Ryby mają głos!

Posts Tagged ‘szczęście

Słońce jest gdzieś, lecz do nas za bardzo nie dociera …

Mamy za to uśmiech – niezawodny poprawiacz humoru!

Synergia często jest określana dziwnym równaniem 1+1 = 3. Oznacza ono, że dwie osoby, które ze sobą współpracują są w stanie osiągnąć więcej niż gdyby pracowały osobno.

Dla porównania kompromis określany jest równaniem 1+1 = 1,5. Współpraca oparta o kompromis sprawia, że obie strony na tym tracą.

Różnicę pomiędzy synergią a kompromisem można przedstawić również takim przykładem:
Dwie siostry kłóciły się o pomarańczę. Obie chciały wziąć ją dla siebie. Po długiej kłótni (bitwie w kisielu, wyrywaniu włosów, drapaniu pazurkami i innych przyjemnościach ;) ) zdecydowały się na kompromis i podzieliły tę pomarańczę na pół. Młodsza obrała swoją połówkę, wyrzuciła skórki i z zadowoleniem zjadła miąższ. Starsza wyrzuciła miąższ ze swojej połowy (ani trochę nie lubiła go jeść) a upragnione skórki wykorzystała do upieczenia pysznego ciasta.
Gdyby zamiast ze sobą walczyć, porozumiały się – młodsza siostra zjadłaby miąższ z całej pomarańczy, a starsza miałaby więcej skórek do swojego ciasta … Zamiast kompromisu byłaby synergia.

Zdecydowanie częściej walczymy ze sobą niż naprawdę współpracujemy. Szczególnie my – osoby wywodzące się z toksycznych domów, w których nie można było liczyć na zrozumienie. Każda relacja, każdy konflikt wydaje się być walką, w której jedna strona prędzej czy później zostanie ofiarą. Czasem zamiast dbać o swoje prawa i interesy poddajemy się by chociaż uniknąć bolesnej potyczki. Czasem, bojąc się bycia poszkodowanym w sporze – walczymy jak lwy. A to nie tak.

Wiara w to, że istnieje inne rozwiązanie, że w każdej sytuacji można osiągnąć satysfakcjonujące porozumienie dodaje skrzydeł. Pozwala wyjść z roli ofiary. Nie wymaga też tak wiele energii, gdy z całych sił walczymy „o swoje” niszcząc przy okazji relację.  Nie trzeba być ani katem ani ofiarą. Wystarczy być … sobą.

Wystarczy wiedzieć czego się chce, czego się oczekuje, jakie są nasze możliwości i wierząc w synergię podjąć inicjatywę.

Wymaga to jednak odrobiny wysiłku. Choćby do tego, żeby się zastanowić czego tak naprawdę chcemy :)

Nie można niestety liczyć na to, że osoba, z którą chcemy się porozumieć słyszała o synergii i wie jak działa. Dlatego to my sami musimy wyjść z inicjatywą i najpierw spróbować zrozumieć drugą stronę. Dowiedzieć się czego chce, czego oczekuje i jakie są jej możliwości. Kiedy to zostanie ustalone, można przedstawić własny punkt widzenia.

Znam tę zasadę od ponad roku, ale ciągle popełniam błędy – po prostu o niej zapominam … A to najsilniejsza, najbardziej dodająca poczucie bezpieczeństwa i własnej siły zasada jaką znam. Wiara w nią rozświetla nawet najczarniejsze scenariusze. Wierzę, że kierując się synergią można zdobyć wszelkie szczyty, nie tracąc przy okazji możliwości bezpiecznego powrotu w doliny :)

Pamiętaj o synergii! :)


