Ryby mają głos!

Posts Tagged ‘związki

Dzisiaj wybory. Która partia najlepsza? Która najgorsza? Kto ma rację? Polityka to jeden z tych tematów, których bezpieczniej nie poruszać :D Jest jak pole minowe – nigdy nie wiadomo kiedy i gdzie coś wybuchnie … Można stracić przyjaciela, rękę, nogę ;) a już na pewno dobry nastrój.

Niemniej jednak to dosyć trudne – przejść obojętnie obok kogoś, kto się MYLI. Wszak możemy miłosiernie wskazać mu WŁAŚCIWĄ drogę.

 

 

W przypadku liścia na głowie, oczka w rajstopach itp – fajnie jest usłyszeć, że coś jest nie tak. Często jednak ludzie starają się „stworzyć nas na swoje podobieństwo” i dyktują nam w co, kiedy i jak powinniśmy być ubrani, jak powinniśmy się zachowywać, co myśleć itd. Piszę „ludzie”, bo wydaje mi się, że ja tak nie robię, choć … przez długie lata „uświadamiałam” innych, gdzie popełniają błąd, w którym miejscu się mylą itd. Wydawało mi się, że w ten sposób im pomagam. Być może w wielu przypadkach nawet miałam rację, ale odbywało się to moim kosztem. Kosztem relacji. Czy warto było? NIE. Zdecydowanie NIE.

Melody Beattie w „Koniec współuzależnienia” pisze tak:
Kiedy przestajemy negować rzeczywistość i zaprzeczać, że ponieśliśmy jakąś stratę czy doznaliśmy w czymś uszczerbku, przechodzimy do następnego stadium, którym jest złość. Może ona być uzasadniona, ale może też być nieuzasadniona. Uzasadniona jest wtedy, kiedy obracamy swój gniew ku osobie odpowiedzialnej za wyrządzoną nam szkodę, nieuzasadniona i zupełnie irracjonalna, kiedy wyładowujemy furię na osobie czy rzeczy, która akurat nawinęła się nam pod rękę. Za poniesione straty możemy obwiniać siebie, Boga i wszystkich wokół siebie. W zależności od charakteru szkody czy straty, możemy być lekko poirytowani lub trochę źli, ale możemy też wpaść w prawdziwą furię i skręcać się w paroksyzmach piekielnego gniewu.
To właśnie dlatego nasze próby naprowadzenia kogoś na właściwą drogę postępowania, pokazania komuś wyjścia z tunelu czy rozwiązania problemu nie zawsze kończą się tak, jak tego oczekiwaliśmy. Jeżeli bowiem przeczymy faktom, nie zmierzamy wprost ku pogodzeniu się z rzeczywistością, lecz nieuchronnie, wcześniej czy później, wpadamy w złość. Oto dlaczego musimy ze szczególną ostrożnością podchodzić do poważniejszych konfrontacji.
„Naprowadzanie ludzi na właściwą drogę postępowania, zdzieranie ich masek, zmuszanie ich do stawienia czoła prawdzie jest bardzo niebezpieczną i niejednokrotnie zgubną misją – pisze John Powell w Why Am I Afraid To Tell You Who I Am? – Człowiek nie może żyć, nie uświadamiając sobie w ogóle tego, jaki jest. Musi przynajmniej częściowo zdawać sobie z tego sprawę. W taki czy inny sposób, uciekając się do jakiejś formy samooszustwa, łączy elementy swej psychiki we względnie spójną całość […] Jeśli zabraknie spoiwa łączącego te elementy, to kto zbierze je do kupy i na powrót poskłada z nich tę biedną istotę?”
Byłam świadkiem przerażających sytuacji, do których dochodziło wtedy, kiedy ludzie w końcu stanęli wobec długo negowanej i odpychanej prawdy. A zatem, jeżeli nosisz się z zamiarem otworzenia komuś oczu na rzeczywistość, powinieneś zwrócić się o pomoc do specjalisty.

Popularne hasło „żyj i daj żyć innym” nie dotyczy tylko przypadków kiedy „inni” zachowują się ok, kiedy mają rację itd. :D Daj żyć innym nawet wtedy, kiedy totalnie się mylą i nieuchronnie idą na dno. Ich wybory. Ich życie. Paradoksalnie – jeśli im nie pozwolimy popełniać swoich błędów, żyć po swojemu – może to się negatywnie odbić na naszym życiu. Mój znajomy niedawno stracił pracę, bo powiedział jednej z osób na wyższym stanowisku cytuję: prawdę. Nic tym nie zyskał – „prawda” nie odmieniła tej osóbki, a on stracił pracę, którą lubił …

Ajahn Brahm na swoich wykładach opowiada czasem taką historię:

Świeżo poślubieni małżonkowie wybrali się po kolacji na spacer do lasu. Był ciepły letni wieczór, było im cudownie, aż do chwili gdy usłyszeli w oddali: „Kwa! Kwa!”
– „Posłuchaj” – powiedziała żona – „To musi być kogut”.
– „Nie, to kaczka” – powiedział mąż.
– „Nie, jestem pewna, że to kogut”
– „Niemożliwe, koguty robią ‚kukuryku’, kaczki ‚kwa kwa’. To kaczka, kochanie” – powiedział z pewną irytacją w głosie.
„Kwa! Kwa!” – zabrzmiało znowu.
– „Słyszysz? To kaczka!” – powiedział.
– „Nie mój drogi. To kogut. Jestem pewna” – zapewniła, tupiąc obcasami.
– „Posłuchaj żono! To … jest … kaczka. K-A-CZ-K-A, kaczka. Zrozumiałaś?” – odrzekł ze złością.
– „Ale to jest kogut” – zaprotestowała.
– „To na pewno kaczka, ty, ty …”
Rozległo się „Kwa! Kwa!” nim powiedział coś, czego nie powinien.
Żona była bliska płaczu. „Ale to jest kogut”
Mąż zauważył łzy w jej oczach i w końcu, przypomniał sobie dlaczego się z nią ożenił. Jego twarz złagodniała i powiedział delikatnie: „Przepraszam, kochanie. Wydaje mi się, że masz rację. To jest kogut.”
– „Dziękuję kochanie” – powiedziała i uścisnęła jego dłoń
„Kwa! Kwa!” rozbrzmiewało echem w lesie, gdy spacerowali dalej przepełnieni miłością.

Jak często sprzeczamy się z partnerem o to czy to kogut czy kaczka?
Jak to wpływa na to co naprawdę ważne w relacji i jakie stawiamy sobie priorytety?
Poza tym, jak możesz być absolutnie, zdecydowanie, ponad wszelką wątpliwość pewny/a czy to kogut czy kaczka?

 

Fragment książki Melody Beattie „Koniec współuzależnienia”. Polecam gorąco. :)

Oderwanie się nie jest oderwaniem się od osoby, o którą się troszczymy, lecz od bólu, który sprawia nam zaangażowanie się w jej sprawy.

Nie możemy zacząć pracować nad sobą, zacząć żyć naszym własnym życiem, zacząć żywić zdrowe uczucia i rozwiązywać swoje własne problemy, dopóki nie oderwiemy się od przedmiotu naszej obsesji.

