Ryby mają głos!

Posts Tagged ‘kobieta

Przeglądam właśnie dawno już czytaną książkę Wojciecha Eichelbergera „Kobieta bez winy i wstydu”.
Jako osoba (podobno) bardzo kobieca mam problem z męskim aspektem swojej osobowości. Najwyraźniej niepotrzebnie:
 Psychologicznie rzecz biorąc rozwój mężczyzny polega – od pewnego momentu – na budzeniu swojego aspektu żeńskiego. Natomiast rozwój kobiety – w jej dojrzałym życiu – polega na budzeniu aspektu męskiego. W ten sposób również w naszym wewnętrznym życiu dążymy do jedności, do dopełnienia.
Mężczyzna i kobieta poszukują się w życiu i spotykają po to, aby się od siebie wzajemnie uczyć. Mężczyzna spotyka kobietę po to, żeby uczyć się od niej kobiecości, a kobieta spotyka mężczyznę po to, aby uczyć się od niego męskości.
Jeśli chcemy wyobrazić sobie, jak to może wyglądać, warto odwołać się do znanego symbolu jin-jung, dwóch splecionych w płaszczyźnie koła ryb. Każda z nich zapełnia taką samą ilość wspólnej przestrzeni i obie tworzą całość. Jedna jest biała, a druga czarna, ale jedna ma białe oczko, druga oczko czarne.
Biały reprezentuje jang, czyli to, co w koncepcji taoistycznej nazywa się elementem męskim. Czarny reprezentuje jin, czyli to, co nazywamy elementem kobiecym. Uderzające, jak bardzo harmonijna i symetryczna jest relacja męskiego i żeńskiego.

A ten fragment zamieszczam, bo po prostu mnie wzruszył:
W literaturze feministycznej można spotkać tezę, że sposób w jaki mężczyźni reagują na kobiety, nawiązuje w swojej ewolucji do tego, jak w danym okresie historycznym postrzegano i przeżywano przyrodę.
W Średniowieczu przyroda była dla ludzi czymś dzikim, zagrażającym, ale budzącym podszyty lękiem szacunek. Była traktowana jako przejaw archetypu matki, a więc mogła wyzwalać także uczucia miłości. Dlatego w Średniowieczu kobieta – jako dziki i tajemniczy aspekt przyrody – była wprawdzie zniewolona, ale niewątpliwie szanowana.
W epoce Renesansu, gdy pojawiło się mechanicystyczne rozumienie przyrody i związana z nim iluzja możliwości zapanowania nad nią, zmienił się też stosunek do kobiety. Kobietę zaczęto kontrolować i manipulować nią, tak jak się to czyni z mechanizmami. Ochronna otoczka szacunku zaczęła się kruszyć. Musiała powstać niebezpieczna wyrwa w obyczajowości, pozwalająca na niekontrolowaną erupcję agresji w stosunku do tego, co w kobiecie tajemnicze, niezrozumiałe i nie poddające się kontroli.
Dopiero od niedawna w umysłach ludzi zaczęła świtać świadomość, że przyroda, a więc i kobieta, są skarbami, które trzeba chronić i bez których patriarchalny, męski świat nie przetrwa.

fragment książki „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus” Johna Gray’a, ze szczególną dedykacja dla wszystkich mężczyzn, którzy dziwią się, że potrzebujemy tak straszliwie drążyć swoje problemy :D

„GADANIE”, KTÓRE PRZYNOSI ULGĘ

Gdy kobieta pozostaje pod wpływem stresu, czuje instynktowną potrzebę rozmowy o swoich uczuciach i wszystkich problemach, jakie się z nimi wiążą. A gdy już zacznie mówić, żadnej z kwestii nie oddaje pierwszeństwa. Kobietę wyprowadzoną z równowagi niepokoją w równym stopniu sprawy wielkie, jak i małe. Odruchowo nie zabiera się wcale do rozwiązywania problemów, lecz szuka uspokojenia w opowiadaniu o tym, co czuje, komuś, kto ją zrozumie. I rzeczywiście, swobodne „gadanie” o kłopotach przynosi jej ulgę.

Podczas gdy zaniepokojony mężczyzna, zająwszy się jedną konkretną sprawą, ma tendencję do zapominania o wszystkich innych, kobieta w tej samej sytuacji rozciąga swoje zainteresowania na dosłownie wszystkie problemy i może poczuć się lepiej, nie zajmując się wcale rozwiązywaniem któregokolwiek z nich. Mówiąc o swoich kłopotach, zdobywa pełniejszą świadomość tego, co rzeczywiście ją nęka, i nagle odkrywa, że nie jest już tak napięta.

