Ryby mają głos!

Posts Tagged ‘psychologia

Dzisiaj, 10 grudnia, obchodzimy międzynarodowy Dzień Praw Człowieka – to świetny pretekst, żeby polecić Wam rewelacyjny film „Pięć kroków do tyranii”.

„Niezwykle ciekawy i ważny brytyjski dokument tłumaczący mechanizmy manipulacji, jakie stosują władze, autorytety itp, by ze zwyczajnych ludzi uczynić najgorszych zbrodniarzy; zbrodniarzy zdolnych do popełniania najstraszliwszych aktów przemocy – nawet wobec swoich sąsiadów, czy dotychczasowych przyjaciół.
W filmie przedstawiono najsłynniejsze doświadczenia psychologiczne, oraz kilka nowych, w których „królikami doświadczalnymi” byli przypadkowi ludzie złapani w ukrytej kamerze.
Po obejrzeniu filmu można doznać szoku, ponieważ pokazuje on, jak prosto stworzyć tyrański reżim w dowolnym kraju i jak łatwo z KAŻDEGO z nas uczynić prawdziwego tyrana.
I to w pięciu prostych krokach…”


 


 


 


 


 


 

Wychowani na filmach, w których każda z postaci jest jednoznacznie dobra albo jednoznacznie zła mamy zaburzony obraz świata, społeczeństwa i przede wszystkim samych siebie. Gdy do tego dojdzie niewłaściwie rozumiana religia … czujemy się winni nawet za swoje własne myśli. Ten trochę kontrowersyjny tekst znaleziony w książce „Hardcore zen” Brada Warnera pozwala spojrzeć na kwestie dobra i zła z punktu widzenia natury ludzkiej w świetle relacji społecznych.

Przez cały dzień – i każdego dnia – tłumimy najróżniejsze myśli i potrzeby, które pojawiają się w naszej głowie. Musimy tak robić – wymaga tego funkcjonowanie w społeczeństwie. Wszyscy mamy paskudne antyspołeczne ciągoty. Każdy z nas. Nie tylko naziści, al-Kaida czy znani przestępcy seksualni – czy ktokolwiek, kto w danym momencie jest w mediach potworem tygodnia. Wszyscy ci złoczyńcy to ty. I ja. Są oni każdą istotą ludzką na ziemi, bez wyjątków. Może nie odczuwasz tego rodzaju potrzeb, które według mediów są najgorsze (a w każdym razie wmawiasz sobie, że ich nie odczuwasz), ale masz inne, które są równie nieprzyjemne i obrzydliwe. Każdy człowiek tak ma. To część ludzkiej natury.

Życie w społeczeństwie uczy nas pomijać pewne aspekty powszechnej natury ludzkiej, ponieważ są one sprzeczne z utrzymaniem społeczeństwa. Wszyscy ludzie mają paskudne żądze, ale nie da się zbudować funkcjonującej społeczności, w której ludzie nagminnie zajmowaliby się gwałceniem kociąt, sztyletowaniem sprzedawców w sklepach i kradzieżą bielizny starszych pań. A gwałt, zabójstwo i kradzież to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Istnieją miliony pomniejszych potrzeb, które wszyscy odczuwamy, a które są równie, aczkolwiek w znacznie mniej oczywisty sposób, antyspołeczne – i te również musimy tłumić. Tyle tylko,że nie nazywamy większości z nich po prostu „nieakceptowalnymi” albo nawet zwyczajnie „antyspołecznymi”. Wynaleźliśmy dla nich znacznie lepszą etykietkę. Nazywamy je „niewłaściwymi”,„grzesznymi” lub „złymi”. To, co jest antyspołeczne, jest „niewłaściwe”, a to, co jest prospołeczne, jest „właściwe”. Tak naprawdę„właściwe” i „niewłaściwe” niekoniecznie w pełni pokrywa się z funkcjonującymi w społeczeństwie defnicjami dobra i zła – a na dodatek wśród różnych społeczeństw nawet nie ma zgody co dotych definicji!