Wiele osób przywiązuje się do ludzi ze swego otoczenia i do ich problemów. Nie chodzi o normalne uczucia, takie jak polubienie kogoś, przejęcie się jakimś problemem czy poczucie więzi ze światem. Przywiązanie, to nadmierne zaangażowanie, niekiedy beznadziejne wręcz uwikłanie się w sprawy innych.

Może ono przybierać różne formy:

  • Możemy zacząć zamartwiać się i skupiać całą naszą uwagę na jakimś problemie lub osobie.
  • Możemy też stopniowo popaść w obsesję kontrolowania osób z naszego otoczenia, kierowania nimi i decydowania o ich sprawach.
  • Zamiast robić wszystko z własnej, nieprzymuszonej woli, możemy zacząć sprowadzać nasze działania do reakcji na zachowania innych.
  • Możemy uzależnić się emocjonalnie od otaczających nas osób.
  • Możemy stać się opiekunami naszych bliskich, zawsze gotowymi spieszyć im z pomocą i umożliwiającymi im funkcjonowanie. Wówczas przywiązujemy się do myśli, że osoby te stale nas potrzebują, a nasze działania ograniczone są ich potrzebami.

Jeżeli całą naszą energię poświęcamy innym i ich problemom, to nie mamy już siły ani czasu, aby zająć się naszymi własnymi sprawami. Sprawy innych pochłaniają nas tak bardzo, że nie możemy czytać, oglądać telewizji, czy pójść na spacer. Żyjemy w stałym napięciu, zastanawiając się, co ona powiedziała, a czego nie powiedziała, co zrobiła albo czego nie zrobiła, albo co jeszcze zrobi. Oczywiście, zawsze jest wiele powodów do niepokoju i zmartwienia, zawsze jest wiele spraw, za które ktoś powinien wziąć odpowiedzialność. Jeśli jednak weźmiemy wszystkie obowiązki na siebie, to dla osób z naszego otoczenia nie zostanie nic. My będziemy się przepracowywać, oni nie będą mieć nic do roboty. Poza tym martwienie się o innych i o ich problemy nic nie daje. Nie rozwiązuje to bowiem tych problemów, nie pomaga innym i nie pomaga nam. Jest to po prostu marnowanie sił i energii.

Czym jest oderwanie się?

Zacznijmy od tego, czym oderwanie się nie jest. Otóż nie jest ono chłodnym i wrogim zerwaniem, nie jest pełnym rezygnacji i przygnębienia pogodzeniem się ze wszystkimi przeszkodami, które los piętrzy na naszej drodze, nie jest absolutną obojętnością na innych i ich problemy, nie jest bezmyślnym oddawaniem się rozkoszom, nie jest wreszcie zrzuceniem ze swych barków prawdziwych obowiązków wobec innych i siebie ani zerwaniem więzów łączących nas z innymi. Nie jest również rezygnacją z miłości i troski, aczkolwiek niekiedy może to być w danym momencie najlepszy sposób oderwania się.

Oderwanie się jest uwolnieniem się (odcięciem, odpuszczeniem) od problemu lub osoby w „duchu miłości”. Uwalniamy się intelektualnie, emocjonalnie i niekiedy fizycznie od niezdrowych i często bolesnych ingerencji w życie i obowiązki innej osoby oraz od problemów, których nie jesteśmy w stanie rozwiązać.

Oderwanie opiera się na następujących przesłankach: każdy odpowiada sam za siebie, nie potrafimy rozwiązać problemów innej osoby, martwienie się sprawami innych nic nie pomaga. Przyjmujemy politykę trzymania się z dala od obowiązków innych i zajmowania się tylko naszymi własnymi problemami. Jeśli ktoś wpędził się sam w kłopoty, to musi wypić piwo, które nawarzył. Pozwalamy innym być sobą. Dajemy im swobodę decydowania o sobie i możliwość dorośnięcia do obowiązków. Tę samą swobodę dajemy też sobie. Staramy się jak najlepiej przeżyć życie. Staramy się ustalić, co możemy, a czego nie możemy zmienić, a potem rezygnujemy z prób zmienienia tego, czego zmienić nie jesteśmy w stanie. Robimy co w naszej mocy, żeby rozwiązywać pojawiające się problemy, a kiedy nie uda się ich rozwiązać, przestajemy się nimi martwić i denerwować. Uczymy się żyć z nimi, a może raczej mimo nich. Staramy się znaleźć szczęście w życiu, radując się nawet drobiazgami i dziękując za nie.

Oderwanie się oznacza życie chwilą obecną – życie tu i teraz. Pozwalamy, by nasze życie płynęło swobodnie, nie staramy się wtłaczać go w żadne sztywne formy ani regulować. Nie usiłujemy wpłynąć na bieg wydarzeń. Zapominamy o przykrych wspomnieniach i obawach o przyszłość. Staramy się maksymalnie wykorzystać każdy dzień.

Fakt, że odrywamy się od innych nie znaczy, że przestaliśmy się nimi interesować, ale że uczymy się kochać, dbać o nich i zajmować się nimi bez wpadania w obłęd. Przestajemy robić to wszystko, co wytwarza chaos w naszych umysłach i w naszym otoczeniu. Gdy przestajemy się niespokojnie miotać, gdy wyzwalamy się spod przymusu ustawicznego troszczenia się i kontrolowania, odzyskujemy zdolność podejmowania przemyślanych decyzji o tym, jak okazywać swą miłość i jak rozwiązywać problemy. Możemy wówczas swobodnie wybrać taki sposób zajmowania się innymi, który rzeczywiście pomaga im a jednocześnie nie sprawia bólu nam samym.

Pożytki płynące z oderwania się są wielkie. Odzyskujemy spokój i pogodę ducha, zdolność ofiarowywania i przyjmowania miłości w sposób wzbogacający nas i dający nam nowe siły, swobodę decyzji i możliwość znajdowania rzeczywistych rozwiązań stojących przed nami problemów. Odnajdujemy możliwość życia swoim własnym życiem bez brania na siebie winy czy odpowiedzialności za kłopoty innych. Czasami oderwanie się skłania nawet ludzi z naszego otoczenia, by zaczęli sami rozwiązywać swoje problemy. Przestajemy się o nich martwić, więc w końcu sami zaczynają o siebie dbać. Każdy zajmuje się swoimi sprawami i obowiązkami.

Oderwij się. Odpręż się. Usiądź wygodnie. Weź głęboki oddech. A teraz skup się na swoich sprawach.

Zobacz również:
Odcinamy pępowinę, czyli koniec problemów z teściową
Prawdziwa miłość
Trójkąt dramatyczny Stephana B. Karpmana
Bajka o motylu
„tak bardzo się o Ciebie boję”
Wizja

.

fragment książki „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus” Johna Gray’a, ze szczególną dedykacja dla wszystkich mężczyzn, którzy dziwią się, że potrzebujemy tak straszliwie drążyć swoje problemy :D

„GADANIE”, KTÓRE PRZYNOSI ULGĘ

Gdy kobieta pozostaje pod wpływem stresu, czuje instynktowną potrzebę rozmowy o swoich uczuciach i wszystkich problemach, jakie się z nimi wiążą. A gdy już zacznie mówić, żadnej z kwestii nie oddaje pierwszeństwa. Kobietę wyprowadzoną z równowagi niepokoją w równym stopniu sprawy wielkie, jak i małe. Odruchowo nie zabiera się wcale do rozwiązywania problemów, lecz szuka uspokojenia w opowiadaniu o tym, co czuje, komuś, kto ją zrozumie. I rzeczywiście, swobodne „gadanie” o kłopotach przynosi jej ulgę.