Żeby znaleźć ukojenie, kobiety opowiadają o problemach przeszłych, przyszłych, potencjalnych, a nawet o takich, które po prostu są nie do rozwiązania, a im więcej mówią, tym lepiej się czują. Jeśli kobieta w dodatku ma świadomość, że jest słuchana, jej napięcie stopniowo znika.

Po omówieniu jednej sprawy robi krótką przerwę i przechodzi do następnej. Przywołuje swoje kłopoty, rozczarowania i frustracje, przy czym kolejne poruszane przez nią kwestie nie zawsze pozostawają w logicznym następstwie.

Jeśli kobieta mówiąc, nie spotka się ze zrozumieniem, zacznie zajmować się coraz szerszym kręgiem spraw.

Tak jak ukryty w jaskini mężczyzna potrzebuje do odprężenia się kilku mało istotnych „problemików”, tak kobieta mówiąca w próżnię odczuwa potrzebę wypowiadania się na tematy nie bardzo naglące. Żeby zapomnieć o swoich bolesnych uczuciach, może się zaangażować emocjonalnie w problemy innych i znaleźć pewną ulgę, omawiając kłopoty znajomych, krewnych czy współpracowników.

Niezależnie jednak od tego, czy mówi o sprawach swoich czy cudzych – „gadanie” jest naturalną i zdrową reakcją Wenusjanki na stres.

Jak mężczyźni reagują na kobiecą potrzebę mówienia

Kiedy kobiety mówią o jakichś problemach, mężczyźni zwykle im przerywają. Mężczyzna sądzi, że kobieta mówi o kłopotach, bo uważa, iż on jest za nie odpowiedzialny. Im więcej tematów partnerka wówczas porusza, tym bardziej mężczyzna czuje się obwiniany. Nie zdaje sobie sprawy, że kobieta poczuje się lepiej, jeśli tylko zostanie wysłuchana.

Marsjanie wypowiadają swoje problemy, wyłącznie obwiniając kogoś lub szukając rady. W chwilach gdy kobieta jest bardzo zdenerwowana, mężczyzna uważa, że właśnie go obwinia, a gdy tylko trochę zaniepokojona – sądzi, że szuka u niego rady.

Opierając się na takim przekonaniu, mężczyzna albo wkłada czapkę Pana Załatwiacza i „rozwiązuje” problem, albo „odpiera atak”. Jednak zarówno w jednym, jak i drugim przypadku nie słucha.

Jeżeli partner zaproponował wyjście z sytuacji, kobieta po prostu mówi dalej. Po zaoferowaniu dwóch czy trzech rozwiązań mężczyzna sądzi, że powinna się poczuć lepiej. Jeśli tak się nie dzieje, a jego rady są ignorowane, czuje się nie doceniony.

W przypadku gdy czuje się atakowany, zaczyna się bronić. Uważa, że jeśli się wytłumaczy, kobieta przestanie go obwiniać. Tymczasem im bardziej się broni, tym bardziej ona wydaje się zdenerwowana. Mężczyzna nie pojmuje, że partnerka nie oczekuje od niego żadnych wyjaśnień i potrzebuje tylko, by zrozumiał jej uczucia i pozwolił dalej mówić. Jeśli zachowa się mądrze i nie będzie jej przerywał, kobieta w chwilę po tym, jak go krytykowała, z pewnością przejdzie do omawiania innych spraw.

Rzeczą, która szczególnie frustruje mężczyzn, jest poruszanie przez kobiety kwestii, w których niczego nie da się zrobić. Zdenerwowana kobieta wyrzuca z siebie takie na przykład skargi:
„Wcale mi dobrze nie płacą”.
„Ciocia Luiza coraz częściej choruje. Z roku na rok czuje się gorzej”.
„Powinniśmy mieć większy dom”.
„Co za susza! Kiedy wreszcie spadnie deszcz?”
„Niedługo chyba całkiem wyczerpiemy nasze konto”.
Dla kobiety wypowiedzi tego typu są po prostu metodą wyrażania niepokojów, rozczarowań i frustracji. Na ogół zdaje sobie sprawę, że nie można tu nic poradzić, jednak, żeby znaleźć ukojenie, musi o tym mówić. Czuje się podtrzymana na duchu, jeśli słuchający nawiąże do jej frustracji i rozczarowań. Jednak mówiąc o sprawach nie do rozwiązania, może wpływać frustrujące na partnera – chyba że ten rozumie, iż „wygadanie się” jest jej potrzebne do dobrego samopoczucia.

