Ryby mają głos!

Posts Tagged ‘Stephen Covey

Zainspirowana „7 nawykami skutecznego działania” Stephena Covey’a sięgnęłam po kolejną książkę tego autora – „Najpierw rzeczy najważniejsze”. To książka, która – jak wskazuje tytuł – szerzej objaśnia nawyk nr 3, ale także pomaga doszlifować inne nawyki. Tak jak w „7 nawykach”, nie ma tu prostych i łatwych rozwiązań. Covey wraz z pozostałymi współautorami tej książki namawiają do pracy nad sobą, nad własnym charakterem. Oto jeden z wielu zaprezentowanych tam sposobów:

Ćwiczenie wolnej woli przez składanie i dotrzymywanie obietnic

Jedną z najskuteczniejszych metod umacniania wolnej woli jest składanie i dotrzymywanie obietnic. Za każdym razem, gdy to robimy, dokonujemy wpłaty na Osobiste Konto Spójności Wewnętrznej. Metafora ta wyraża zaufanie, jakie mamy do siebie, do własnej zdolności wcielania słów w czyn.
Zacznij od małych kroków. Złóż przyrzeczenie i dotrzymaj go – nawet gdyby to oznaczało, że musisz wstać rano nieco wcześniej i poświęcić kilka chwil gimnastyce; że nie możesz oglądać telewizji do późna w nocy; że przez tydzień smakowite potrawy będziesz zastępować zdrową żywnością.
Upewnij się, że nie łamiesz zobowiązania i że nie obiecałeś sobie zbyt wiele. Nie ryzykuj wypłaty z Osobistego Konta Spójności Wewnętrznej. Buduj je powoli, aż twoje poczucie honoru stanie się silniejsze niż chwilowe nastroje. Pomyśl o realiach, w jakich się znajdujesz, i opierając się na tych przemyśleniach, ruszaj do działania ze słowami: „Muszę to zrobić”. A później, cokolwiek by to było, zrób to.
Dzień po dniu coraz mocniej będziesz wierzyć we własne siły. I jeśli zadanie, do którego się zobowiązałeś, jest zgodne z zasadami, stopniowo sam zaczniesz się bardziej koncentrować w życiu na zasadach. Dotrzymuj obietnic danych sobie, a wzrośnie stan twojego konta spójności wewnętrznej.

Stephen: Kiedyś udzielałem rad człowiekowi, którego życie było strasznie pogmatwane. Raz panowały w nim okresy gnuśności, innym razem tempo przyprawiało go o zawrót głowy. Od czasu do czasu wyskakiwał na powierzchnię życia jak latająca ryba migocząca w promieniach słońca, to znów powracał do egzystencji nacechowanej egoizmem i odkładaniem spraw na później, znów czuł się przytłoczony mnóstwem pilnych zadań, co powodowało przygnębienie.
Zachęciłem go, by lepiej poznał swoje wyjątkowe zdolności, dane człowiekowi, i by czynił to małymi kroczkami. Spytałem go:
– Czy wstajesz rano dlatego, że to sobie wcześniej planujesz, czy też po prostu wstajesz?
– Jak to się ma do innych rzeczy? – zdziwił się.
– Twoje ciało jest jedynym narzędziem pozwalającym ci funkcjonować. Jeżeli nie sprawujesz nad nim kontroli, jak możesz panować nad wrażeniami, które przyjmujesz za pośrednictwem ciała i umysłu?
Postanawiał więc każdego wieczoru, że nazajutrz wstanie z łóżka, lecz rankiem to nowe nastawienie umysłu zdawało się mu ciążyć. Czuł się niewolnikiem – wydawało mu się, że oddaje cześć materacowi.
Spróbowałem jeszcze raz:
– Czy przez miesiąc mógłbyś wstawać o tej samej porze?
– Naprawdę nie wiem, czy mi się uda – odrzekł.
– A więc nie zobowiązuj się do tego. Stawką jest twoja spójność wewnętrzna. Jak powiedziałeś, w twoim życiu panuje ogólny chaos. Nie możesz znaleźć spokoju ducha. Nie składaj więc obietnic, których
nie dotrzymujesz. Zacznij pomalutku. Jak sądzisz, czy udałoby ci się to przez tydzień?
– Tak. Myślę, że tak.
– Czy rzeczywiście będziesz przez cały tydzień wstawać o godzinie, którą sobie ustalisz?
– Będę.
Spotkałem się z nim po tygodniu.
– No i co? Udało ci się? – spytałem.
– Owszem.
– Gratulacje! A zatem twoje życie już nabiera spójności, na razie na bardzo małą skalę. Do jakiej następnej rzeczy chciałbyś się teraz zobowiązać?
Krok po kroku człowiek ten zaczął dotrzymywać obietnic. Nikt inny nie znał jego planu, oprócz mnie i mojego przyjaciela. Obaj obserwowaliśmy w nim głęboką zmianę. Wcześniej jego życie emocjonalne przypominało huśtawkę. Decyzje podejmował zależnie od nastroju i okoliczności. Składał przyrzeczenie i czuł się na siłach, by go dotrzymać, lecz kiedy sytuacja i nastroje się zmieniały, popadał w przygnębienie i łamał obietnicę. Wówczas pękało również coś w nim samym: jego spójność wewnętrzna.
Ale gdy zaczął się wywiązywać z obietnic dotyczących drobiazgów, w jego życiu emocjonalnym zapanowała równowaga. Przekonał się, że dotrzymywanie słowa danego sobie rozwinęło w nim zdolność wypełniania przyrzeczeń złożonych innym. Zrozumiał, że jego brak spójności był ogromną przeszkodą w kontaktach z ludźmi. Jego prywatne zwycięstwa stały się początkiem zwycięstw publicznych.