Podczas gdy zaniepokojony mężczyzna, zająwszy się jedną konkretną sprawą, ma tendencję do zapominania o wszystkich innych, kobieta w tej samej sytuacji rozciąga swoje zainteresowania na dosłownie wszystkie problemy i może poczuć się lepiej, nie zajmując się wcale rozwiązywaniem któregokolwiek z nich. Mówiąc o swoich kłopotach, zdobywa pełniejszą świadomość tego, co rzeczywiście ją nęka, i nagle odkrywa, że nie jest już tak napięta.

Żeby znaleźć ukojenie, kobiety opowiadają o problemach przeszłych, przyszłych, potencjalnych, a nawet o takich, które po prostu są nie do rozwiązania, a im więcej mówią, tym lepiej się czują. Jeśli kobieta w dodatku ma świadomość, że jest słuchana, jej napięcie stopniowo znika.

Po omówieniu jednej sprawy robi krótką przerwę i przechodzi do następnej. Przywołuje swoje kłopoty, rozczarowania i frustracje, przy czym kolejne poruszane przez nią kwestie nie zawsze pozostawają w logicznym następstwie.

Jeśli kobieta mówiąc, nie spotka się ze zrozumieniem, zacznie zajmować się coraz szerszym kręgiem spraw.

Tak jak ukryty w jaskini mężczyzna potrzebuje do odprężenia się kilku mało istotnych „problemików”, tak kobieta mówiąca w próżnię odczuwa potrzebę wypowiadania się na tematy nie bardzo naglące. Żeby zapomnieć o swoich bolesnych uczuciach, może się zaangażować emocjonalnie w problemy innych i znaleźć pewną ulgę, omawiając kłopoty znajomych, krewnych czy współpracowników.

Niezależnie jednak od tego, czy mówi o sprawach swoich czy cudzych – „gadanie” jest naturalną i zdrową reakcją Wenusjanki na stres.

Jak mężczyźni reagują na kobiecą potrzebę mówienia

Kiedy kobiety mówią o jakichś problemach, mężczyźni zwykle im przerywają. Mężczyzna sądzi, że kobieta mówi o kłopotach, bo uważa, iż on jest za nie odpowiedzialny. Im więcej tematów partnerka wówczas porusza, tym bardziej mężczyzna czuje się obwiniany. Nie zdaje sobie sprawy, że kobieta poczuje się lepiej, jeśli tylko zostanie wysłuchana.

Marsjanie wypowiadają swoje problemy, wyłącznie obwiniając kogoś lub szukając rady. W chwilach gdy kobieta jest bardzo zdenerwowana, mężczyzna uważa, że właśnie go obwinia, a gdy tylko trochę zaniepokojona – sądzi, że szuka u niego rady.

Opierając się na takim przekonaniu, mężczyzna albo wkłada czapkę Pana Załatwiacza i „rozwiązuje” problem, albo „odpiera atak”. Jednak zarówno w jednym, jak i drugim przypadku nie słucha.

Jeżeli partner zaproponował wyjście z sytuacji, kobieta po prostu mówi dalej. Po zaoferowaniu dwóch czy trzech rozwiązań mężczyzna sądzi, że powinna się poczuć lepiej. Jeśli tak się nie dzieje, a jego rady są ignorowane, czuje się nie doceniony.

W przypadku gdy czuje się atakowany, zaczyna się bronić. Uważa, że jeśli się wytłumaczy, kobieta przestanie go obwiniać. Tymczasem im bardziej się broni, tym bardziej ona wydaje się zdenerwowana. Mężczyzna nie pojmuje, że partnerka nie oczekuje od niego żadnych wyjaśnień i potrzebuje tylko, by zrozumiał jej uczucia i pozwolił dalej mówić. Jeśli zachowa się mądrze i nie będzie jej przerywał, kobieta w chwilę po tym, jak go krytykowała, z pewnością przejdzie do omawiania innych spraw.

Rzeczą, która szczególnie frustruje mężczyzn, jest poruszanie przez kobiety kwestii, w których niczego nie da się zrobić. Zdenerwowana kobieta wyrzuca z siebie takie na przykład skargi:
„Wcale mi dobrze nie płacą”.
„Ciocia Luiza coraz częściej choruje. Z roku na rok czuje się gorzej”.
„Powinniśmy mieć większy dom”.
„Co za susza! Kiedy wreszcie spadnie deszcz?”
„Niedługo chyba całkiem wyczerpiemy nasze konto”.
Dla kobiety wypowiedzi tego typu są po prostu metodą wyrażania niepokojów, rozczarowań i frustracji. Na ogół zdaje sobie sprawę, że nie można tu nic poradzić, jednak, żeby znaleźć ukojenie, musi o tym mówić. Czuje się podtrzymana na duchu, jeśli słuchający nawiąże do jej frustracji i rozczarowań. Jednak mówiąc o sprawach nie do rozwiązania, może wpływać frustrujące na partnera – chyba że ten rozumie, iż „wygadanie się” jest jej potrzebne do dobrego samopoczucia.

Mężczyźni tracą cierpliwość także wtedy, gdy kobiety omawiają swoje sprawy w najdrobniejszych szczegółach, niesłusznie sądząc, że znajomość wszystkich tych detali będzie istotna dla rozwiązania problemu. Mężczyzna niecierpliwie upatruje istoty sprawy i znów nie uświadamia sobie, że partnerka nie oczekuje od niego rozwiązania, lecz tylko zainteresowania i zrozumienia.

Słuchanie jest dla mężczyzny trudne także dlatego, że w nieokiełznanym potoku kobiecej wymowy stara się on znaleźć jakiś logiczny porządek. Po poruszeniu przez partnerkę trzech czy czterech kwestii czuje się okropnie sfrustrowany poszukiwaniem między nimi jakiegokolwiek związku.

Innym powodem, dla którego mężczyzna może zrezygnować z dalszego słuchania, jest odgadnięcie myśli przewodniej. Nie może przecież szukać rozwiązania, dopóki nie wie, o co właściwie chodzi. Im większą liczbą szczegółów będzie zasypywany, tym bardziej słuchanie będzie go denerwowało. Czułby się lepiej, gdyby pamiętał, że partnerce takie mówienie o drobnostkach przynosi ulgę. Tak jak mężczyzna spełnia się, odrzucając zawiłe detale rozpatrywanej sprawy, tak kobieta czuje się usatysfakcjonowana, jeśli omówi swój problem w najdrobniejszych szczegółach.

Kobieta może uczynić słuchanie bardziej znośnym dla partnera poprzez uporządkowanie wypowiedzi. Powinna rozpoczynać od przedstawienia istoty sprawy, a dopiero potem zagłębić się w szczegóły. Nie należy też zmuszać mężczyzny do domyślania się czegokolwiek. Kobiety na ogół z przyjemnością zostawiają w swych opowieściach margines dla domysłów, ponieważ dodaje to całej historii „uczucia”. Słuchacz-kobieta radośnie odbiera taką formę wypowiedzi, mężczyzna natomiast na ogół się denerwuje.