Mężczyźni tracą cierpliwość także wtedy, gdy kobiety omawiają swoje sprawy w najdrobniejszych szczegółach, niesłusznie sądząc, że znajomość wszystkich tych detali będzie istotna dla rozwiązania problemu. Mężczyzna niecierpliwie upatruje istoty sprawy i znów nie uświadamia sobie, że partnerka nie oczekuje od niego rozwiązania, lecz tylko zainteresowania i zrozumienia.

Słuchanie jest dla mężczyzny trudne także dlatego, że w nieokiełznanym potoku kobiecej wymowy stara się on znaleźć jakiś logiczny porządek. Po poruszeniu przez partnerkę trzech czy czterech kwestii czuje się okropnie sfrustrowany poszukiwaniem między nimi jakiegokolwiek związku.

Innym powodem, dla którego mężczyzna może zrezygnować z dalszego słuchania, jest odgadnięcie myśli przewodniej. Nie może przecież szukać rozwiązania, dopóki nie wie, o co właściwie chodzi. Im większą liczbą szczegółów będzie zasypywany, tym bardziej słuchanie będzie go denerwowało. Czułby się lepiej, gdyby pamiętał, że partnerce takie mówienie o drobnostkach przynosi ulgę. Tak jak mężczyzna spełnia się, odrzucając zawiłe detale rozpatrywanej sprawy, tak kobieta czuje się usatysfakcjonowana, jeśli omówi swój problem w najdrobniejszych szczegółach.

Kobieta może uczynić słuchanie bardziej znośnym dla partnera poprzez uporządkowanie wypowiedzi. Powinna rozpoczynać od przedstawienia istoty sprawy, a dopiero potem zagłębić się w szczegóły. Nie należy też zmuszać mężczyzny do domyślania się czegokolwiek. Kobiety na ogół z przyjemnością zostawiają w swych opowieściach margines dla domysłów, ponieważ dodaje to całej historii „uczucia”. Słuchacz-kobieta radośnie odbiera taką formę wypowiedzi, mężczyzna natomiast na ogół się denerwuje.

Łatwo rozpoznać stopień niezrozumienia kobiety przez mężczyznę. Wystarczy w tym celu obserwować, jak często przerywa partnerce, gdy ta opowiada o swoich problemach.

Mężczyzna, ucząc się, jak zadowolić kobietę, odkryje, że słuchanie nie jest wcale tak trudne. Co więcej – kobieta może przypominać partnerowi, że po prostu tylko mówi o swoich sprawach i nie oczekuje od niego żadnych rozwiązań. To z pewnością pomoże mu się odprężyć i jej wysłuchać.

(…)

Wielu mężczyzn, a także wiele kobiet ma bardzo krytyczne nastawienie do potrzeby mówienia o kłopotach. Wynika to stąd, że nigdy nie doświadczyli, jak kojąco może działać zwykłe wygadanie się. Nie widzieli, jak kobieta, która czuje, że jest słuchana, może się w mgnieniu oka przeobrazić: odprężyć się i wytworzyć w sobie pozytywny stosunek do otoczenia. Najczęściej są to ci, którzy pamiętają, że kobieta (zwykle ich matka), która nie czuła się słuchana, drążyła temat swoich kłopotów w nieskończoność. (Takie zachowanie jest właściwe kobietom, które przez dłuższy czas nie czują się kochane i słuchane).

Zobacz również:

Miłość to nie wszystko
Przestań mówić – zacznij się porozumiewać
Kobieca furia
Wyrzuć z siebie gniew
Nie zależy mu na Tobie !
Jak umiejętnie krytykować ?
Alice Miller „Gdy runą mury milczenia”

.

Fragment książki „Mądre kobiety, głupie postępowanie” autorzy: Connell Cowan, Melvyn Kinder