Kilka wieków temu, kilku mnichów siedziało sobie w jaskini w jakiejś dżungli gdzieś w Azji medytując nad bezwarunkową miłością. Był tam opat, jego brat, jego najlepszy przyjaciel. Czwarty był największym wrogiem opata – nie znosili się nawzajem. Piątym mnichem w grupie był bardzo stary mnich, tak zaawansowany wiekowo, że spodziewano się, że umrze lada moment. Szósty mnich był chory – tak bardzo chorował, że też mógł umrzeć w każdym momencie. A ostatnim, siódmym, był bezużyteczny mnich. Zawsze chrapał podczas medytacji, nie potrafił zapamiętać słów sutr, a nawet kiedy pamiętał – śpiewał je fałszując. Nie był w stanie nawet właściwie dbać o swój strój. Ale inni tolerowali go i dziękowali mu za to, że uczy ich cierpliwości.
Pewnego dnia gang bandytów odkrył jaskinię. Była w tak odległym miejscu, tak świetnie ukryta, że postanowili przejąć ją na swoją własną kryjówkę.  Zdecydowali więc zabić wszystkich mnichów. Na szczęście opat był bardzo przekonującym mówcą. Udało mu się – nie pytajcie mnie jak – przekonać gang, by pozwolili mnichom odejść – wszystkim oprócz jednego, który zostanie zabity jako ostrzeżenie dla innych mnichów, by nie zdradzili nikomu lokalizacji jaskini. To było wszystko co opat mógł zrobić.
Zostawiono go samego na kilka minut by mógł podjąć tą straszną decyzję kto powinien zostać poświęcony by inni mogli odejść wolni.
Kiedy opowiadam tę historię jakiejś publiczności, robię tutaj przerwę, by zapytać słuchaczy „No więc, jak myślicie, kogo wybierze opat?” tego rodzaju pytania powstrzymują niektórych słuchaczy przed zaśnięciem, i budzą tych, którzy już zdążyli zasnąć. Przypominam im, że był tam opat, jego brat, najlepszy przyjaciel, wróg, mnich-staruszek, bardzo chory mnich (obaj bliscy śmierci) i bezużyteczny mnich. Jak myślicie kogo wybierze?
Niektórzy z nich sugerują wroga. „Nie” mówię.
„Brata?”
„Pudło”
Bezużyteczny mnich jest często wymieniany – ale jesteśmy niemiłosierni! Kiedy sytuacja już mnie bawi, ujawniam odpowiedz: opat nie był w stanie wybrać.
Jego miłość do brata była dokładnie taka sama, ani większa ani mniejsza niż jego miłość do najlepszego przyjaciela – a ta była dokładnie taka sama jak miłość do jego wroga, do starego mnicha, do chorego mnicha i nawet do drogiego bezużytecznego mnicha. Opat doskonale znał znaczenie bezwarunkowej miłości. Do każdego ze swoich mnichów mówił: „drzwi mojego serca będą zawsze dla ciebie otwarte – niezależnie od tego co zrobisz, niezależnie od tego kim jesteś.”
Drzwi do serca opata były szeroko otwarte dla wszystkich, z bezwarunkową, nie-dyskryminującą, swobodnie płynącą miłością. A najbardziej wzruszające było to, że kochał innych dokładnie tak samo jak kochał siebie. To dlatego nie potrafił wybrać pomiędzy sobą a innymi.

Przypominam moim słuchaczom, że w Biblii napisano „kochaj bliźniego swego jak siebie samego”. Nie bardziej niż siebie i nie mniej niż siebie, ale tak samo jak samego siebie. Znaczy to, że należy traktować innych tak jak samego siebie, i samego siebie tak jak innych.
Dlaczego tak jest, że większość moich słuchaczy pomyślała, że opat wybierze samego siebie na tę ofiarę? Dlaczego tak jest, w naszej kulturze, że zawsze poświęcamy samych siebie dla innych i utrzymuje się, że to jest dobre? Dlaczego jest tak, że jesteśmy bardziej wymagający, krytyczni i chętniej karzemy samych siebie niż kogokolwiek innego? Istnieje tylko jeden powód: nie nauczyliśmy się jeszcze jak kochać samych siebie.
Jeśli sprawia Ci trudność powiedzenie komuś „drzwi mojego serca są dla Ciebie zawsze otwarte, niezależnie od tego co zrobisz”, to ta trudność jest drobnostką w porównaniu z trudnością, której stawiasz czoła by powiedzieć samemu sobie „Hej ja. Jedyna osobo, z którą jestem tak blisko od tak dawna jak tylko sięgam pamięcią. Ja sam(a). Drzwi mojego serca są otwarte również dla mnie. Dla całej(całego) mnie niezależnie od tego co wcześniej zrobiłam(em). Zapraszam.”
To jest to, co mam na myśli mówiąc o miłości do samego siebie: wybaczenie. To uwolnienie się z więzów poczucia winy; to zawarcie pokoju z samym sobą. I jeśli znajdziesz w sobie odwagę by wypowiedzieć te słowa samemu sobie, szczerze, intymnie w swoim własnym świecie wtedy wzniesiesz się, by spotkać idealną miłość. Pewnego dnia, wszyscy musimy powiedzieć do siebie te słowa, lub podobne, z całkowitą szczerością, bez udawania. Gdy to zrobimy, będzie tak jakby jakaś część nas samych, która była odrzucana, która była gdzieś daleko w zimnie przez tak długi czas, wróciła do domu. Czujemy się zjednoczeni, spójni, i uprawnieni do tego by być szczęśliwymi. Tylko wtedy kiedy kochamy samych siebie w taki sposób, wiemy co to znaczy naprawdę kochać innych, nie mniej ani nie więcej.
I proszę pamiętaj, nie musisz być idealny, bez win, żeby dać sobie taką miłość. Jeśli czekasz na doskonałość, ona nigdy nie nadejdzie. Musimy otworzyć nasze serca dla samych siebie, niezależnie od tego co zrobiliśmy. Od tego momentu wewnątrz jesteśmy doskonali.