Łatwo rozpoznać stopień niezrozumienia kobiety przez mężczyznę. Wystarczy w tym celu obserwować, jak często przerywa partnerce, gdy ta opowiada o swoich problemach.

Mężczyzna, ucząc się, jak zadowolić kobietę, odkryje, że słuchanie nie jest wcale tak trudne. Co więcej – kobieta może przypominać partnerowi, że po prostu tylko mówi o swoich sprawach i nie oczekuje od niego żadnych rozwiązań. To z pewnością pomoże mu się odprężyć i jej wysłuchać.

(…)

Wielu mężczyzn, a także wiele kobiet ma bardzo krytyczne nastawienie do potrzeby mówienia o kłopotach. Wynika to stąd, że nigdy nie doświadczyli, jak kojąco może działać zwykłe wygadanie się. Nie widzieli, jak kobieta, która czuje, że jest słuchana, może się w mgnieniu oka przeobrazić: odprężyć się i wytworzyć w sobie pozytywny stosunek do otoczenia. Najczęściej są to ci, którzy pamiętają, że kobieta (zwykle ich matka), która nie czuła się słuchana, drążyła temat swoich kłopotów w nieskończoność. (Takie zachowanie jest właściwe kobietom, które przez dłuższy czas nie czują się kochane i słuchane).

Zobacz również:

Miłość to nie wszystko
Przestań mówić – zacznij się porozumiewać
Kobieca furia
Wyrzuć z siebie gniew
Nie zależy mu na Tobie !
Jak umiejętnie krytykować ?
Alice Miller „Gdy runą mury milczenia”

.

kilka pojęć z Marsjańsko-Wenusjańskiego słownika frazeologicznego   :D :D :D

(źródło: „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus” Johna Gray’a

„Nigdy nie wychodzimy z domu” – przetłumaczone na marsjański brzmiałoby: „Mam ochotę na wspólne wyjście. Tak dobrze się zawsze bawimy, kiedy jesteśmy gdzieś razem. Uwielbiam być z tobą. I co ty na to? Może zabierzesz mnie na kolację? Już od kilku dni nie wychodziliśmy”.

Bez tego tłumaczenia mężczyzna rozumie zwrot: „Nigdy nie wychodzimy z domu” następująco: „Nie robisz tego, co do ciebie należy. Jesteś jednym wielkim rozczarowaniem. Niczego już razem nie robimy, bo jesteś leniwy, mało romantyczny, po prostu nudny”.

„Nikt na mnie nie zwraca uwagi” – przetłumaczone na marsjański oznacza: „Dziś mam uczucie, że nie jestem zauważana i doceniana. Wydaje mi się, że nikt mnie nie dostrzega. Wiem, oczywiście, że niektórzy mnie widzą, jednak robią wrażenie, jakbym była im obojętna. Zdaje się, że jestem trochę rozczarowana, bo ostatnio byłeś taki zajęty. Zaczyna mi się wydawać, że nie jestem dla ciebie ważna. Boję się, że praca jest dla ciebie ważniejsza. Przytul mnie i powiedz, że jestem niezwykła”.

Jeśli jednak zdanie: „Nikt na mnie nie zwraca uwagi” pozostanie bez tłumaczenia, mężczyzna usłyszy: „Jestem taka nieszczęśliwa. Nie poświęcasz mi tyle uwagi, ile potrzebuję. Wszystko jest beznadziejne. Nie zauważasz mnie nawet ty, mimo że podobno mnie kochasz. Powinieneś się wstydzić, że jesteś taki nieczuły. Ja bym cię nigdy tak nie ignorowała”.

„Jestem taka zmęczona. Niczego już nie jestem w stanie zrobić” – w języku marsjańskim znaczy: „Tak dużo pracuję. Naprawdę muszę odpocząć, zanim zabiorę się do czegoś jeszcze. Na szczęście, mam w tobie oparcie. Przytul mnie, pochwal moją pracę i powiedz, że zasłużyłam na chwilę odpoczynku, dobrze?”

Kiedy jednak mężczyzna nie dysponuje tym tłumaczeniem, wypowiedź: „Jestem taka zmęczona. Niczego nie jestem już w stanie zrobić” zrozumie następująco: „Ja robię wszystko, a ty nic. Powinieneś więcej mi pomagać. Nie jestem w stanie tyle pracować. Czuję się beznadziejnie. Chciałabym mieszkać z prawdziwym mężczyzną. To, że wybrałam ciebie, było wielką pomyłką”.

„Chciałabym rzucić to wszystko” – w języku marsjańskim brzmi: „Chcę, żebyś wiedział, że jestem zadowolona ze swojej pracy i z życia w ogóle, ale dziś jestem przepracowana. Chciałabym zrobić coś dla siebie, zanim znowu zacznę robić coś dla innych. Zapytaj mnie, proszę, o co mi dokładnie chodzi i posłuchaj życzliwie. Nie proponuj żadnych rozwiązań. Chcę po prostu poczuć, że rozumiesz, jakie napięcie przeżywam. To mi z pewnością pomoże. Poczuję się lepiej i odpocznę, a jutro znów będę odpowiedzialna i samodzielna”.

Bez odpowiedniego tłumaczenia zdanie: „Chciałabym rzucić to wszystko” mężczyzna zrozumie jako: „Muszę robić wiele rzeczy, których nie chcę robić. Związek z tobą jest nieszczęściem. Potrzebuję lepszego partnera, który umiałby wypełnić mi życie. Ty nic w tym kierunku nie robisz”.

(..)

Jeżeli mężczyzna będzie używał naszego słownika przez kilka lat, nie będzie już musiał po niego sięgać za każdym razem, kiedy poczuje się obwiniany lub krytykowany. Zrozumie, jak kobiety czują i którędy wędrują ich myśli. Dojdzie do wniosku, że wszystkich tych dramatycznych wykrzykników nie należy brać zbyt dosłownie, bo są one po prostu sposobem pozwalającym kobiecie pełniej się wypowiedzieć. Takie metody stosowały Wenusjanki, o czym mężczyźni powinni pamiętać.

Jakiś czas temu byłam na wykładzie Jacka Pulikowskiego, którego tematem była komunikacja. Mówił o kilku ciekawych sprawach, pozwalam sobie tutaj umieścić streszczenie tego wykładu.

Jak zauważył na swoim wykładzie Jacek Pulikowski – żeby z kimś się porozumieć niezbędne jest użycie rozumu. Jestem osobą dosyć otwartą, mówienie o różnych sprawach przychodzi mi z dużą łatwością, lecz mimo to, nie zawsze udaje mi się dobrze porozumieć z każdym rozmówcą. Dzięki temu wykładowi zrozumiałam kilka swoich błędów. Gdybym miała je zdefiniować jednym zdaniem powiedziałabym: mówiłam, ale się nie porozumiewałam.

Celem komunikacji jest zbliżenie – to jedno z najważniejszych zdań, jakie usłyszałam na tym wykładzie. Już samo określenie takiego celu sporo zmienia w samym nastawieniu do rozmowy.