Uzależnienie związane z potwierdzaniem własnej wartości — We wczesnym okresie życia każde dziecko oczekuje od rodziców aprobaty i potwierdzania jego wartości. Dobrzy rodzice stopniowo zachęcają dzieci do niezależnego myślenia i samooceny. To właśnie poprzez rosnące zaufanie do własnej percepcji i własnych ocen dzieci uczą się lubić siebie i cenić te opinie.
Wielu rodziców jednak nie potrafi dobrze tego przekazać, a i niektóre dzieci niezbyt dobrze się tego uczą. Zasadniczo dzieci uczą się aprobować siebie dzięki temu, że rodzice stopniowo przekazują im prawo dokonywania ocen. „Nie jest tak ważne, co ja myślę. Co ty myślisz? Co ty o tym sadzisz?” Takie postawienie sprawy przez rodziców pozwala dziecku czuć, że jest ważne, że to, co myśli czy sądzi o jakiejś kwestii lub zdarzeniu, ma wartość.
Niektórzy rodzice natomiast zniechęcają dziecko do aprobowania siebie, wmawiając mu, że liczy się tylko to, co oni myślą i uważają.
Rodzice ci mogą czuć, że coś tracą, przekazując dziecku prawo oceniania, i wolą, by dziecko w dalszym ciągu było ściśle uzależnione od nich jako głównego źródła aprobaty. Niestety takie dziecko uczy się szukać akceptacji i potwierdzenia własnej wartości wyłącznie u innych ludzi.
Wychowana w ten sposób dziewczynka, kiedy patrzy w lustro, nie powie: „Podoba mi się to, co widzę!” Po latach, będąc już kobieta, spojrzy w lustro i zacznie się zastanawiać: „Czy jemu spodoba się to, co zobaczy?”
Niemożność uznania siebie prowadzi do poważnych wątpliwości i pytań związanych z własna wartością. Skoro zaś ty sama nie masz do siebie zaufania, to zazwyczaj uważasz, że nikomu nie możesz ufać. Jeżeli sama nie wierzysz, że jesteś miła, to nie uwierzysz, gdy ktoś ci to powie, żeby nawet mnóstwo ludzi ci to mówiło i bardzo starało się cię przekonać.
Właśnie owa niewiara prowadzi do nieustannych powtórek w wypadku nałogowej kochanki. Nawet wówczas, gdy ma mężczyznę, który jej mówi, że jest wspaniała i że ja kocha, to ona mu nie wierzy. Nie wierzy, bo nigdy nie nauczyła się tego odczuwać — odczuwać od środka. Taka osoba skazana jest na ciągłe szukanie kogoś innego, by dał jej poczucie, że jest miła.

Nie mam problemu z patrzeniem w lustro i mówiem „podoba mi się to, co widzę!”. Ale może to dlatego, że ludzie często obdarzają mnie komplementami ?
To co mnie uderzyło w tym tekście dzisiaj, to to, że zdałam sobie sprawę, że ja ciągle szukam u innych poczucia bezpieczeństwa. Nie potrafię, nie nauczyłam się tego w dzieciństwie, czuć się bezpiecznie – i teraz, bez kogoś obok, ciągle mi brakuje poczucia bezpieczeństwa. Boję się.

Autor: Wojciech Eichelberger, ze zbioru tekstów pt. „Ciało i dusza”

Wiele kobiet, które spotykam zarówno w moim życiu prywatnym, jak i zawodowym, pyta, dlaczego doświadczają nagłych, niekontrolowanych i niezrozumiałych napadów złości. Postanowiłem więc zająć się tym tematem. Ale jak na postmodernistycznego psychoterapeutę przystało, pomyślałem najpierw: to zależy – np. od indywidualnych cech i losów danej kobiety, przecież za tym samym objawem (w tym wypadku gniewem) mogą stać bardzo różne przyczyny, a poza tym, nie ma dwóch takich samych przypadków itd., itd. W mojej wyobraźni pojawiły się stosy zapisanych stronic, układających się w obszerną monografię pod tytułem „Kobieta bez gniewu i skazy”, czy coś w tym rodzaju i… ręce mi opadły. Nigdy tego nie napiszę, pomyślałem. Za chwilę jednak poczucie obowiązku i zawodowy nawyk przychodzenia z pomocą za wszelką cenę wzięły górę. Postanowiłem zachować się jak mężczyzna i dać na to pytanie krótką, zwartą, pryncypialną i konserwatywną odpowiedź. Oto ona.