Mnóstwo nauk religijnych wyrosło z autentycznego zrozumienia pewnych podstawowych rzeczy, które należy robić bądź też których trzeba unikać, aby utrzymać istnienie społeczności. Żydowski zakaz jedzenia wieprzowiny pojawił się zapewne po tym, jak ludzie umierali, jedząc zepsute mięso wieprzowe. (W tamtych czasach dokonanie myślowego połączenia między taką śmiercią a mięsem, które zostało zjedzone, oznaczało spore osiągnięcie intelektualne.) Ale następnie ludzie doszli do niepotrzebnego wniosku, że to oznacza, iż jedzenie wieprzowiny jest niezgodne z wolą Boga.

Wszystkie nasze kody religijne i społeczne pochodzą od ludzi, którzy dostrzegali związki między konkretnymi działaniami a ich efektami. Czasami ich wnioski były poprawne, ale czasem dramatycznie błędne. Niezależnie jednak od tego, czy były poprawne czy nie, przekazywano je z pokolenia na pokolenie i z czasem nabierały dodatkowego ciężaru psychologicznego i społecznego. Tysiące lat później założenie jednego człowieka, że istnieje związek między tym, co robił w zeszły czwartek, a jakimś szczęśliwym wydarzeniem w następnym tygodniu, stało się boskim prawem, którego nikomu nie wolno złamać, jeśli nie chce zostać potępiony na wieczność.

Każde społeczeństwo, w którym żyjemy, ma setki, tysiące, miliony takich praw, małych i dużych. Niektóre są tak niepozorne, że nawet ich nie zauważamy. Są to założenia wbudowane w samą materię języka. Mówimy raczej, że „pójdziemy do toalety”, niż że „zrobimy kupę”, ponieważ ta pierwsza forma wskazuje na naszą wiedzę, iż dobrzy członkowie społeczeństwa robią kupę w specjalnym miejscu nazwanym toaletą. Większość słów uważanych za wulgarne odnosi się do spraw, których społeczność woli nie zauważać albo przynajmniej traktować je jako całkowicie prywatne. Idziemy przez całe życie, automatycznie tłumiąc to, co według społeczeństwa jest „niewłaściwe” – czy to celowo, czy też mimowolnie. (..)

Większość tego wszystkiego tłumimy tak szybko i skutecznie, że nie ma to nawet czasu, żeby zagościć w naszym świadomym umyśle jako myśl lub idea.

Nie wolno pluć na podłogę. Nie wolno dłubać w nosie przy niani. Nie wolno bawić się siusiakiem przy ludziach. No i przede wszystkim nie wolno się bawić cudzym siusiakiem. Wszystkie te zachowania opatrzone są etykietką „niewłaściwe”.
Dlaczego?
Istnieją urazy, które tkwią w naszych głowach, odkąd mieliśmy trzy lata. Te zakopane głęboko sprawy są tak abstrakcyjne, że tak naprawdę niemal nie da się ich rozpoznać. Pomyśl o tym. Urazy, których doznałeś jako małe dziecko, były doświadczeniem kogoś, kto miał bardzo niewiele wspólnego z tym, kogo dzisiaj nazywasz „sobą”.  (..)

Ograniczenia, jakie sobie nakładamy, są ceną, którą płacimy za posiadanie cywilizacji. Cywilizacja nie byłaby w stanie bez tego istnieć. A jednak w naszym obecnym społeczeństwie dotarliśmy do punktu, w którym zaczynamy rozumieć, czym jest to zjawisko. I wcale nie jest to niebezpieczne rozluźnienie moralności, przed którym tak często się nas ostrzega. To, tak naprawdę, raczej przebudzenie ludzkiej społeczności do nowego rozumienia prawdziwej moralności: znacznie potężniejszej od każdej, którą da się utrzymać wyłącznie poprzez lęk przed Bogiem (w którego istnienie i tak większość z nas powątpiewa).

(..)