Proces komunikowania się można ubrać w dosyć prosty schemat:

Łańcuch komunikacji:

Należy mieć świadomość, że intencja jest zawsze inna od interpretacji. Te same słowa mogą być zrozumiane przez różne osoby w różny sposób. Dlatego bardzo ważne jest, żeby odbiorca zapytał nadawcę czy dobrze zrozumiał znaczenie jego słów udzielając nadawcy informacji zwrotnej o tym jak zinterpretował jego wypowiedź. Nadawca ma wtedy szansę zweryfikować interpretację i sprecyzować swoją intencję, a co za tym idzie – dobrze porozumieć się z odbiorcą.

Ludzie kłócą się zazwyczaj nie o fakty a o interpretacje.

Nadawca powinien starać się być maksymalnie przeźroczysty, odbiorca – maksymalnie empatyczny.
Mężczyznom łatwiej przychodzi przeźroczystość – jak coś mówią to wiadomo po co to mówią, ich przekaz jest z reguły prosty.
Natomiast kobietom łatwiej z empatią wysłuchać swojego rozmówcę.
Wniosek ?
Kobieta dokładnie wie, co chce przekazać jej mężczyzna.
Mężczyzna nie ma pojęcia o czym mówi kobieta
;)

Dzięki temu wykładowi dotarło do mnie, że jeśli chcę być dobrze zrozumiana, muszę najpierw zastanowić się po co chcę coś powiedzieć, a dopiero później mówić.

Najczęstsze błędy komunikacji

INTENCJA (dlaczego / po co coś się mówi?)
Mówienie czegoś bez powodu
Chęć rozmowy w gniewie

PRZEKAZ
– Niewyraźny
– Zbyt rozbudowany lub zawiły
– Za cichy

ODBIÓR
– Brak pokory

Podstawą dobrej komunikacji jest dobre słuchanie. Najważniejsze to usłyszeć co ktoś powiedział.

Łatwiej o klarowność, jeśli już na początku swojej wypowiedzi wytłumaczymy swoją sytuację. „Nie znam zbyt dobrze angielskiego”, „Niedosłyszę”, „Potrzebuję się komuś wyżalić, mogę?”

W rozmowie niedopuszczalne jest krytykowanie czegoś, na co rozmówca nie ma wpływu (np. wzrostu), nie mamy również wpływu na przeszłość – wywlekanie brudów z przeszłości to po prostu ranienie, tak samo jak wypominanie win naszych rodziców.

Warto obudować przekaz przykry przekazem prawdziwym, pozytywnym. Jeśli krytykując kogoś najpierw przypomnimy o tym za co go cenimy, dlaczego jest dla nas ważny itd., a dopiero później powiemy, co nam się nie podoba w jego/jej zachowaniu i z czego jesteśmy w stanie zrezygnować, żeby ta osoba zrezygnowała ze swoich zachowań, to z pewnością łatwiej nam będzie dojść do porozumienia.
Brzmi to może trochę jak manipulacja, „nawijanie makaronu na uszy” (jak powiedział mój znajomy), ale słuchając Jacka Pulikowskiego, który podał przykład tego, jak próbował wytłumaczyć swojej żonie, że nie podoba mu się, jak ona wychowuje ich dzieci, mówiąc jej najpierw jak bardzo ją docenia, ile dla niego znaczy itp, pomyślałam sobie „ona na to zasłużyła”. Mówienie tylko i wyłącznie o tym co złe, zapominając o tym co dobre, to przedstawianie nieprawdziwego obrazu – czyli swego rodzaju manipulacja właśnie.

Podobno czytając / słuchając itd. Zapamiętujemy co najwyżej 15% informacji. W dodatku każdy z nas zapamiętuje co innego, bo różne rzeczy są dla nas ważne. Warto więc jakoś wyróżnić istotne sprawy.

Ciekawe co Wy z tego zapamiętacie ;D. Pozdrawiam cieplutko :)

.

Przez wiele lat byłam w związku z mężczyzną uzależnionym od swojej matki. Nie potrafił od niej odejść. Jak się okazuje to wcale nie takie proste, niemniej jednak, żeby chłopiec stał się mężczyzną musi od matki odejść. Nikt nie może tego zrobić za niego. Z własnego doświadczenia wiem, że lepiej samej odejść od uwikłanego w toksyczny związek z matką mężczyzny, niż walczyć za niego, dla niego z czymś na co tak naprawdę i tak nie mamy wpływu (równie dobrze można walczyć z pogodą).  W książce „Zdradzony przez ojca” Wojciech Eichelberger tak opisuje proces odchodzenia mężczyzny od matki.
Odchodzenie od matki