Pewien mędrzec powiedział: „Największe bitwy staczamy w zacisznym ustroniu naszej duszy”. Zadajmy sobie pytania: „Czy chcę być człowiekiem spójnym wewnętrznie? Czy gotów jestem się wytłumaczyć, gdy popełnię błąd, kochać bezwarunkowo, cenić czyjeś szczęście na równi z moim?”
Ze względu na nasze zaprogramowanie i doświadczenie być może odpowiemy: „Nie. Nie tak zostałem wychowany. Inne są teraz okoliczności”. Lecz wtedy nasza wolna wola wtrąci: „Chwileczkę! Masz wybór. Wcale nie musisz postępować według podanego ci scenariusza, nie musisz być lustrem społeczeństwa ani iść ścieżką wskazaną przez innych. Masz możliwość wyboru sposobu reagowania na wszystko, co ci się przydarza. Nieważne, co robią inni. Dysponujesz zdolnością badania okoliczności, w jakich się znalazłeś, obserwowania własnej reakcji i zmieniania jej”.
Tym, którzy mówią: „Daj spokój! Czy wiesz, co z tego może wyniknąć?”, odpowiadamy: „Daj spokój! Czy wiesz, jaką masz w sobie siłę?” Nie chcemy nikogo obrazić, mówimy to z przyjaźni. Nasze życie jest rezultatem naszych postanowień. Obwiniając innych ludzi, sytuacje, rozmaite czynniki zewnętrzne, dajemy im prawo do rządzenia nami.
Wybieramy, czy sami mamy żyć własnym życiem, czy inni mają żyć za nas. Wywiązując się z obietnic danych sobie i innym, krok po kroku wzmacniamy swoje siły, aż nasza zdolność działania stanie się potężniejsza niż jakiekolwiek moce zmuszające nas do określonych zachowań.

Nie wiem jak Wy, ale ja, kiedy nie dotrzymuję obietnic danych sobie lub innym czuję się fatalnie. I faktycznie staję się wtedy mniej spójna wewnętrznie. Wstydzę się, czuję się niezręcznie, jestem na siebie zła itd. Czas z tym skończyć! :)

Zobacz również:
Bankowe konto emocji
Paradygmat
7 nawyków skuteczności
Bądź wzorem, nie krytykiem.
Wizualizacja i afirmacja
Pomiędzy bodźcem a reakcją
Trójkąt dramatyczny Stephana B. Karpmana

 

Wszyscy wiemy, czym jest finansowe konto bankowe. Wkładamy na nie pieniądze i zapewniamy sobie rezerwę, z której możemy je podjąć, gdy mamy taką potrzebę. Bankowe Konto Emocji jest metaforą, która opisuje kwotę zaufania, jaka została zgromadzona w danym związku. Jest to poczucie bezpiecznej solidności w stosunkach z innym człowiekiem.