Po pierwsze – pamiętajmy, że kobieta, zanim stanie się kobietą, długo jest dziewczynką, a dziewczynka powinna być cicha, grzeczna, miła i słodka. I pamiętać, że złość piękności szkodzi. Powinna mówić cichutko i cieniutko, a najlepiej wcale, bo dziewczynki i ryby głosu nie mają. Dziewczynka powinna ustępować, oddawać, ulegać, służyć, wyręczać, opiekować się, na nic się nie skarżyć i cieszyć się, że żyje. Powinna być zwiewna i lekka jak mgiełka, poruszać się na paluszkach bezszelestnie jak motylek. Powinna być czyściutka i bielutka. Niczego brudnego nie dotykać, nie pocić się i nie wydzielać żadnego naturalnego zapachu. Oczywiście, nie powinna się niczego brzydzić, a jeśli się brzydzi, to nie powinna tego pokazywać. Od najwcześniejszych lat winna pasjonować się proszkami do prania, wybielaczami, środkami czyszczącymi i bakteriobójczymi, a nade wszystko dezodorantami. Powinna marzyć o tym, że jak będzie duża, to wystąpi być może w telewizyjnej reklamie jakiegoś superproszku, po którym pranie będzie jeszcze bielsze niż dotąd. Dziewczynka powinna jeść jak ptaszek, pić jak ptaszek i wydalać jak ptaszek. A najlepiej wcale. Umiejętność siedzenia godzinami na przepełnionym do granic możliwości pęcherzu moczowym to podstawowe wyposażenie na dalszą drogę kobiecego życia. Dziewczynka powinna szanować autorytety i wiedzieć, kto tu rządzi. Dlatego nie powinna niczego odmawiać swoim dorosłym opiekunom, krewnym, nauczycielom, korepetytorom, spowiednikom i lekarzom. A także listonoszom, strażakom, policjantom i innym ofiarnym służbom mundurowym, nie mówiąc o urzędnikach administracji państwowej i wszelkich innych szacownych instytucji. Każda dziewczynka powinna wiedzieć, że jeśli jest bita albo wykorzystywana przez silniejszych, to jest to wyłącznie jej wina. Krótko mówiąc, zasłużyła sobie. Dziewczynce nie wypada chcieć i nie wypada nie chcieć. A gdy ją ktoś zapyta, czego chce, powinna odpowiedzieć: sama nie wiem. Dziewczynka powinna się bać, wstydzić i brzydzić swego ciała (szczególnie, gdy zaczyna dorastać). Najlepiej się do niego nie przyznawać. Trzymać ręce na kołdrze i wszelkimi dostępnymi środkami walczyć z owłosieniem nóg. Jednym słowem, dziewczynka może być, a nawet jest, mile widziana pod warunkiem, że jej nie ma. Po drugie – dzięki takiemu ułożeniu dziewczynka, gdy stanie się kobietą, będzie wiedziała, jak poruszać się w świecie. A w szczególności zrozumie, że gdy ją boli, to tak naprawdę nie boli. Gdy jej się chce, to tak naprawdę jej się nie chce, a gdy nie chce, to właśnie chce. Gdy płacze, to histeryzuje i jest niewdzięczna. Gdy się na coś nie zgadza, to jest wredna i cyniczna. Gdy się cieszy, to się wygłupia albo jest pijana. Gdy chce ładnie wyglądać, to się mizdrzy, a gdy kimś się zainteresuje, to się puszcza. Gdy się wstydzi, to jest głupia, a gdy się nie wstydzi, to jest bezwstydna. Gdy się przy czymś upiera, to przesadza, a gdy się nie upiera, to nie wie, czego chce. Jak kocha, to jest naiwna, a jak nie kocha, to jest zimna. Gdy ma ochotę na seks, to jest suką, a gdy nie ma ochoty na seks, to też jest suką. Jeśli chce być kimś – to znaczy, że przewróciło się jej w głowie, a jak nie chce być kimś, to jest głupią kurą. Jeśli jest sama, to znaczy, że nikt jej nie chciał, a jeśli jest z kimś, to znaczy, że cwana. Wtedy też będzie wiedzieć, że gdy dostaje furii – to jej się tylko tak zdaje. W każdym razie, może być pewna, że nie ma żadnych prawdziwych powodów do gniewu i powinna udać się po poradę do psychoterapeuty.

Brzmi znajomo ? Dla mnie bardzo. Niestety.

Zobacz również:
Wyrzuć z siebie gniew
Gniew – uczucie pozytywne!

„Miłość to nie wszystko” to tytuł jednego z rozdziałów książki Johna Gray’a „Marsjanie i Wenusjanki rozpoczynają nowe życie”. Cała ksiażka to potężna dawka informacji o kobietach i mężczyznach, oraz o tym jak przeżywamy stratę drugiej osoby. John Gray wskazuje na co zwrócić uwagę, jak poradzić sobie ze stratą i jak, w najlepszy sposób, wejść w nowy związek. Miłość to nie wszystko – przyda nam się też trochę wiedzy, dzięki której łatwiej będzie nam zrozumieć siebie, zrozumieć naszego partnera/partnerkę. Książka tak mi się spodobała, że zamierzam przeczytać też inne książki o tej międzyplanetarnej tematyce. :) Polecam gorąco.