Musisz dostrzec, że „ja” zawiera mnóstwo rzeczy, które wydają ci się tak naprawdę obrzydliwe i okropne. Nie osiągniesz prawdziwej równowagi bez pogodzenia się z tym. Większość ludzi potrafi skutecznie stłumić te naprawdę okropne rzeczy przynajmniej w takim stopniu, że nie kieruje się nimi w działaniu, ale udawanie, że się nie ma takich potrzeb, nic tak naprawdę nie rozwiązuje na najgłębszym poziomie. Jest to zaprzeczanie rzeczywistości. (..)
Rozpoznanie swoich stłumionych żądz nie oznacza oczywiście, że człowiek musi się nimi kierować. Ale musi wiedzieć, że one istnieją. Udawanie, że tylko ludzie nienormalni mają pewne pragnienia, jest wyjątkowo niezdrowe i wybitnie niebezpieczne. Oto dlaczego: ktoś odkrywa, że marzy o tym, o czym według ogólnie przyjętych przekonań marzą wyłącznie ludzie chorzy i nienormalni. Zaczyna wierzyć, że tylko on odczuwa takie pragnienie, a w każdym razie, że odczuwa je mała grupka wybrańców, do której on należy. I ma pełne podstawy, żeby tak wierzyć, ponieważ społeczeństwo jako całość, składające się jako żywo z ludzi, którzy nie potrafą stawić czoła istnieniu swoich najgorszych żądz, utwierdza go coraz bardziej w tym przekonaniu. Nasz niezrównoważony przyjaciel zaczyna myśleć, że powinien działać zgodnie z tym wyjątkowym marzeniem po to, żeby wyrazić swoje wyjątkowe, „prawdziwe” ja. Wszyscy wierzymy, że potrzeby, które pojawiają się w naszych umysłach, są w jakiś sposób naszą „prawdziwą” osobowością, naszym „rzeczywistym” ja, i w związku z tym muszą zostać zadowolone po to, żebyśmy osiągnęli szczęście. Nasz szalony przyjaciel pozostaje w tej sprawie radośnie nieświadomy, ponieważ społeczeństwo uparcie zaprzecza, że takie marzenia nijak nie są wyjątkowe, są wręcz powszechne.
Każdy z nas jest Charlesem Mansonem, Saddamem Husseinem i Adolfem Hitlerem.
Kiedy ujawniają się nasze antyspołeczne potrzeby, mamy poczucie – ja przynajmniej tak miałem – że nie jesteśmy dobrymi ludźmi. Myślimy, że tylko udajemy dobrych, oszukując wszystkich dookoła, podczas gdy tak naprawdę marzymy o potwornościach. Ponieważ te okropne żądze są częścią naszego umysłu, uważamy, że muszą one być częścią „ja”, że tak naprawdę są „prawdziwym ja” i że to miłe, normalne „ja”, które zna społeczeństwo, jest tylko komedią. Ale tak naprawdę, naprawdę nie jest. Bynajmniej. Każdy i wszędzie ma takie same potrzeby jak my.

Najlepszymi wśród nas są ci, którzy widzą to jasno. Dobro można czynić tylko wtedy, kiedy się wie, czym jest zło i skąd pochodzi. Największym, najpaskudniejszym i najbardziej szkodliwym kłamstwem, które rozpowszechniają religie, jest to, że prawdziwie moralni ludzie nigdy nie mają niemoralnych myśli. Cóż to za niebezpieczna, szkodliwa bzdura. Wcale nie jest tak, że „dobry człowiek” ma tylko moralne myśli. Tyle tylko, że taki człowiek działa tylko w zgodzie z myślami moralnymi, a nie niemoralnymi. Pożądanie odczuwane w sercu nie jest tym samym czym cudzołóstwo. Tylko cudzołóstwo jest cudzołóstwem. Pożądanie w sercu jest czymś, czego nikt nie jest w stanie uniknąć. Ludzie, którzy udają, że nie mają nieczystych myśli, tak naprawdę usiłują zwalić winę na innych. Nasze pragnienia nie są prawdziwymi „nami”. Nawet nie są przybliżeniem. Nasze myśli też nie są prawdziwymi „nami”. Są po prostu energią elektryczną szalejącą w naszych mózgach.