Jeśli dzięki uprzejmości, dobroci, szczerości i dotrzymywaniu zobowiązań dokonuję wkładów na nasze wspólne Bankowe Konto Emocji – tworzę rezerwy. Twoje zaufanie do mnie się zwiększa i mogę na nie liczyć, ilekroć go potrzebuję. Nawet gdy popełnię błąd, rezerwy emocjonalne go pokryją. Mogę nie wyrażać się jasno, i tak zrozumiesz moje intencje. Słowo nie zrobi ze mnie „przestępcy” w twoich oczach. Przy dużym koncie zaufania komunikacja jest łatwa, szybka i skuteczna.

Jednak jeśli zwykłem być nieuprzejmy, okazywać brak szacunku, odcinać się, przesadnie reagować, okazywać lekceważenie, zachowywać się arbitralnie, sprzeniewierzać się czy udawać bożka, moje Konto Emocji wreszcie się wyczerpie. Twój poziom zaufania do mnie będzie niewielki. Zatem, jakie mam pole manewru?

Żadne. Poruszam się po zaminowanym terenie. Muszę bardzo uważać na wszystko, co mówię, wyważać każde słowo. Powoduje to wielkie napięcie i wymaga ogromu pamięci. Aby bronić swojej pozycji, uprawiam specjalną politykę. Tak dzieje się w wielu przedsiębiorstwach. Tak dzieje się w wielu rodzinach. Tak dzieje się w wielu małżeństwach.

Jeśli rezerwy zaufania nie będą uzupełniane ciągłymi wpłatami, małżeństwo zacznie się psuć. Zamiast pełnego, spontanicznego zrozumienia i komunikacji powstanie sytuacja przystosowywania się, w której dwoje ludzi żyje z wzajemnym respektem i tolerancją, ale obok siebie, każde własnym życiem. To z kolei doprowadzić może do związku, w którym dominować będą nastawienia obronne i wrogie. Reakcje w myśl zasady „walcz albo uciekaj” prowadzą do utarczek słownych, trzaskania drzwiami, odmawiania rozmowy, nadmiaru emocji i użalania się nad sobą. Takie małżeństwa – często utrzymywane z powodu dzieci, seksu, presji społecznej czy w celu podtrzymania własnego wizerunku – przybierają postać zimnej wojny. Mogą też skończyć się otwartą wojną w sądzie, gdzie małżonkowie czasem latami wypominają grzechy drugiej stronie.

A jest to przecież najbardziej intymny, potencjalnie najpełniej­szy, radosny oraz dający zadowolenie i konkretne efekty związek dwojga ludzi. Latarnia P/ZP istnieje także w nim; możemy rozbić się o nią lub wykorzystać jej światło.

Najtrwalsze więzi, jak małżeństwo właśnie, wymagają częstszego dokonywania wkładów emocjonalnych. Licząc na spadek, tracimy w końcu to, co włożyliśmy. Spotykając nagle dawno nie widzianego przyjaciela ze szkoły średniej, możesz nawet nie zauważyć, że nie ma już między wami tego, co było, tkwi w tobie bowiem depozyt z dawnych lat. Jednak na konto ludzi, z którymi masz do czynienia regularnie, trzeba częściej dokonywać pozytywnych wkładów. W ich postrzeganiu lub codziennych relacjach zdarzają się automatyczne wypłaty, z których można nawet nie zdawać sobie sprawy. Szczególnie w domach, gdzie są dorastające dzieci.

Załóżmy, że masz kilkunastoletniego syna, z którym najczęściej rozmawiasz w taki oto sposób: „Posprzątaj swój pokój. Zapnij koszulę. Przycisz radio. Idź do fryzjera. I nie zapomnij wynieść śmieci!” Po pewnym czasie wypłaty przewyższą wkłady.

A teraz załóżmy, że syn stoi przed podjęciem ważnej decyzji, która będzie miała wpływ na jego dalsze życie. Czy możesz liczyć na to, że będzie otwarty na twoją radę, skoro poziom zaufania i procesy wzajemnej komunikacji są na tak niskim poziomie? Nie skorzysta z twojej mądrości i wiedzy i tylko dlatego, że masz puste konto, podejmie decyzję ze swego krótkowzrocznego punktu widzenia, co spowodować może negatywne długotrwale konsekwencje.