Ajahn Brahm w książce „Who Ordered This Truckload of Dung”

Zobacz również:
Metta Bhavana
Pożerający gniew demon
Dołowy wyprostowywacz

Jeśli znasz angielski, to polecam naprawdę gorąco:

 

4 lata zajęło mi zrozumienie tej piosenki …

Dawno, dawno temu, w pewnym królestwie do pałacu podczas nieobecności króla wtargnął demon. Demon był tak obrzydliwy, cuchnął tak okropnie a to co mówił było tak odrażające, że strażnicy i inni pracownicy pałacu zamarli ze strachu. To sprawiło, że demon bez przeszkód wkroczył do sali tronowej znajdującej się w środku budynku i zasiadł na królewskim tronie.
Widząc demona na tronie króla strażnicy natychmiast odzyskali przytomność umysłów.
„Wynoś się stąd!” – krzyczeli – „Nie masz prawa tu być! Jeśli natychmiast nie ruszysz swojego grubego tyłka, porozcinamy go na strzępy!”
Po tych gniewnych słowach demon urósł kilka centymetrów, jego twarz stała się brzydsza, odór jeszcze bardziej intensywny a jego słownictwo jeszcze bardziej wulgarne.
Walczono mieczami, użyto sztyletów, wypowiadano groźby. Każde napastliwe słowo czy agresywny czyn, a nawet pełna złości myśl sprawiała, że demon rósł kolejne kilka centymetrów, stawał się jeszcze brzydszy, jeszcze bardziej cuchnący, i jeszcze bardziej wulgarny.
Walka trwała w najlepsze przez długi czas aż powrócił król. Zobaczył na własnym tronie tegoż gigantycznego demona. Nigdy wcześniej nie widział niczego tak odrażająco paskudnego, nawet w kinie. Smród demona mógłby przyprawić o mdłości nawet robale. I używał wyrazów bardziej odpychających niż te, które moglibyście usłyszeć w barach pełnych kompletnie zalanych kiboli po przegranym meczu ich ulubionej drużyny.

Król był mądry. Dlatego był królem: wiedział co należy zrobić.
„Witaj” – powiedział ciepło – „Witaj w moim pałacu. Czy ktoś zaproponował Ci już coś do picia? Albo do jedzenia?”
Po tych kilku miłych gestach, demon zmalał o parę centymetrów, stał się odrobinę mniej brzydki, mniej śmierdzący i mniej wulgarny.
Pałacowy personel w mig zrozumiał w czym rzecz. Ktoś zapytał demona czy chciałby filiżankę herbaty. „Mamy czarną, zieloną albo Earl Gray. A może wolałby pan miętę? Jest bardzo zdrowa” Ktoś inny zamówił przez telefon pizzę, monstrualną dla tak wielkiego demona, podczas gdy inni przygotowywali kanapki (diabelnie pyszne). Jeden z żołnierzy zrobił demonowi masaż stóp, a drugi w tym czasie wymasował mu kark.
„Mmmmm! To było przyjemne” pomyślał demon. Z każdym miłym słowem, czynem czy myślą, demon zmniejszał się, stawał się mniej brzydki, mniej cuchnący i mniej wulgarny. Zanim dostarczono pizzę, demon skurczył się do rozmiaru, który miał gdy wtargnął na królewski tron. Ale nie przestawali go rozpieszczać. Wkrótce demon stał się tak mały, że aż trudno go było dostrzec. Po kolejnym akcie dobroci zniknął zupełnie.