Na początku lat 60tych ubiegłego wieku psycholog społeczny Stanley Milgram przeprowadził eksperyment, którego wyniki okazały się wręcz wstrząsające. Okazało się bowiem, że większość osób całkowicie poddaje się władzy autorytetu. Przestają logicznie myśleć, robią co im się powie, choćby to było zupełnie absurdalne. Wystarczy, że polecenia wydaje osoba z autorytetem.

Na czym polegał ten eksperyment? Mówiąc w skrócie – była to swego rodzaju klasówka, zwykły test pamięciowy, tyle, że za błędną odpowiedz groziło śmiertelne porażenie prądem. 65% osób uczestniczących w eksperymencie, tylko i wyłącznie za złą odpowiedź w teście, zamordowało swojego ucznia. Na szczęście tylko hipotetycznie, bo nie wiedzieli, że „ich” uczeń jest częścią eksperymentu i tak naprawdę jest zupełnie bezpieczny. Paradoks podkreśla fakt, że gdyby nie losowanie sami mogliby znaleźć się na jego miejscu. Wstrząsające jest również to, że aż 80% osób zaaplikowało swojemu uczniowi bardzo silne wstrząsy, mimo tego, że skarżył się na kłopoty z sercem i błagał, żeby go wypuszczono.
Więcej o eksperymencie i jego wariantach można przeczytać choćby na wikipedii: Eksperyment Milgrama.
Polecam również film nagrany podczas pierwszego eksperymentu:

 

Tutaj remake eksperymentu (film z polskimi napisami)

Warto to wiedzieć choćby dlatego, żeby mieć świadomość jak często jesteśmy w ten sposób „wpuszczani w maliny”. Wystarczy, że ktoś założy lekarski fartuch, mundur, legitymuje się dyplomem znanej uczelni, powołuje się na znany autorytet itp żebyśmy przestali logicznie myśleć.

Zobacz również:
Tożsamość a rola – kontrowersyjny eksperyment prof. Zimbardo
Dlaczego ofiary przemocy nie odchodzą?
Mit rodzica doskonałego
Pomiędzy bodźcem a reakcją

kilka pojęć z Marsjańsko-Wenusjańskiego słownika frazeologicznego   :D :D :D

(źródło: „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus” Johna Gray’a

„Nigdy nie wychodzimy z domu” – przetłumaczone na marsjański brzmiałoby: „Mam ochotę na wspólne wyjście. Tak dobrze się zawsze bawimy, kiedy jesteśmy gdzieś razem. Uwielbiam być z tobą. I co ty na to? Może zabierzesz mnie na kolację? Już od kilku dni nie wychodziliśmy”.

Bez tego tłumaczenia mężczyzna rozumie zwrot: „Nigdy nie wychodzimy z domu” następująco: „Nie robisz tego, co do ciebie należy. Jesteś jednym wielkim rozczarowaniem. Niczego już razem nie robimy, bo jesteś leniwy, mało romantyczny, po prostu nudny”.

„Nikt na mnie nie zwraca uwagi” – przetłumaczone na marsjański oznacza: „Dziś mam uczucie, że nie jestem zauważana i doceniana. Wydaje mi się, że nikt mnie nie dostrzega. Wiem, oczywiście, że niektórzy mnie widzą, jednak robią wrażenie, jakbym była im obojętna. Zdaje się, że jestem trochę rozczarowana, bo ostatnio byłeś taki zajęty. Zaczyna mi się wydawać, że nie jestem dla ciebie ważna. Boję się, że praca jest dla ciebie ważniejsza. Przytul mnie i powiedz, że jestem niezwykła”.

Jeśli jednak zdanie: „Nikt na mnie nie zwraca uwagi” pozostanie bez tłumaczenia, mężczyzna usłyszy: „Jestem taka nieszczęśliwa. Nie poświęcasz mi tyle uwagi, ile potrzebuję. Wszystko jest beznadziejne. Nie zauważasz mnie nawet ty, mimo że podobno mnie kochasz. Powinieneś się wstydzić, że jesteś taki nieczuły. Ja bym cię nigdy tak nie ignorowała”.