Abyś mógł się porozumiewać w sprawach tak delikatnych, niezbędne jest dodatnie saldo na koncie. Jak to zrobić?

Spróbuj zacząć wpłacać na konto waszego związku. Może nadarzy się okazja, aby okazać mu trochę dobroci i troski – przynieść do domu magazyn dla miłośników jazdy na desce, jeśli to lubi, albo po prostu pójść do niego, gdy pracuje nad szkolnym referatem, i zaproponować pomoc. Możecie wybrać się razem do kina albo na lody. Prawdopodobnie największym wkładem będzie słuchanie go, bez osądzania, kazań i fragmentów własnej autobiografii. Słuchaj i staraj się zrozumieć. Daj mu odczuć swoją troskę o niego i uznanie jego wartości jako człowieka.

Może nie odpowiedzieć od razu. Może być nieufny. „O co też ojcu chodzi tym razem? Cóż to za nowe techniki ćwiczy na mnie mama?” Gdy jednak będziesz kontynuować te szczere wpłaty, zacznie odpowiadać. Dług zaciągnięty na jego koncie zacznie się zmniejszać.

Pamiętaj, natychmiastowe rezultaty – to miraż. Budowa i naprawianie więzi wymaga czasu. Niecierpliwiąc się z powodu widocznego braku reakcji lub rzekomego niedoceniania twoich starań, możesz pobrać z konta tak wiele, że zniszczysz to wszystko, czego już dokonałeś. „Jak możesz być tak niewdzięczny po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiliśmy, po tylu naszych poświęceniach i wyrzeczeniach? Staramy się być mili, a ty tak się odpłacasz. Aż trudno w to uwierzyć”.

Niełatwo zachować równowagę. Potrzebny jest charakter, by móc być proaktywnym, skoncentrować się na własnym kręgu wpływu, podtrzymywać życie wzrastających roślin i „nie wyrywać kwiatów, aby sprawdzić, jak rosną korzenie”.

Nie ma jednak natychmiastowych środków, naprawdę. Zarówno budowanie, jak i naprawianie popsutych związków to długofalowe inwestycje.

SZEŚĆ ISTOTNYCH WKŁADÓW

Omówię teraz sześć ważnych depozytów, które tworzą solidne Konto Emocji.

Zrozumienie

Prawdziwe dążenie do zrozumienia innej osoby jest prawdopodobnie jednym z największych depozytów, jest istotą każdego innego wkładu. Dopóki nic zrozumiesz danej osoby, nie możesz wiedzieć naprawdę, co jest dla niej wkładem. Dla ciebie może to być pójście na spacer, wspólne lody czy praca nad referatem, podczas gdy ona nie uzna tego za wkład. Więcej, może to nawet uznawać za wypłatę, jeśli nie dotyka to jej najgłębszych potrzeb i zainteresowań.

Misja jednej osoby jest niczym dla innej. Aby dokonać wpłaty na czyjeś konto, sprawy tej osoby muszą być dla ciebie tak samo ważne jak dla niej. Możesz pracować nad projektem ogromnej wagi, kiedy twoje sześcioletnie dziecko przerwie ci pracę czymś, co tobie wyda się banalne, a co z jego punktu widzenia może być sprawą niezwykle ważną. Opanowanie nawyku drugiego pomaga poznać wartości drugiej osoby i zaangażować się w nie, a nawyku trzeciego – uznać swój rozkład zajęć za mniej ważny niż ta osoba. Uznając prawo jednostki do posiadania własnych wartości i akceptując je w tym, co mówi, okazujemy jej zrozumienie i dokonujemy wkładu na nasze konto.

 

Syn mojego przyjaciela przejawia niezwykłe zainteresowanie baseballem. Przyjaciela zaś nie interesuje to wcale. Jednak któregoś lata zabierał syna na jeden mecz każdej pierwszoligowej drużyny. Zajęło to sześć tygodni i sporo kosztowało, ale stało się także wspólnym przeżyciem silnie umacniającym ich związek. Po powrocie spytano go:
– Tak bardzo lubisz baseball?
– Nie – odpowiedział. – Ale tak bardzo lubię swojego syna.