 
W legendzie, którą w książce „Żelazny Jan” interpretuje Robert Bly, najważniejsza jest tytułowa postać Jana – Dzikusa, reprezentującego archetyp męskości.
Siedzibą Jana są niedostępne leśne bagna. Tam wytropił go kiedyś młody książę i zapragnął poznać. Król jednak ubiegł syna i zamknął Jana w klatce na zamkowym dziedzińcu. Książę chciał go uwolnić, ale żeby to zrobić, musiał zdobyć klucz od klatki. Dzikus podpowiedział księciu, że klucz znajduje się pod poduszką matki, w sypialni rodziców, i właśnie stamtąd trzeba go wydostać.
Gdy książę tego dokona, będzie mógł udać się z Dzikusem w dalszą drogę i uczyć się od niego.
Ponieważ autor nie zajmuje się tym, jakie przeszkody mogą stawać na drodze chłopca, zamierzającego wykraść klucz do męskości z sypialni matki, pozwólmy sobie na bardziej szczegółową analizę.
Przede wszystkim bardzo znaczący jest fakt, że klucz znajduje się pod poduszką matki, w sypialni rodziców. Żeby go wydostać, trzeba wejść tam, gdzie matka kocha się z ojcem, a więc objawia swoją seksualną kobiecość. To już nie jest matka z kuchni, z salonu, pomagająca w lekcjach, wyprowadzająca na spacer czy przynosząca ulgę w chorobie. W sypialni rodziców możemy spotkać matkę zmysłową, szaloną, spontaniczną i wolną. W dodatku istnieje ryzyko natknięcia się na ojca, który strzeże przed nami tajemnicy rodzicielskiego łoża.
Wejście do sypialni oznacza konieczność przyznania się przed sobą do naszych seksualnych pragnień, związanych z matką, i pokonania lęku przed ojcem, który może za karę pozbawić nas męskości, upokorzyć i zniszczyć.
Wyprawa jest bardzo niebezpieczna. Szczególnie wtedy, gdy ojca nie ma. Chociaż, jeśli nawet jest obecny, to i tak niewiele to ułatwia. Gdybyśmy zobaczyli kochających się rodziców, odkrylibyśmy z bólem, że ani ojciec, ani matka tak spontanicznie i z taką energią nigdy się z nami nie kontaktowali, że nie jesteśmy wcale tacy ważni.
Gdy ojca nie ma, gdy jak zwykle jest w pracy albo w barze, albo na wojnie, w domu zostaje wytęskniona, opuszczona, zagniewana matka. Dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że klucz do naszej męskości znajduje się pod jej poduszką, ale nie chce nam go oddać, zwłaszcza pod nieobecność ojca. Wie, że na dodatek utraciłaby syna i została zupełnie sama.
Przyjrzyjmy się temu, jakiego arsenału środków może użyć matka, gdy przyłapie nas na próbie wykradzenia klucza spod jej poduszki. Rzadko się zdarza, żeby jakaś rzeczywista matka użyła wszystkich tych sposobów. Na ogól wybiera jeden z nich, a najwyżej dwa lub trzy.
Pierwszym działem, które wytacza, jest działo opiekuńczości, czyli „upupiania syneczka”. Matka chwyta nas w ramiona i mówi: „O mój syneczku, przecież ty jesteś taki biedny i słaby, a świat jest taki groźny, niebezpieczny, trudny, dokąd ty się wybierasz? Zostań z mamą, będzie ci ciepło, miło, przytulnie, bezpiecznie. Połóż się, poczytam ci bajeczkę, pocałuję w czółko, zaśpiewam, a ty uśniesz blisko mnie. Po co ci ten klucz?”
Musimy przejść tę pierwszą próbę i nie dać się złapać w matczyną pułapkę. Nie jest łatwo przeciwstawić się jej prośbom. Takie są słodkie i wciągające, że trzeba sięgnąć po ogień w naszym brzuchu, żeby móc powiedzieć: „Nie jestem żadnym małym syneczkiem. Nie dotykaj mnie tak i nie mów tak do mnie.” Zaczynamy tak mówić w 10-12 roku życia, bo chcemy się odróżnić i oddzielić od matki, od jej czułości, od bycia traktowanym jak malutkie dziecko, ale w zaciszu sypialni, nie
widziani przez nikogo, nadal gotowi jesteśmy na wiele jej pozwolić. Pierwszym przejawem gotowości do wkroczenia w świat męski jest bunt przeciwko jej pieszczotliwej postawie wobec nas.
Wtedy matka musi sięgnąć po kolejną broń. Broń zastraszania i upokarzania. Dowiadujemy się wówczas, i jest w tym ton pogardy, że nic nie jesteśmy warci, że niczego nie umiemy, że nie damy sobie rady w życiu. Nikt nas nie będzie chciał. Musimy pokonać i tę przeszkodę, jeśli zależy nam na kluczu.
Jeśli się uda, staniemy przed kolejnym wielkim niebezpieczeństwem. Matka będzie próbowała nas uwieść. Powie wtedy: „Połóż się przy mnie, możesz mnie dotknąć, poczuj, jak ładnie pachnę. Może chciałbyś mi uczesać włosy, a może umyć plecy? Zobacz, jaką mam nową sukienkę. Zamknij oczy, bo muszę się przebrać, ale nie musisz wychodzić z pokoju. Tata jest daleko. Wiesz, jaki on jest. W ogóle nie mogę na niego liczyć. To ty jesteś moim małym mężczyzną.”
Nie ma tu dobrej drogi.
Jeśli sięgniemy po ten zakazany, słodki owoc, możemy zostać śmiertelnie ugodzeniodrzuceniem, kpiną i pogardą matki. Gdybyśmy nawet zostali – nie daj Boże – przyjęci, byłoby nam bardzo trudno kiedykolwiek od niej odejść. Nie mówiąc już o naszym poczuciu winy wobec ojca i lęku przed jego zemstą.
Jeśli ją odepchniemy, grozi nam straszny gniew, zrodzony z matczynej urażonej dumy i próżności. Niełatwo się na to zdobyć, gdy nie ma ojca w pobliżu.
Gdy przejdziemy tę próbę, możemy zderzyć się z matką-biedactwem i usłyszeć: „Synku, nie możesz mnie zostawić, jestem taka biedna, samotna, smutna i chora. Nie przeżyję tego, gdy odejdziesz. Ojciec mnie zostawił, teraz ty mnie zostawiasz. Nie zrobisz mi tego, obiecywałeś mi tyle razy, że nie będziesz taki jak tata.” Niełatwo się z tego wywikłać. Poczucie winy wiąże nam ręce i nogi. Musimy jednak odejść, mimo że nasze serce będzie płakać. Czasami matka może
mówić prawdę, powinniśmy jednak wiedzieć, że jeśli pozostaniemy z nią, to i tak nie będziemy w stanie dać jej opieki, której potrzebuje, ponieważ nie staniemy się mężczyzną, a tylko mężczyzna może takiemu zadaniu podołać.
W końcu nadejdzie próba ostatnia. Matka przeistoczy się w demona, zacznie walczyć, ciskać gromy i zionąć nienawiścią. Wpadnie w szał. Konfrontacja z nagromadzonym przez lata potężnym ładunkiem matczynego gniewu i zawodu może być dla nas przerażającym doświadczeniem. Po raz pierwszy w życiu matka w tak oczywisty sposób stanie się naszym wrogiem. Jeśli nie zadamy jej bólu, przegramy. Niełatwo jest zadać matce ból. Mimo to musimy wyrwać klucz spod jej poduszki i uwolnić naszego wewnętrznego Dzikusa. Na odchodne usłyszymy jeszcze: „Skoro tak, to nie jesteś już moim synem.” Ten ostateczny wyraz matczynego rozżalenia i gniewu nie jest szantażem, który miałby nas w ostatniej chwili zatrzymać. Ona ma rację. Albo męskość, albo mama. Gdy w końcu od niej naprawdę odchodzimy, wtedy wreszcie przestajemy być dzieckiem.

Zobacz również:
Odcinamy pępowinę, czyli koniec problemów z teściową
Kobiecość vs męskość
Marsjańsko-Wenusjański słownik frazeologiczny
Dlaczego kobiety tyle gadają o problemach
Bądź wzorem, nie krytykiem.
Miłość to nie wszystko
Nie zależy mu na Tobie !
Uspokajające ćwiczenia oddechowe
Czy to już przemoc ?
Bajka o motylu
Trójkąt dramatyczny Stephana B. Karpmana

.

„Miłość to nie wszystko” to tytuł jednego z rozdziałów książki Johna Gray’a „Marsjanie i Wenusjanki rozpoczynają nowe życie”. Cała ksiażka to potężna dawka informacji o kobietach i mężczyznach, oraz o tym jak przeżywamy stratę drugiej osoby. John Gray wskazuje na co zwrócić uwagę, jak poradzić sobie ze stratą i jak, w najlepszy sposób, wejść w nowy związek. Miłość to nie wszystko – przyda nam się też trochę wiedzy, dzięki której łatwiej będzie nam zrozumieć siebie, zrozumieć naszego partnera/partnerkę. Książka tak mi się spodobała, że zamierzam przeczytać też inne książki o tej międzyplanetarnej tematyce. :) Polecam gorąco.

Zarówno mężczyźni, jak i kobiety popełniają błąd, sądząc, że miłość wystarczy, by związek był trwały. Czasami bywa, że dwoje ludzi darzy się miłością, lecz ludzie ci nie są osobami dla siebie właściwymi. Mogą się bardzo kochać, lecz równocześnie miłość ich może nie wystarczyć do zawarcia związku małżeńskiego lub pozostania w nim. W naszym społeczeństwie panuje przekonanie, że skoro się kogoś kocha, to należy z nim zawrzeć małżeństwo. Sądzi się powszechnie, że osoba przez nas kochana jest osobą dla nas właściwą. Oczywiście, miłość jest warunkiem wstępnym dla trwałego i zapewniającego spełnienie związku, jednak nie stanowi żadnej gwarancji, że kochana przez nas osoba jest tą właściwą.