Zarówno mężczyźni, jak i kobiety popełniają błąd, sądząc, że miłość wystarczy, by związek był trwały. Czasami bywa, że dwoje ludzi darzy się miłością, lecz ludzie ci nie są osobami dla siebie właściwymi. Mogą się bardzo kochać, lecz równocześnie miłość ich może nie wystarczyć do zawarcia związku małżeńskiego lub pozostania w nim. W naszym społeczeństwie panuje przekonanie, że skoro się kogoś kocha, to należy z nim zawrzeć małżeństwo. Sądzi się powszechnie, że osoba przez nas kochana jest osobą dla nas właściwą. Oczywiście, miłość jest warunkiem wstępnym dla trwałego i zapewniającego spełnienie związku, jednak nie stanowi żadnej gwarancji, że kochana przez nas osoba jest tą właściwą.

Wybieranie partnera przypomina wybieranie pracy. Istnieje wiele zajęć, które moglibyśmy wykonywać, jednakże chcąc znaleźć to, które jest dla nas właściwe, musimy poszukać odpowiedzi w głębi własnego serca. Możemy mieć przecież wiele ulubionych zajęć, jednak wybierając pracę, musimy się skupić na jednym. Podobnie jest z poszukiwaniem partnera. Po świecie chodzi tysiące osób, które moglibyśmy kochać, jednak tylko nieliczne spośród nich mogą się stać dla nas partnerami w małżeństwie. To spośród tej niewielkiej grupki musimy Wybrać tę osobę, która jest dla nas osobą właściwą. A uczynimy to, wysłuchawszy najpierw, co podpowiada nam serce.

Bywa, że gdy mężczyzna i kobieta starają się wzajemnie zadowolić, stwarzają sobie problemy. Bo albo on zmienia się za bardzo, próbując zaspokoić potrzeby partnerki, albo czyni to ona. I każde z nich przestaje być do końca sobą. Aby małżeństwo było udane, obie strony muszą czuć, że wolno im być sobą w stopniu coraz większym, a nie coraz mniejszym. Jeżeli dzieje się tak, że jedna strona musi rezygnować z siebie — by zadowolić drugą— to małżeństwo nie będzie harmonijne ani szczęśliwe.

Choć byś nie wiem jak kogoś kochał, nie zdołasz się dopasować, jeżeli nie jesteś właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

Może być tak, że dwoje ludzi, próbując żyć razem, zabrnie w układ bardzo zły, uniemożliwiający nawet wzajemną sympatię. Prawda o takiej parze jest następująca: każda ze stron pozostających w związku przestała lubić w sobie tę osobę, którą się w nim stała. Trwała miłość wymaga, abyśmy lubili osobę, którą się stajemy w relacji z naszym partnerem. Każdy nasz związek wydobywa na jaw jakąś część naszego ,ja”. Partner będący dla nas osobą właściwą wydobywa z nas to, co najlepsze, a partner nią nie będący — to, co najgorsze. Jeżeli tkwimy w związku z kimś dla nas niewłaściwym, to zamiast stawać się osobą coraz bardziej kochającą, mądrą, receptywną i twórczą, przestajemy się rozwijać.

Jest w tym wszystkim pewna ironia. Polega ona na tym, że kochający się ludzie, którzy potrafią zakończyć związek, wybaczając sobie nawzajem i rozumiejąc, że nie byli osobami dla siebie właściwymi, są w stanie być bardzo dobrymi przyjaciółmi. Oczywiście pod warunkiem, że nie usiłują kontynuować intymnego związku.

Zdarza się, że jedno czy każde z obojga partnerów nie potrafi zrozumieć, iż czasami związek, pomimo starań, nie może być udany. Pod koniec związku bywa, że jedno z partnerów lub oboje czują się winni, bo nie zdołali sprawić, by był on udany. Osoby takie, chcąc uniknąć poczucia winy, pozostaną w związku jeszcze długo, pomimo że już dawno zdali sobie sprawę, że czas się rozstać. I dopiero, gdy wszystko będzie bezustannie szło ku gorszemu, poczują się usprawiedliwieni i odejdą. W tego rodzaju sytuacji jest tak, że im dłużej pozostajemy w związku, tym bardziej się nawzajem rozczarowujemy, a nawet ranimy. Wskutek tego musimy się później leczyć z większego poczucia winy.
Gdy chcemy uniknąć poczucia winy, pozostajemy w związku jeszcze długo po tym, jak zdaliśmy sobie sprawę, że czas się rozstać.
Przyjęcie do wiadomości, że dwoje ludzi może się kochać, nie będąc w stanie sprawić, by intymny związek był udany, pozwala pogodzić się z sytuacją, uwolnić się od przywiązania i rozstać się bez poczucia winy, a także z wybaczającym sercem. Przyjąwszy do wiadomości tę prawdę, możemy powiedzieć partnerce: „Kocham cię, ale nie jesteśmy dla siebie stworzeni”. Możemy też potwierdzić, że oboje zrobiliśmy, co w naszej mocy, a związek się rozpadł, bo nie byliśmy osobami dla siebie właściwymi. Jeżeli nasze serce pozostanie dzięki temu otwarte, to będziemy mieli o wiele większą szansę znaleźć w przyszłości właściwą partnerkę.
Bardzo trudno jest ją znaleźć, gdy szukamy, czując się równocześnie źle, mając poczucie winy, uważając, że nie sprostaliśmy sytuacji lub patrząc na siebie jak na człowieka przegranego. Kiedy natomiast zakończymy związek z sercem pełnym miłości, zdając sobie sprawę, że nasza partnerka nie była dla nas osobą właściwą, automatycznie przyjmiemy prawidłowy kierunek, poszukując kobiety bardziej odpowiedniej. Poczucie winy jest sygnałem, że proces naszego uzdrawiania nie został zakończony, i że zanim będziemy gotowi zacząć wszystko od nowa — musimy go doprowadzić do końca.