 

Mam też innego przyjaciela, profesora college’u, którego stosunki z kilkunastoletnim synem były straszne. On cale swoje życie poświęcił nauce, uważał zatem, że chłopiec, pracując fizycznie, marnuje czas, który mógłby poświęcić na rozwijanie umysłu. W rezultacie nie dawał synowi spokoju, a gdy miał skrupuły, próbował robić wpłaty, których syn nie uznawał. Postrzegał bowiem te gesty jako kolejny sposób odrzucenia, porównywania czy osądzania, co u obu powodowało wielkie straty emocjonalne. Związek pełen był goryczy, a ojciec miał zbolałe serce.

Kiedyś wspomniałem mu o zasadzie uznania tego, co jest ważne dla drugiej osoby, za tak samo ważne, jak ona sama ważna jest dla nas. Wziął to sobie głęboko do serca. Zaproponował synowi zbudowanie wokół ich domu zminiaturyzowanego Muru Chińskiego. Projekt był niezwykle pracochłonny, pracowali przy nim ramie w ramię przez półtora roku.

To wiążące doświadczenie pozwoliło synowi przejść tamtą fazę życia i zwiększyć pragnienie rozwijania umysłu. Prawdziwą jednak korzyścią była zmiana ich wzajemnych stosunków. Zamiast ciągłego rozdrapywania ran stały się one źródłem radości i siły, zarówno dla ojca, jak i dla syna.

 

Mamy tendencję do wnioskowania z naszej autobiografii (projekcja) o potrzebach i pragnieniach innych ludzi. Przypisujemy nasze intencje ich zachowaniom. Uznajemy coś za depozyt emocjonalny na podstawie naszych potrzeb i pragnień, tych dzisiejszych lub tych, które mieliśmy w podobnym wieku czy w zbliżonej sytuacji. Jeśli inni nie przyjmują naszych wysiłków jako wkłady, często uznajemy, że nasze dobre intencje zostały odrzucone, i przestajemy się starać.

Złota reguła mówi: „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Przekładając na twierdzenie pozytywne – postępuj wobec innych tak, jak chciałbyś, aby oni postępowali wobec ciebie. Myślę jednak, że w głębszym znaczeniu chodzi o zrozumienie indywidualności innych, tak jak ty sam chciałbyś być zrozumiany, i wtedy dopiero traktowanie ich zgodnie z tym zrozumieniem. Pewni rodzice, którym udało się znakomicie wychować dzieci, wyrazili to słowami: „Traktując ich inaczej, traktuj ich tak samo”.

Przywiązywanie wagi do drobnych spraw

Jakże ważna jest odrobina dobroci i uprzejmości. Małe nieuprzejmości, lekka nieżyczliwość, cień braku szacunku powodują duże straty na koncie emocjonalnym. W związkach z ludźmi małe rzeczy są rzeczami wielkimi.

 

Pamiętam pewien wieczór, który kilka lat temu spędziłem z moimi dwoma synami. Było to dobrze zorganizowane wyjście ojca z synami, gdzie znalazło się niemal wszystko, co mogą lubić mali chłopcy – gimnastyka, zmagania siłowe, hot dogi, oranżada i kino.

W środku seansu filmowego czteroletni wówczas Sean zasnął. Resztę filmu zobaczyłem zatem z jego sześcioletnim bratem, Stephenem. Gdy seans się skończył, wziąłem Seana na ręce, zaniosłem go do samochodu i położyłem na tylnym siedzeniu. Ponieważ noc była chłodna, zdjąłem płaszcz i delikatnie otuliłem nim synka.

Kiedy przyjechaliśmy do domu, szybko zaniosłem Seana do jego pokoju i położyłem do łóżka. Stephen włożył piżamę, umył zęby, wszedł do łóżka, a ja położyłem się obok niego, aby porozmawiać o minionym dniu.
– Fajnie było, Stephen, nie?
– Fajnie – odpowiedział.
– Dobrze się bawiłeś?
– Dobrze.
– Co ci się najbardziej podobało?
– Nie wiem. Może trampolina…
– To było fajne, nie? Te salta i sztuki w powietrzu…
Nie odpowiadał. Stwierdziłem, że to ja podtrzymuję rozmowę. Zastanawiałem się, dlaczego Stephen jest taki zamknięty. Zwykle po ekscytujących przeżyciach był bardzo rozmowny. Byłem troszkę zawiedziony. Czułem, że coś jest nie tak. Był zbyt cichy w czasie drogi do domu i potem, gdy przygotowywał się do spania.
Nagle Stephen odwrócił się do ściany. Chciałem wiedzieć, dlaczego, i uniosłem się na tyle, by zobaczyć napływające mu do oczu łzy.
– Co się stało, kochanie?
Odwrócił się do mnie i czułem, że jest zakłopotany łzami i charakterystycznie drżącą brodą.
– Tatusiu, gdyby mnie było zimno, czy także przykryłbyś mnie swoim paltem?
Ze wszystkich wydarzeń niezwykłego dnia najważniejszy był mały akt dobroci – chwilowe, podświadome okazanie miłości jego braciszkowi.