Nazywamy takie potwory „pożerającymi gniew demonami”. Twój partner może czasem być takim „pożerającym gniew demonem”. Rozzłość się na nie a staną się gorsze – jeszcze bardziej brzydkie, jeszcze bardziej śmierdzące, i bardziej napastliwe. Problem urośnie o parę centymetrów za każdym razem gdy się na nie wściekasz, nawet w myślach. Być może dostrzegasz już własny błąd i wiesz co robić.
Ból to inny „pożerający gniew demon”. Kiedy podchodzimy do niego z gniewem myśląc:  „Bólu! Wynoś się stąd! Nie masz prawa tu być!” Ból urośnie jeszcze bardziej i sytuacja pogorszy się w różny sposób. To trudne zachować życzliwość dla czegoś tak brzydkiego i przykrego jak ból, ale pojawią się chwile w naszym życiu kiedy nie będzie innej alternatywy. Kiedy witamy ból naprawdę serdecznie, zmniejsza się, sprawia mniej problemów a czasem znika kompletnie.
Niektóre nowotwory to „pożerające gniew demony”, brzydkie i odrażające potwory siedzące w naszych ciałach, na naszym „tronie”. To naturalne powiedzieć „Spadaj stąd! Nie masz prawa tu być!” Kiedy wszystko zawodzi, a może nawet wcześniej, być może będziemy potrafili powiedzieć „Witaj”. Niektóre karmią się stresem – to dlatego są „pożerającymi gniew demonami”. Te rodzaje nowotworów dobrze reagują gdy „Władca Pałacu” odważnie mówi: „Nowotworze, drzwi mojego serca są dla Ciebie w pełni otwarte, jakkolwiek się zachowasz. Zapraszam!”

To fragment książki Ajahna Brahma „Who ordered this truckload of dung”. Przypowieść o pożerającym gniew demonie pochodzi jeszcze z czasów Buddy i można ją znaleźć w buddyjskiej Tipitace.

„Pożerającym gniew demonem” może być każdy, z jakiegoś powodu, trudny dla nas człowiek, trudna sytuacja itd. W swoim życiu nigdy nie borykałam się z nowotworem, ale np. z kompleksami i owszem. Za każdym razem, kiedy z czymś walczyłam – problem powiększał się. Wredna teściowa, której okazywałam dezaprobatę stawała się bardziej wredna, trudny problem do rozwiązania, który znienawidziłam stawał się problemem nie do rozwiązania, wyobrażanie się sobie czarnej, beznadziejnej przyszłości – sprawiało, że odechciewało mi się żyć … A rozwiązanie wydaje się być proste – dobro, sympatia, uśmiech, który przekazujemy innym, z którymi podchodzimy do problemów i sytuacji – wraca do nas i dodaje nam sił. A czasem nawet sprawia, że problemy znikają …

Zobacz również:
Bankowe konto emocji
„Jesteś w porządku, nie bój się, zaufaj sobie, tak jak ja ci ufam”
Bądź szczodry w pochwałach
Przestań mówić – zacznij się porozumiewać
Poczucie bezpieczeństwa
„tak bardzo się o Ciebie boję”
Metta Bhavana

Dezyderata

Posted on: 2011-10-15

Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu, i pamiętaj jaki spokój może być w ciszy.

Tak dalece jak to możliwe bez wyrzeczeń bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi.

Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, i wysłuchaj tego, co mówią inni, nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swą opowieść.

Unikaj głośnych i napastliwych, są udręką ducha.

Jeżeli porównujesz się z innymi, możesz stać się próżny lub zgorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od ciebie.

Niech twoje osiągnięcia zarówno jak plany będą dla Ciebie źródłem radości.

