieś działania, żeby tą osobę powstrzymać. Ustanowić jakieś granice jej zachowań wobec mnie. Nie mówię tu oczywiście o agresji, bo to doprowadziłoby tylko do zaostrzenia istniejącego konfliktu. Mówię o tym, że po prostu nie ma się czego bać, jeśli ktoś mi równy jest w stosunku do mnie agresywny.
No i teraz mam przed oczami mnóstwo relacji, w których czułam się fatalnie, w których sama sobie wydawałam się bezradna. Czy teściowa to osoba, która ma nade mną przewagę czy może jednak nie? Czy szef ma nade mną przewagę? Czy koleżanka, która wybucha złością w jakiś sposób mnie krzywdzi? Patrząc wstecz mam wrażenie, że wiele zależy od moich przekonań, mojego własnego stosunku do danej osoby. Sama niejako oddawałam innym przewagę nad sobą. Zupełnie niepotrzebnie. Czasem wystarczy przewartościować swoje spojrzenie na drugą osobę. Teściowa jako osoba starsza, bardziej doświadczona życiowo, jako matka mężczyzny – na pewno ma swoje niepodważalne atuty, ale kobieta/żona mężczyzny również je posiada. Czy na pewno można mówić o czyjejś przewadze w tej relacji? Szef, pracodawca, jako osoba decyzyjna może mieć duży wpływ na moją karierę, ale ja, jako pracownik mam również swoje prawa i przywileje, zagwarantowane choćby kodeksem pracy. I mogę z tych praw korzystać! A agresywna koleżanka jest tylko agresywną koleżanką, nie potworem, który zje mnie na kolację.
Jeśli jednak dojdę do wniosku, że taka przewaga istnieje i jestem bez szans … wtedy potrzebne mi wsparcie innych osób (lub instytucji), mogę też dla własnego dobra po prostu zrezygnować z takiej relacji. Sama analiza tego czy dane zachowania są agresją czy przemocą sprawia, że mam przed sobą jasną sytuację – jeśli to intencjonalne wykorzystywanie przewagi, mam konkretny, niepodważalny argument, dzięki któremu mogę podjąć decyzję, że nie chcę w takiej relacji dłużej być i jednocześnie mieć przekonanie, że to co robię jest dobrym rozwiązaniem. Koniec poczucia winy, koniec niepewności i bezradności!
Łatwiej napisać, niż zrealizować :D Niemniej jednak wydaje mi się, że słowa „jestem silna i godna szacunku” zyskują dzięki takiemu spojrzeniu mocny fundament. Agresja to nie przemoc.

Zobacz również:
Jestem silna i godna szacunku!
Mity o przemocy
Maltretowanie psychiczne
Mity o przemocy
„Wredni ludzie” Jay Carter
Jak umiejętnie krytykować ?

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam ten film – byłam zszokowana. No bo jak to? Mężczyzna, który poświęca swoje życie kobiecie? Czy to możliwe? WOW! :D

W moim świecie nie było takich mężczyzn. Patrzyłam więc jak zahipnotyzowana na to dziwne zjawisko …

Można ten film odebrać jako współczesną bajkę o śpiącej królewnie, którą książę budzi pocałunkiem ze stuletniego snu … I się rozmarzyć … Ale Almodovar wyraźnie mówi STOP. I dobrze.

„Kiedy piszesz o Kubance na Malecon … ” – mówi Benigno do przyjaciela – „czułem, że ja jestem tą kobietą”. Almodovar trochę „odwrócił” role – w tym filmie to mężczyźni wydają się być bardziej uczuciowi, poświęcają się bezgranicznie dla kobiet.  Zdaje się jednak, że Almodovar powątpiewa w zdolność mężczyzn do w pełni bezinteresownego misjonarstwa …

Jakim człowiekiem był Benigno? Czym się interesował, jakie były jego pasje? Zaryzykuję stwierdzenie, że na te pytania nikt, nawet sam bohater nie byłby w stanie tak naprawdę odpowiedzieć. Wszystko co robił i czym się kierował było związane z obecnymi w jego życiu kobietami – najpierw z matką, a po jej śmierci z Alicją – dziewczyną z sąsiedztwa. Tym kobietom Benigno poświęcił prawie każdą minutę swojego życia, bez nich – jego życie traci całkowicie sens … Wgląd w dzieciństwo mężczyzny  – opuszczony przez ojca, zobligowany do opieki nad chorą, kontrolującą matką – wyjaśnia przyczyny takiego stanu rzeczy.

Postać Benigno i jego absurdalny „związek” z kobietą w śpiączce jest świetną metaforą dla wielu relacji. Benigno ciągle coś opowiada Alicji, mówi jej o wszystkim. Ona natomiast nie mówi prawie nic. Na strzępkach informacji Benigno buduje całą jej tożsamość – „wie” najlepiej, co ona myśli, co czuje itd. Wg niego tworzą świetną parę.

Nie tylko Benigno zatraca się w miłości do kobiet. Jego przyjaciel – Marco, również wydaje się być mężczyzną, który „kocha za bardzo”, i miłość postrzega jako swego rodzaju posłannictwo. Marco także ma wrażenie, że jest w szczęśliwym związku. I w sposób podobny jak Benigno rozmawia z Lydią: mówi, ale nie słucha. Nie ma pojęcia, że jego związek od jakiegoś czasu jest już tylko fikcją.

Czyżby więc tytułowe „Porozmawiaj z nią” było przypomnieniem, że rozmowa polega również, a może nawet przede wszystkim, na wysłuchaniu drugiej osoby?

Uwielbiam ten film. Moim zdaniem to arcydzieło. Polecam gorąco :)


psychoterapeuta - osoba posiadająca certyfikat szkoły psychoterapii lub będąca w trakcie jej zdobywania. Szkolenia PTP czy SN PTP mogą podjąć tylko osoby, które mają wykształcenie psychologiczne czy lekarskie albo od min. 5 lat pracują w ośrodkach zajmujących się psychoterapią.
 
Psycholog czy psychiatra bez szkolenia psychoterapeutycznego nie ma wystarczajacych umiejętności, żeby prowadzić psychoterapię.
 
Specjalista psychoterapii uzależnień i współuzależnienia to osoba, która skończyła wyższe studia (wystarczy pedagogika czy filozofia), oraz szkolenie PARPA - uważajcie w ośrodkach leczenia uzależnień.

Chomik

Statystyki

  • 507 985 odsłon od 11 grudnia 2009

"Pracuj tylko w kręgu wpływu. Podejmuj zobowiązania i wywiązuj się z nich. Bądź latarnią, nie sędzią. Bądź wzorem, nie krytykiem. Bądź częścią rozwiązania, nie częścią problemu.

"Wypróbuj tę zasadę w małżeństwie, w rodzinie, w pracy. Nie dyskutuj nad słabościami innych. Nie dyskutuj nad własnymi. Jeśli popełnisz błąd, dostrzeż go jak najszybciej, napraw, wyciągnij z niego naukę. Nie popadaj w obwiniający, oskarżający nastrój. Pracuj nad tym, nad czym masz kontrolę. Pracuj nad sobą. Nad być."
Stephen Covey

Wystarczy kliknąć

Pajacyk

Twój e-mail