 

To zdarzenie stało się dla mnie potężną lekcją. Jesteśmy bardzo delikatni, bardzo wrażliwi. Nie wydaje mi się, by wiek czy doświadczenie robiły tu większą różnicę. Najtwardsi, najbardziej gruboskórni ludzie mają w środku kruche uczucia i emocje płynące z serca.

ciąg dalszy w książce „7 nawyków skutecznego działania” Covey’a
POLECAM! :)

Zobacz również:
Paradygmat
7 nawyków skuteczności
Bądź wzorem, nie krytykiem.
Dlaczego kobiety tyle gadają o problemach
Przestań mówić – zacznij się porozumiewać

Paradygmat

Posted on: 2011-01-05

Niesamowicie inspirujący fragment ksiażki „7 nawyków skutecznego działania” Stephena R. Covey’a.

Zapraszam do pewnego intelektualnego i emocjonalnego przeżycia. Popatrz przez kilka sekund na obrazek nr 1.
A teraz spójrz na obrazek nr 2 i dokładnie opisz, co widzisz.
Widzisz kobietę? Ile dałbyś jej lat? Jak wygląda? Jak jest ubrana? Jak myślisz, kim jest?
Prawdopodobnie opisujesz kobietę około 25-letnią, czarującą, raczej elegancką, z małym noskiem, skromną aparycją. Jeśli jesteś samotnym mężczyzną, chętnie byś się z nią umówił. Jeśli zajmujesz się handlem odzieżą, widziałbyś ją jako modelkę.
A jeśli powiem, że się mylisz? Jeśli powiem, że to rysunek smutnej 60 lub nawet 70-letniej kobiety z wielkim nosem, która z pewnością, nie jest modelką, ale raczej kimś, komu prawdopodobnie pomógłbyś przejść przez ulicę?
Kto ma rację? Spójrz na obrazek jeszcze raz. Czy widzisz. starą kobietę? Jeśli nie, spróbuj ponownie. Widzisz jej duży garbaty nos? Jej szal na głowie?
Gdybyśmy rozmawiali osobiście, moglibyśmy podyskutować. Ty opowiedziałbyś mi, co widzisz, a ja opisałbym ci postrzegany przeze mnie obraz. Ponieważ zrobić tego nie możemy, spójrz i przestudiuj obrazek numer 3 i wróć do rysunku nr 2. Czy teraz widzisz już starą kobietę? Ważne jest, abyś ją Zobaczył, zanim zaczniesz czytać dalej.