Może się mylę, ale wydaje mi się, że większości z nas – kobiet, które są DDA/DDD – od czasu do czasu jest potrzebny ktoś, kto obiektywnie spojrzy na sytuację i powie: „nie zależy mu na Tobie!”. Nie oszukujmy się – nie mamy zbyt dobrych wzorców rodzinnych, musimy się wszystkiego same nauczyć, żeby nie żyć iluzjami, żeby nie tkwić latami w nieszczęśliwych związkach, które tak naprawdę nikomu nie przynoszą niczego dobrego. Szkoda życia – naszego, naszych partnerów i później naszych dzieci. Warto się przyjrzeć każdej relacji już na początku, bo jeśli wtedy jest źle, to później najprawdopodobniej będzie jeszcze gorzej.

Mężczyźni – kiedy chcą – potrafią być romantyczni. Dajmy im na to szansę! :)

Przytoczony poniżej tekst pochodzi z książki „Nie zależy mu na tobie” Grega Behrendta i Lizy Tuccillo, ale są też inne książki o podobnej tematyce np. „Kobiety, które kochają za bardzo” Robin Norwood czy „Mądre kobiety – głupie postępowanie” Cowana Connella i Kindera Melvina.


Siedzę w pokoju scenarzystów serialu „Seks w wielkim mieście” i rozmyślam sobie, jakie mam szczęście, że jestem jedynym heteroseksualnym mężczyzną wśród głównie żeńskiego zespołu (a tak naprawdę jem sobie ciastko), aż tu panie zaczynają rozmawiać o facetach, z którymi się umawiają. Zdarza się to dość często – ponieważ stanowi część procesu powstawania scenariusza serialu traktującego o uczuciowych związkach.
Jest to nieskończenie fascynujące. Wiem, że moje słowa mogą zabrzmieć sarkastycznie, ale naprawdę tak uważam.
Otóż tego akurat dnia jedna z pań nieśmiało zwraca się do mnie:
„Greg, jesteś facetem”. Jest niezwykle bystrą obserwatorką, bo rzeczywiście jestem facetem. „Chodzi o to, że spotykam się z pewnym mężczyzną… chyba się spotykam”. Już wszystko rozumiem. „Byliśmy razem w kinie i było świetnie. To znaczy, nie trzymał mnie za ręke, ale to nawet lepiej. Nie lubię trzymania się za ręce”. Nadal wszystko rozumiem. „Ale potem pocałował mnie na parkingu. Spytałam, czy chce do mnie wejść, tylko że on miał z samego rana bardzo ważne spotkanie, więc nie wszedł”. Rany. To chyba żarty! Przecież wszystko jasne!
„Odezwał się potem do ciebie?” – pytam.
„Właśnie o to mi chodzi. Widzieliśmy się jakiś tydzień temu”. Teraz t y też powinnaś już rozumieć. „Dziś napisał do mnie e-mail. Coś w rodzaju: «Dlaczego jeszcze się do mnie nie odezwałaś?»”
Wpatruję się w nią przez chwilę, czując, jak odpowiedź ciśnie się na zewnątrz przez moje gałki oczne. (Kochane panie, czasem doprowadzacie mnie do szału!) Bo piękna, utalentowana, superinteligentna dziewczyna współtworząca scenariusze do nagradzanego serialu znanego z wnikliwych obserwacji na temat mężczyzn powinna – wydawałoby
się – do woli przebierać wśród facetów. Tymczasem ta superkobieta jest zagubiona w sytuacji, która dla mnie jest rażąco jasna. „Zagubiona” to złe określenie, ona jest na to o wiele za mądra. Nie jest zagubiona, tylko ma nadzieje. Tylko, że sytuacja jest beznadziejna, dlatego wolę powiedzieć jej prawdę:
„Ten facet nie jest tobą zainteresowany”.
I to dobra wiadomość. Naprawdę. Marnowanie czasu z niewłaściwa osobą jest właśnie marnowaniem czasu. Kiedy znajdziesz w końcu tego właściwego, wierz mi, wcale nie będziesz żałowała, że nie spędziłaś więcej czasu ze Śmierdzielem PogadamyPózniej lub z Frankiem ZapomniałemZadzwonic.
Nie jestem żadnym doktorem – nawet w wyobraźni – ale jestem ekspertem, którego warto posłuchać z jednego ważnego powodu: jestem facetem, który ma za sobą odpowiedni bagaż związków i jest gotów szczerze wyznać, jak się w nich zachowywał. Jako mężczyzna wiem, jak mężczyźni myślą, czują i działają, i mam obowiązek powiedzieć ci, jacy naprawdę jesteśmy. Mam dość patrzenia na wspaniałe kobiety w pochrzanionych związkach.
Kiedy facetowi zależy na kobiecie, daje jej to do zrozumienia. Dzwoni, pojawia się, chce poznać jej przyjaciół, nie może przestać na nią patrzeć ani jej dotykać, a kiedy przychodzi pora na seks, więcej niż chętnie na to przystaje. I choćby miał następnego dnia o godzinie 0400 (czyli o czwartej rano, drogie panie!) po raz pierwszy zasiąść w fotelu prezydenta Stanów Zjednoczonych i tak wejdzie do niej na górę!
Czytaj resztę wpisu »