Koncentruj się na swojej pracy zawodowej,  jakakolwiek byłaby skromna. Jest ona prawdziwą wartością w zmiennych kolejach losu. 

Bądź ostrożny w interesach; na świecie bowiem pełno oszustwa.
Lecz niech Ci to jednak nie zasłoni prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie jest pełne heroizmu.

Bądź sobą, a zwłaszcza nie udawaj uczucia. Nie bądź cyniczny wobec miłości; albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa.

Przyjmuj pogodnie doświadczenia zdobyte wraz z wiekiem, z wdzięcznością wyrzekając się przymiotów młodości.

Kształtuj siłę ducha, by była tarczą dla ciebie w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się czarnymi scenariuszami. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.

Obok zdrowej dyscypliny bądź łagodny dla siebie. Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa masz prawo być tutaj. I czy to jest dla ciebie jasne czy nie, nie wątp, że wszechświat objawia się tak jak powinien.

Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, jakkolwiek Go rozumiesz, i niezależnie od tego czym się zajmujesz i do czego aspirujesz, w chaosie życia zachowaj pokój ze swą duszą.

Przy całej swej złudności, znoju i niespełnionych marzeniach świat nadal jest piękny.
Bądź pogodny. Staraj się być szczęśliwy

Max Ehrmann

Źródło oryginału: http://mwkworks.com/desiderata.html

Częściowo oparłam się na tłumaczeniu rozpowszechnianym w AA/Al-Anon.

Portal Sasana przetłumaczył i opublikował kolejny wykład Ajahna Brahma pod tytułem „Czy życie jest do bani?”.
„Spać spokojnie, gdy wszystko się psuje, tak potrafią tylko wielcy ludzie.” mówi Ajahn Brahm. Jak to osiągnąć? Mówiąc w dużym skrócie – pogodzić się z faktem, że życie jest do bani :D


To nie życie nas unieszczęśliwia, robią to nasze oczekiwania wobec niego. A czego oczekujemy?
No cóż … Niedawno trafiłam przypadkiem na zdjęcia dawnej znajomej. Zrobiło mi się przykro, że nie ma mnie już w jej życiu … Zapytałam wtedy samą siebie „Czego właściwie oczekuję?” I … okazało się, że tego, że wszyscy będą mnie uwielbiać. Nawet ci, od których sama się odwróciłam :D Rozbawiła mnie moja własna głupota.
Oczekuję, że wszyscy ludzie będą mnie dobrze traktować, a przecież to nierealne. Zawsze znajdzie się ktoś, kto ma zły dzień, komu w taki czy inny sposób przeszkadzam albo po prostu ktoś, kto jest „z natury” wredny.
Oczekuję, że akcje, które kupiłam na giełdzie będą rosnąć, bo … tak byłoby lepiej dla mnie. :D A przecież cena akcji nie kształtuje się zależnie od moich upodobań. :D
Oczekuję, że nie będzie padać, kiedy wybiorę się na rower, że nie będzie korków, kiedy będę spóźniona, że uda mi się szybko załatwić ważne sprawy w urzędzie itd itd

Wiele takich oczekiwań to oczekiwania małej dziewczynki. No bo któż, jeśli nie mała dziewczynka, oczekuje, że wszyscy ją będą lubić? że ludzie wokół będą jak dobre wróżki i mili czarodzieje, którzy spełniają każde życzenie? Któż oczekuje, że nigdy nie zostanie oszukany czy zraniony a nawet jeśli tak się stanie to któż oczekuje, że „źli ludzie” zostaną ukarani? Patrząc na swoje naiwne oczekiwania – dojrzewam. Uświadomienie sobie ich pozwala spojrzeć realnie na całą sytuację i … odetchnąć. Wszystko jest tak jak powinno być. Nawet jeśli życie jest do bani.