Po raz pierwszy spotkałem się z tym eksperymentem wiele lat temu w Harwardzkiej Szkole Biznesu. Wykładowca użył go, by klarownie zademonstrować, że dwoje ludzi, patrząc na tę samą rzecz, może różnie ją postrzegać, i oboje mają rację. Nie jest to kwestia logiki, lecz psychiki.
Przyniósł on zestaw dużych kart; połowa z nich była wizerunkiem młodej kobiety, którą widziałeś na rysunku nr 1, połowa zaś rysunkiem starej kobiety (obrazek nr 3). Rozdał je klasie: młodą kobietę jednemu rzędowi, starą – drugiemu. Polecił w skupieniu przyglądać się im przez 10 sekund, po czym zebrał rysunki. Następnie wyświetlił na ekranie rysunek nr 2 – kombinację dwóch poprzednich – i poprosił studentów, by go opisali, Niemal każda z osób, które poprzednio oglądały wizerunek młodej kobiety, widziała ją nadal na ekranie, a prawie wszyscy, którzy patrzyli przedtem na rysunek staruszki, teraz też widzieli staruszkę. Następnie profesor poprosił kogoś z jednej połowy klasy, aby wyjaśnił studentowi z drugiej połowy, co widzi na rysunku. Po chwili rozmowy ujawniły się problemy komunikacyjne;
– Jak to „stara”? Ona nie ma więcej niż dwadzieścia, góra dwa­dzieścia dwa lata!
– Daj spokój, żartujesz. Ma siedemdziesiąt i to z okładem!
– Co z tobą, nie widzisz czy co? To młoda czarująca dziewczyna, chętnie bym się z nią umówił.
Czarująca?! Stara wiedźma!
Każda z osób przekonana była, że ma rację, i twardo obstawała przy swoim. Działo się tak pomimo jednej niezmiernej przewagi studentów – większość z nich przekonała się wcześniej podczas demonstracji, że istnieje inny punkt widzenia – czego wielu z nas nigdy by nie przyznało. Niemniej początkowo zaledwie kilku studentów próbowało popatrzeć na obraz z innego punktu widzenia.
W końcu ktoś podszedł do ekranu i palcem obwiódł jedną z linii rysunku, mówiąc:
– Oto naszyjnik dziewczyny. Na to ktoś inny powiedział:
– Nie, to usta staruszki.
Stopniowo zaczęto spokojnie omawiać konkretne różnice, aż wreszcie studenci mieli wyobrażenie obu wizerunków. Spokojna, konkretna i pełna wzajemnego szacunku komunikacja doprowadziła w końcu do tego, że każdy z nas potrafił zobaczyć inny punkt widzenia. Kiedy jednak odwróciliśmy na chwilę wzrok i ponownie spojrzeliśmy na rysunek, znowu widzieliśmy go zgodnie z dziesięciosekundowym uwarunkowaniem.

Często posługuję się tą demonstracją postrzegania, pracując z oddzielnymi ludźmi czy zespołami pracowników, ponieważ daje ona lepszy wgląd zarówno w indywidualną, jak i grupową skuteczność działania. Przede wszystkim pokazuje, jak silnie warunkowanie wpływa na postrzeganie i paradygmaty. Skoro dziesięć sekund ma taki wpływ na to, co widzimy, to jaki wpływ muszą mieć uwarunko­wania w życiu?

Zobacz również:
Bądź wzorem, nie krytykiem.
Zaprojektuj się! ;)
Przestań mówić – zacznij się porozumiewać
Poczucie bezpieczeństwa

Gdybym miała wskazać jedną książkę, która zrobiła na mnie, w tym roku, największe wrażenie to niewątpliwie byłaby to książka Stephena R. Covey’a – „7 nawyków skutecznego działania”.
To propozycja praktycznie dla wszystkich, nie tylko dla DDA/DDD. To jedna z tych książek, gdzie wartościowych informacji jest mnóstwo, można je studiować latami i zawsze coś nowego odkryć.

Czytam w tej chwili tę książkę po raz kolejny i staram się wprowadzać w życie nawyki skuteczności. Trochę sobie zmieniłam ich brzmienie. :)

1. Zajmuj się tylko tym, na co masz wpływ. Szukaj w każdym problemie, który napotykasz czegoś, na co masz wpływ i skoncentruj się tylko na tym.
2. Nim coś zrobisz – wyobraź to sobie. Ze szczegółami.
3. Najpierw rób to co najważniejsze. Zaplanuj sobie dzień, wyznacz priorytety.

4. Dąż do rozwiązań typu wygrana-wygrana albo się wycofaj. We wszystkich dziedzinach życia – w miłości, w pracy, w relacjach z przyjaciółmi, itd.
5. Najpierw spróbuj zrozumieć drugą osobę, dopiero później staraj się być zrozumianym. Im więcej danych, tym trafniej można ocenić sytuację i znaleźć najodpowiedniejsze rozwiązanie.
6. Współpracuj z ludźmi zamiast robić coś w pojedynkę.  W myśl zasady „1+1=3”.

7. Bądź dla siebie dobra/dobry. Dbaj o swój rozwój, swoje relacje.

Napisać łatwo, wdrożyć – dużo trudniej. Ale wierzę, że warto – już zauważyłam pierwsze efekty takich nawyków – dlatego mam zamiar stosować je coraz intensywniej. Wam też polecam :)

 

Zobacz również:
Bądź wzorem, nie krytykiem.
Trening umysłu
Poczucie bezpieczeństwa
Wizualizacja i afirmacja
Proaktywność
Pomiędzy bodźcem a reakcją
Zapisuj i myśl!