Wojciech Eichelberger napisał artykuł pt. „Bez mężczyzny żyć się nie da?”  – pełny tekst można znaleźć tu: http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/1,96115,203694.html.

Tekst jest dosyć kontrowerysyjny. Ironiczny można by dodać, ale … coś w tym jest.

Po pierwsze: postrzeganie przez innych.

Wolna kobieta po 30tce kojarzy się z typową „flądrą” – uwodzicielką, być może nawet nimfomanką albo nieszczęśliwą starą panną, która „nie potrafi znaleźć sobie męża”. Pytania o „narzeczonego” najczęściej padają na imprezach rodzinnych. Po odpowiedzi, że  z nikim nie jestem, zapada dłuższa chwila ciszy albo podają słowa pocieszenia: „wszystko się jakoś ułoży”. Samotni mężczyźni spotykają się z podobnymi opiniami, ale mają łatwiej. Nikt im nie przypomina  o tykającym zegarze biologicznym!
Jednym słowem powinnam się rzucić na pierwszego lepszego mężczyznę, wyjść za niego za mąż i urodzić dwójkę dzieci. Uszczęśliwiłabym tym praktycznie całą ludzkość. ;) Czytaj resztę wpisu »


psychoterapeuta - osoba posiadająca certyfikat szkoły psychoterapii lub będąca w trakcie jej zdobywania. Szkolenia PTP czy SN PTP mogą podjąć tylko osoby, które mają wykształcenie psychologiczne czy lekarskie albo od min. 5 lat pracują w ośrodkach zajmujących się psychoterapią.
 
Psycholog czy psychiatra bez szkolenia psychoterapeutycznego nie ma wystarczajacych umiejętności, żeby prowadzić psychoterapię.
 
Specjalista psychoterapii uzależnień i współuzależnienia to osoba, która skończyła wyższe studia (wystarczy pedagogika czy filozofia), oraz szkolenie PARPA - uważajcie w ośrodkach leczenia uzależnień.

Chomik

Statystyki

  • 507 986 odsłon od 11 grudnia 2009

"Pracuj tylko w kręgu wpływu. Podejmuj zobowiązania i wywiązuj się z nich. Bądź latarnią, nie sędzią. Bądź wzorem, nie krytykiem. Bądź częścią rozwiązania, nie częścią problemu.

"Wypróbuj tę zasadę w małżeństwie, w rodzinie, w pracy. Nie dyskutuj nad słabościami innych. Nie dyskutuj nad własnymi. Jeśli popełnisz błąd, dostrzeż go jak najszybciej, napraw, wyciągnij z niego naukę. Nie popadaj w obwiniający, oskarżający nastrój. Pracuj nad tym, nad czym masz kontrolę. Pracuj nad sobą. Nad być."
Stephen Covey

Wystarczy kliknąć

Pajacyk

Twój e-mail