I na koniec motto znalezione w sieci:
„Nigdy, przenigdy, nikt i nic nie będzie dostosowywało się do Twoich oczekiwań”. Ameise

Stary człowiek i jego syn pracowali na małej farmie. Mieli tylko jednego konia, który ciągnął ich pług. Pewnego dnia koń uciekł.
– Jakie to straszne – współczuli sąsiedzi. – Co za nieszczęście.
– Kto to wie, czy to nieszczęście, czy szczęście – odpowiadał farmer.
Tydzień później koń powrócił z gór, przyprowadzając ze sobą do stajni pięć dzikich klaczy.
– Co za niesamowite szczęście! – mówili sąsiedzi.
– Szczęście? Nieszczęście? Kto wie? – odpowiadał starzec.
Następnego dnia syn, próbując ujeździć jedną z dzikich klaczy, spadł z niej i złamał nogę.
– Jakie to straszne. Co za nieszczęście! – mówiono.
– Nieszczęście? Szczęście?
Przyszło wojsko i wszystkich młodych mężczyzn zabrano na wojnę. Syn farmera był nieprzydatny, więc pozostał.
– Szczęście? Nieszczęście?

Fragment książki „Droga miłującego pokój wojownika” Dana Millmana

Kiedyś znalazłam tekst, który zrobił na mnie duże wrażenie:

Dziś myślę, że alkoholikiem to ja byłem od urodzenia, a przynajmniej od wczesnego dzieciństwa. Tyle, że nadużywać alkoholu zacząłem późno, bo po trzydziestce. Dotarło bowiem do mnie, że problemem alkoholika nie jest alkohol. A jest nim niedojrzałość emocjonalna, brak odporności na stresy, frustracje, rozczarowania, zawody. Nieumiejętność radzenia sobie z uczuciami a nawet ich rozpoznawania i nazywania. Kompleksy, nieumiejętności i lęki. Ale alkohol – nie. Jest on jedynie skutkiem, a nie przyczyną. (autor Meszuge: http://www.alko.opole.pl/alko3-0.html )

Od tamtej pory zmieniło się moje potrzeganie alkoholizmu, ale także własnej osoby. W tym sensie, w jakim pisał o swoim alkoholiźmie Meszuge, mogłabym również nazwać siebie alkoholiczką …

Jakiś czas później na forum alkoholizm Długonosy napisał mi coś takiego:

Flandro,
Autor tych słów wie co mówi.
Sam jestem alkoholikiem, który rozstał się ze swoim nałogiem ponad dwa lata temu.
I zgadzam się z diagnozą problemu przedstawioną przez Meszuge.

Pytasz czy leczenie alkoholizmu to coś więcej niż samo niepicie i mówienie o swoim niepiciu?
Oczywiście, że tak.
To wynika z tego co Meszuge napisał na swojej stronie internetowej, a Ty to zacytowałaś.

Ja tez chciałbym zacytować coś ciekawego i prawdziwego na ten temat:

Nie wiem dlaczego nikt mi nigdy nie powiedział, że alkohol to oszustwo i spróchniała deska ratunkowa dla zbłąkanych we własnym życiu.
Widać musiąłam to odkryć sama.
Tak jak odkryłam kim jest alkoholik.
To taki człowiek, który zamiast wylewać z siebie łzy, wlewa w siebie alkohol.
Alkoholizm to choroba samotności, zagubienia i bezradności.
Nie ma nic wspólnego z pijaństwem.
Alkoholik to nieszczęśliwy człowiek, który stracił w życiu cel i sens, więc swoją bierność i bezradność zalewa alkoholem. Wie, że źle robi, więc czuje się jeszcze gorzej, ale ponieważ wciąż jest tak samo bierny i bezwładny, to jedyne, na co potrafi się zdobyć, to chwilowe uciszenie swoich wrzeszczących myśli alkoholem..
(…)
Alkoholizm to uzależnienie od swojego zagubienia, braku pewności siebie, bezradności, strachu i słabości. Alkoholik pije po to, żeby choć na chwilę się z tych stanów wyzwolić, ale na skutek alkoholu jeszcze głębiej w nie wpada. To człowiek pozornie aktywny, który szuka rozwiązania problemu w kieliszku, a po wypiciu kilku łyków poprawia sobie samopoczucie i udaje, że problem nie istnieje.
(…)
I przez cały czas człowiek pijący w głębi duszy wie, że oszukuje sam siebie, więc zaczyna się czuć coraz bardziej podle, bo wstydzi się przyznać do tego, że wobec samego siebie jest kłamcą i manipulatorem.