Wybieranie partnera przypomina wybieranie pracy. Istnieje wiele zajęć, które moglibyśmy wykonywać, jednakże chcąc znaleźć to, które jest dla nas właściwe, musimy poszukać odpowiedzi w głębi własnego serca. Możemy mieć przecież wiele ulubionych zajęć, jednak wybierając pracę, musimy się skupić na jednym. Podobnie jest z poszukiwaniem partnera. Po świecie chodzi tysiące osób, które moglibyśmy kochać, jednak tylko nieliczne spośród nich mogą się stać dla nas partnerami w małżeństwie. To spośród tej niewielkiej grupki musimy Wybrać tę osobę, która jest dla nas osobą właściwą. A uczynimy to, wysłuchawszy najpierw, co podpowiada nam serce.

Bywa, że gdy mężczyzna i kobieta starają się wzajemnie zadowolić, stwarzają sobie problemy. Bo albo on zmienia się za bardzo, próbując zaspokoić potrzeby partnerki, albo czyni to ona. I każde z nich przestaje być do końca sobą. Aby małżeństwo było udane, obie strony muszą czuć, że wolno im być sobą w stopniu coraz większym, a nie coraz mniejszym. Jeżeli dzieje się tak, że jedna strona musi rezygnować z siebie — by zadowolić drugą— to małżeństwo nie będzie harmonijne ani szczęśliwe.

Choć byś nie wiem jak kogoś kochał, nie zdołasz się dopasować, jeżeli nie jesteś właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

Może być tak, że dwoje ludzi, próbując żyć razem, zabrnie w układ bardzo zły, uniemożliwiający nawet wzajemną sympatię. Prawda o takiej parze jest następująca: każda ze stron pozostających w związku przestała lubić w sobie tę osobę, którą się w nim stała. Trwała miłość wymaga, abyśmy lubili osobę, którą się stajemy w relacji z naszym partnerem. Każdy nasz związek wydobywa na jaw jakąś część naszego ,ja”. Partner będący dla nas osobą właściwą wydobywa z nas to, co najlepsze, a partner nią nie będący — to, co najgorsze. Jeżeli tkwimy w związku z kimś dla nas niewłaściwym, to zamiast stawać się osobą coraz bardziej kochającą, mądrą, receptywną i twórczą, przestajemy się rozwijać.

Jest w tym wszystkim pewna ironia. Polega ona na tym, że kochający się ludzie, którzy potrafią zakończyć związek, wybaczając sobie nawzajem i rozumiejąc, że nie byli osobami dla siebie właściwymi, są w stanie być bardzo dobrymi przyjaciółmi. Oczywiście pod warunkiem, że nie usiłują kontynuować intymnego związku.

Zdarza się, że jedno czy każde z obojga partnerów nie potrafi zrozumieć, iż czasami związek, pomimo starań, nie może być udany. Pod koniec związku bywa, że jedno z partnerów lub oboje czują się winni, bo nie zdołali sprawić, by był on udany. Osoby takie, chcąc uniknąć poczucia winy, pozostaną w związku jeszcze długo, pomimo że już dawno zdali sobie sprawę, że czas się rozstać. I dopiero, gdy wszystko będzie bezustannie szło ku gorszemu, poczują się usprawiedliwieni i odejdą. W tego rodzaju sytuacji jest tak, że im dłużej pozostajemy w związku, tym bardziej się nawzajem rozczarowujemy, a nawet ranimy. Wskutek tego musimy się później leczyć z większego poczucia winy.
Gdy chcemy uniknąć poczucia winy, pozostajemy w związku jeszcze długo po tym, jak zdaliśmy sobie sprawę, że czas się rozstać.
Przyjęcie do wiadomości, że dwoje ludzi może się kochać, nie będąc w stanie sprawić, by intymny związek był udany, pozwala pogodzić się z sytuacją, uwolnić się od przywiązania i rozstać się bez poczucia winy, a także z wybaczającym sercem. Przyjąwszy do wiadomości tę prawdę, możemy powiedzieć partnerce: „Kocham cię, ale nie jesteśmy dla siebie stworzeni”. Możemy też potwierdzić, że oboje zrobiliśmy, co w naszej mocy, a związek się rozpadł, bo nie byliśmy osobami dla siebie właściwymi. Jeżeli nasze serce pozostanie dzięki temu otwarte, to będziemy mieli o wiele większą szansę znaleźć w przyszłości właściwą partnerkę.
Bardzo trudno jest ją znaleźć, gdy szukamy, czując się równocześnie źle, mając poczucie winy, uważając, że nie sprostaliśmy sytuacji lub patrząc na siebie jak na człowieka przegranego. Kiedy natomiast zakończymy związek z sercem pełnym miłości, zdając sobie sprawę, że nasza partnerka nie była dla nas osobą właściwą, automatycznie przyjmiemy prawidłowy kierunek, poszukując kobiety bardziej odpowiedniej. Poczucie winy jest sygnałem, że proces naszego uzdrawiania nie został zakończony, i że zanim będziemy gotowi zacząć wszystko od nowa — musimy go doprowadzić do końca.

Wizja

Posted on: 2010-06-08


Myślisz, że pomagasz ludziom, bo ich kochasz. Jeśli tak, to chciałbym cię powiadomić, że w nikim nie jesteś zakochana. Kochasz jedynie swą z góry przyjętą i pełną nadziei wizję tej osoby. Pomyśl o tym przez chwilę. Nigdy nie byłaś zakochana w rzeczywistej osobie, byłaś natomiast zakochana w swojej a priori przyjętej wizji tej osoby. I czy to nie jest właśnie powód, dla którego się odkochujesz? Twoja wizja uległa zmianie, prawda? „Jak mogłeś mnie do tego stopnia zawieść, skoro ja tobie tak ufałam?” – mówisz komuś. Czy rzeczywiście ufałaś mu? Nigdy nikomu nie ufałaś! Przestań w to wierzyć! To część prania mózgu, ufundowanego ci przez społeczeństwo. Przecież nigdy nikomu nie ufasz. Za jednym wyjątkiem: ufasz jedynie swemu sądowi na temat danej osoby. Na co więc się żalisz? Prawda jest taka, że nie lubisz przyznawać się do tego, że „mój sąd był nieprawdziwy”. To cię zbytnio nie zachwyca. Wolisz powiedzieć: „Jak mogłeś sprawić mi taki zawód”.

Anthony de Mello „Przebudzenie”

Dzieci mają swoje ulubione bajki, dorosłe dzieci – swoje ulubione wizje.