Skąd bierze się wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa? Nie bierze się z tego, co myślą o nas lub jak nas traktują inni ludzie. Nie bierze się ze scenariuszy, które nam wręczają. Nie pochodzi także z okoliczności, które nas otaczają, i z zajmowanej pozycji. Ono przychodzi z naszego wnętrza. Ze słusznych paradygmatów i właściwych zasad zakodowanych głęboko w naszych sercach i umysłach. Przychodzi z wewnętrznej zgodności, ze spójnego życia, w którym codzienne nawyki odbijają nasze najgłębsze wartości.
Uważam, że podstawowym źródłem poczucia osobistej wartości jest życie oparte na wewnętrznej spójności. Nie zgadzam się z popularną literaturą sukcesu, która mówi, że samoocena zależy przede wszystkim od nastawienia umysłu, od postawy – że można za pomocą technik psychologicznych osiągnąć spokój wewnętrzny.

Spokój wewnętrzny jest efektem życia zgodnego z prawdziwymi zasadami i wartościami.
Poczucie wewnętrznego bezpieczeństwa jest również rezultatem współzależnego, efektywnego życia. Poczucie bezpieczeństwa leży w świadomości, że istnieje rozwiązanie „wygrana-wygrana”, że w życiu nie zawsze obowiązuje zasada „albo, albo”, że niemal zawsze możliwe jest obopólnie korzystne trzecie wyjście. Poczucie bezpieczeństwa bierze się z wiedzy, że nie musisz rezygnować z własnego punktu widzenia, by szczerze i prawdziwie zrozumieć drugą osobę. Poczucie bezpieczeństwa przychodzi wraz z autentycznym, twórczym i nastawionym na współpracę podejściem do ludzi, z wcielaniem w życie nawyków współzależnego funkcjonowania.
Poczucie wewnętrznego bezpieczeństwa przychodzi z pomagania ludziom w istotny sposób, ze służenia innym. Jednym z jego ważnych źródeł jest praca, która daje poczucie wkładu i twórczości, która coś zmienia. Innym źródłem jest anonimowa dobroczynność, taka, o której nikt nie wie i być może nigdy się nie dowie. Bo też nie to jest ważne, ważne jest, by rozjaśniać życie innych ludzi. Motywacją jest tu wpływ, nie uznanie.

To fragment ksiażki „7 nawyków skutecznego działania” Stephena R. Covey’a. Książki, która moim zdaniem jest lekturą obowiązkową. :) Czytaj resztę wpisu »


psychoterapeuta - osoba posiadająca certyfikat szkoły psychoterapii lub będąca w trakcie jej zdobywania. Szkolenia PTP czy SN PTP mogą podjąć tylko osoby, które mają wykształcenie psychologiczne czy lekarskie albo od min. 5 lat pracują w ośrodkach zajmujących się psychoterapią.
 
Psycholog czy psychiatra bez szkolenia psychoterapeutycznego nie ma wystarczajacych umiejętności, żeby prowadzić psychoterapię.
 
Specjalista psychoterapii uzależnień i współuzależnienia to osoba, która skończyła wyższe studia (wystarczy pedagogika czy filozofia), oraz szkolenie PARPA - uważajcie w ośrodkach leczenia uzależnień.

Chomik

Statystyki

  • 507 985 odsłon od 11 grudnia 2009

"Pracuj tylko w kręgu wpływu. Podejmuj zobowiązania i wywiązuj się z nich. Bądź latarnią, nie sędzią. Bądź wzorem, nie krytykiem. Bądź częścią rozwiązania, nie częścią problemu.

"Wypróbuj tę zasadę w małżeństwie, w rodzinie, w pracy. Nie dyskutuj nad słabościami innych. Nie dyskutuj nad własnymi. Jeśli popełnisz błąd, dostrzeż go jak najszybciej, napraw, wyciągnij z niego naukę. Nie popadaj w obwiniający, oskarżający nastrój. Pracuj nad tym, nad czym masz kontrolę. Pracuj nad sobą. Nad być."
Stephen Covey

Wystarczy kliknąć

Pajacyk

Twój e-mail