Flandro, już z tych słów tak naprawdę wynika, jaka jest rada na to aby wyjść z alkoholizmu.
Jeśli jesteś ciekawa, co radzi w tym względzie autorka, to przeczytaj książkę Beaty Pawlikowskiej „W dżungli życia”.
Jest to niezwykle ciekawa opowieść o życiu autorki a zarazem pełna rad dla osób w taki czy inny sposób zagubionych w dzunglii życia. Bo życie to jest dżungla. Tylko, że nic w tym złego. Dżungla to bardzo ciekawe miejsce. :)

Podtytuł tej książki brzmi nawet: „Poradnik dla dziewczyn i chłopców (oraz niektórych dorosłych)”

Gorąco polecam :)

Jak brzmi rada Beaty Pawlikowskiej, o której pisał Długonosy?

Alkohol nie jest potrzebny do tego, żeby być szczęśliwym. Pracuj nad sobą, poprawiaj swoje życie, sporządz listę rzeczy, które masz do zrobienia, spełniaj swoje marzenia, patrz w przyszłość, a przede wszystkim nie poddawaj się biernemu poczuciu, że nic nie potrafisz, niczego nie możesz i brak Ci sił. Jeżeli się poddasz to zmarnujesz swoje życie, a przecież Twoje życie to najlepsza rzecz, jaka mogła Ci się przytrafić tu, na Ziemi.

Zobacz również:
Uzależnienie związane z potwierdzaniem własnej wartości
Proaktywność
Wizualizacja i afirmacja
Kura czy orzeł ?
Skrobia kukurydziana
„Jesteś w porządku, nie bój się, zaufaj sobie, tak jak ja ci ufam”

.

Fragment „Jak wychowywać szczęśliwe dzieci” Wojciecha Eichelbergera.

– Ale są też osoby, których historie budzą grozę: wydaje się, że nie sposób było tego wszystkiego przeżyć w zdrowy sposób – a im się udało. Co takiego musiało zdarzyć się po drodze, żeby mogli wywinąć się z „sideł” jakie zastawili na nich rodzice ?

Musieli kiedyś, choćby na mgnienie oka spotkać człowieka, który dał im to, czego wszyscy najbardziej potrzebujemy. Człowieka, który dobrym słowem lub samym swoim sposobem bycia przekazał im ten najbardziej oczekiwany komunikat: „Jesteś w porządku, nie bój się, zaufaj sobie, tak jak ja ci ufam”.

– Może warto dla siebie samego taki komunikat sformułować i powtarzać go. Zdanie, którego tak bardzo nam w dzieciństwie brakowało.

Zobacz również:
„tak bardzo się o Ciebie boję”
Jak pomagać?


psychoterapeuta - osoba posiadająca certyfikat szkoły psychoterapii lub będąca w trakcie jej zdobywania. Szkolenia PTP czy SN PTP mogą podjąć tylko osoby, które mają wykształcenie psychologiczne czy lekarskie albo od min. 5 lat pracują w ośrodkach zajmujących się psychoterapią.
 
Psycholog czy psychiatra bez szkolenia psychoterapeutycznego nie ma wystarczajacych umiejętności, żeby prowadzić psychoterapię.
 
Specjalista psychoterapii uzależnień i współuzależnienia to osoba, która skończyła wyższe studia (wystarczy pedagogika czy filozofia), oraz szkolenie PARPA - uważajcie w ośrodkach leczenia uzależnień.

Chomik

Statystyki

  • 507 980 odsłon od 11 grudnia 2009

"Pracuj tylko w kręgu wpływu. Podejmuj zobowiązania i wywiązuj się z nich. Bądź latarnią, nie sędzią. Bądź wzorem, nie krytykiem. Bądź częścią rozwiązania, nie częścią problemu.

"Wypróbuj tę zasadę w małżeństwie, w rodzinie, w pracy. Nie dyskutuj nad słabościami innych. Nie dyskutuj nad własnymi. Jeśli popełnisz błąd, dostrzeż go jak najszybciej, napraw, wyciągnij z niego naukę. Nie popadaj w obwiniający, oskarżający nastrój. Pracuj nad tym, nad czym masz kontrolę. Pracuj nad sobą. Nad być."
Stephen Covey

Wystarczy kliknąć

Pajacyk

Twój e-mail