Może się mylę, ale wydaje mi się, że większości z nas – kobiet, które są DDA/DDD – od czasu do czasu jest potrzebny ktoś, kto obiektywnie spojrzy na sytuację i powie: „nie zależy mu na Tobie!”. Nie oszukujmy się – nie mamy zbyt dobrych wzorców rodzinnych, musimy się wszystkiego same nauczyć, żeby nie żyć iluzjami, żeby nie tkwić latami w nieszczęśliwych związkach, które tak naprawdę nikomu nie przynoszą niczego dobrego. Szkoda życia – naszego, naszych partnerów i później naszych dzieci. Warto się przyjrzeć każdej relacji już na początku, bo jeśli wtedy jest źle, to później najprawdopodobniej będzie jeszcze gorzej.

Mężczyźni – kiedy chcą – potrafią być romantyczni. Dajmy im na to szansę! :)

Przytoczony poniżej tekst pochodzi z książki „Nie zależy mu na tobie” Grega Behrendta i Lizy Tuccillo, ale są też inne książki o podobnej tematyce np. „Kobiety, które kochają za bardzo” Robin Norwood czy „Mądre kobiety – głupie postępowanie” Cowana Connella i Kindera Melvina.


Siedzę w pokoju scenarzystów serialu „Seks w wielkim mieście” i rozmyślam sobie, jakie mam szczęście, że jestem jedynym heteroseksualnym mężczyzną wśród głównie żeńskiego zespołu (a tak naprawdę jem sobie ciastko), aż tu panie zaczynają rozmawiać o facetach, z którymi się umawiają. Zdarza się to dość często – ponieważ stanowi część procesu powstawania scenariusza serialu traktującego o uczuciowych związkach.
Jest to nieskończenie fascynujące. Wiem, że moje słowa mogą zabrzmieć sarkastycznie, ale naprawdę tak uważam.
Otóż tego akurat dnia jedna z pań nieśmiało zwraca się do mnie:
„Greg, jesteś facetem”. Jest niezwykle bystrą obserwatorką, bo rzeczywiście jestem facetem. „Chodzi o to, że spotykam się z pewnym mężczyzną… chyba się spotykam”. Już wszystko rozumiem. „Byliśmy razem w kinie i było świetnie. To znaczy, nie trzymał mnie za ręke, ale to nawet lepiej. Nie lubię trzymania się za ręce”. Nadal wszystko rozumiem. „Ale potem pocałował mnie na parkingu. Spytałam, czy chce do mnie wejść, tylko że on miał z samego rana bardzo ważne spotkanie, więc nie wszedł”. Rany. To chyba żarty! Przecież wszystko jasne!
„Odezwał się potem do ciebie?” – pytam.
„Właśnie o to mi chodzi. Widzieliśmy się jakiś tydzień temu”. Teraz t y też powinnaś już rozumieć. „Dziś napisał do mnie e-mail. Coś w rodzaju: «Dlaczego jeszcze się do mnie nie odezwałaś?»”
Wpatruję się w nią przez chwilę, czując, jak odpowiedź ciśnie się na zewnątrz przez moje gałki oczne. (Kochane panie, czasem doprowadzacie mnie do szału!) Bo piękna, utalentowana, superinteligentna dziewczyna współtworząca scenariusze do nagradzanego serialu znanego z wnikliwych obserwacji na temat mężczyzn powinna – wydawałoby
się – do woli przebierać wśród facetów. Tymczasem ta superkobieta jest zagubiona w sytuacji, która dla mnie jest rażąco jasna. „Zagubiona” to złe określenie, ona jest na to o wiele za mądra. Nie jest zagubiona, tylko ma nadzieje. Tylko, że sytuacja jest beznadziejna, dlatego wolę powiedzieć jej prawdę:
„Ten facet nie jest tobą zainteresowany”.
I to dobra wiadomość. Naprawdę. Marnowanie czasu z niewłaściwa osobą jest właśnie marnowaniem czasu. Kiedy znajdziesz w końcu tego właściwego, wierz mi, wcale nie będziesz żałowała, że nie spędziłaś więcej czasu ze Śmierdzielem PogadamyPózniej lub z Frankiem ZapomniałemZadzwonic.
Nie jestem żadnym doktorem – nawet w wyobraźni – ale jestem ekspertem, którego warto posłuchać z jednego ważnego powodu: jestem facetem, który ma za sobą odpowiedni bagaż związków i jest gotów szczerze wyznać, jak się w nich zachowywał. Jako mężczyzna wiem, jak mężczyźni myślą, czują i działają, i mam obowiązek powiedzieć ci, jacy naprawdę jesteśmy. Mam dość patrzenia na wspaniałe kobiety w pochrzanionych związkach.
Kiedy facetowi zależy na kobiecie, daje jej to do zrozumienia. Dzwoni, pojawia się, chce poznać jej przyjaciół, nie może przestać na nią patrzeć ani jej dotykać, a kiedy przychodzi pora na seks, więcej niż chętnie na to przystaje. I choćby miał następnego dnia o godzinie 0400 (czyli o czwartej rano, drogie panie!) po raz pierwszy zasiąść w fotelu prezydenta Stanów Zjednoczonych i tak wejdzie do niej na górę!
Czytaj resztę wpisu »

Klucz do skutecznej krytyki zawarty jest w jej klimacie. Jeśli krytykujesz kogoś przede wszystkim po to, aby mu powiedzieć co o nim myślisz, aby mu nagadać, wygarnąć, wówczas krytyka ta nie przyniesie Ci niczego prócz ulgi wynikającej z wyładowania złości i prócz rozgniewania rozmówcy – bo nikt nie lubi być krytykowany. Jeśli jednak interesuje Cię naprawienie błędów, możesz wiele osiągnąć poprzez krytykę, pod warunkiem, że podejdziesz do niej we właściwy sposób. Oto kilka zasad, które Ci w tym pomogą:

Czytaj resztę wpisu »


psychoterapeuta - osoba posiadająca certyfikat szkoły psychoterapii lub będąca w trakcie jej zdobywania. Szkolenia PTP czy SN PTP mogą podjąć tylko osoby, które mają wykształcenie psychologiczne czy lekarskie albo od min. 5 lat pracują w ośrodkach zajmujących się psychoterapią.
 
Psycholog czy psychiatra bez szkolenia psychoterapeutycznego nie ma wystarczajacych umiejętności, żeby prowadzić psychoterapię.
 
Specjalista psychoterapii uzależnień i współuzależnienia to osoba, która skończyła wyższe studia (wystarczy pedagogika czy filozofia), oraz szkolenie PARPA - uważajcie w ośrodkach leczenia uzależnień.

Chomik

Statystyki

  • 507 980 odsłon od 11 grudnia 2009

"Pracuj tylko w kręgu wpływu. Podejmuj zobowiązania i wywiązuj się z nich. Bądź latarnią, nie sędzią. Bądź wzorem, nie krytykiem. Bądź częścią rozwiązania, nie częścią problemu.

"Wypróbuj tę zasadę w małżeństwie, w rodzinie, w pracy. Nie dyskutuj nad słabościami innych. Nie dyskutuj nad własnymi. Jeśli popełnisz błąd, dostrzeż go jak najszybciej, napraw, wyciągnij z niego naukę. Nie popadaj w obwiniający, oskarżający nastrój. Pracuj nad tym, nad czym masz kontrolę. Pracuj nad sobą. Nad być."
Stephen Covey

Wystarczy kliknąć

Pajacyk

Twój e-mail