„Jestem taka zmęczona. Niczego już nie jestem w stanie zrobić” – w języku marsjańskim znaczy: „Tak dużo pracuję. Naprawdę muszę odpocząć, zanim zabiorę się do czegoś jeszcze. Na szczęście, mam w tobie oparcie. Przytul mnie, pochwal moją pracę i powiedz, że zasłużyłam na chwilę odpoczynku, dobrze?”

Kiedy jednak mężczyzna nie dysponuje tym tłumaczeniem, wypowiedź: „Jestem taka zmęczona. Niczego nie jestem już w stanie zrobić” zrozumie następująco: „Ja robię wszystko, a ty nic. Powinieneś więcej mi pomagać. Nie jestem w stanie tyle pracować. Czuję się beznadziejnie. Chciałabym mieszkać z prawdziwym mężczyzną. To, że wybrałam ciebie, było wielką pomyłką”.

„Chciałabym rzucić to wszystko” – w języku marsjańskim brzmi: „Chcę, żebyś wiedział, że jestem zadowolona ze swojej pracy i z życia w ogóle, ale dziś jestem przepracowana. Chciałabym zrobić coś dla siebie, zanim znowu zacznę robić coś dla innych. Zapytaj mnie, proszę, o co mi dokładnie chodzi i posłuchaj życzliwie. Nie proponuj żadnych rozwiązań. Chcę po prostu poczuć, że rozumiesz, jakie napięcie przeżywam. To mi z pewnością pomoże. Poczuję się lepiej i odpocznę, a jutro znów będę odpowiedzialna i samodzielna”.

Bez odpowiedniego tłumaczenia zdanie: „Chciałabym rzucić to wszystko” mężczyzna zrozumie jako: „Muszę robić wiele rzeczy, których nie chcę robić. Związek z tobą jest nieszczęściem. Potrzebuję lepszego partnera, który umiałby wypełnić mi życie. Ty nic w tym kierunku nie robisz”.

(..)

Jeżeli mężczyzna będzie używał naszego słownika przez kilka lat, nie będzie już musiał po niego sięgać za każdym razem, kiedy poczuje się obwiniany lub krytykowany. Zrozumie, jak kobiety czują i którędy wędrują ich myśli. Dojdzie do wniosku, że wszystkich tych dramatycznych wykrzykników nie należy brać zbyt dosłownie, bo są one po prostu sposobem pozwalającym kobiecie pełniej się wypowiedzieć. Takie metody stosowały Wenusjanki, o czym mężczyźni powinni pamiętać.

„Eksperyment więzienny” miał trwać 2 tygodnie, został przerwany zaledwie po 6 dniach, gdyż uczestniczący w nim ludzie – łącznie z ekipą nadzorującą ten eksperyment – za bardzo „weszli” w swoje role.  Zdrowy rozsądek, tożsamość nagle zniknęły gdyż pojawiła się „rola”. Można powiedzieć „no dobra, takie rzeczy dzieją się w więzieniach”, ale czy na pewno tylko tam? Wszędzie, gdzie pojawia się władza np. rodzicielska, istnieje niebezpieczeństwo, że „wejdziemy w rolę” przy okazji tracąc kontakt z rzeczywistością…

Ale nie tylko o władzę tu chodzi.
Po raz pierwszy widziałam ten film jakis rok temu, gdy oglądałam go ponownie najbardziej utkwiły mi w pamięci słowa studenta, który pełnił rolę strażnika: Nie sądziłem, że to mogło być takie bolesne. To było poniżające, ale stanowiło część mojego małego eksperymentu.
Chciałem sprawdzić ile zniosą ludzie zanim zaczną się buntować, stawiać opór i zaskoczyło mnie, że nikt nie reagował. Nikt nie powiedział „nie mów do mnie w ten sposób, to jest chore!”. Nikt tego nie powiedział – po prostu akceptowali to co mówiłem im i co im robiłem. Kazałem im leżeć twarzą do podłogi i leżeli, robili pompki, siedzieli w karcerze, upokarzali siebie nawzajem. Powinni byli trzymać się razem, ale oni wzajemnie się dręczyli, bo ja im kazałem i nikt nie kwestionował mojej władzy. Byłem wstrząśnięty – upokarzałem ich, przekraczałem wszelkie granice, a oni nic nie mówili, nie sprzeciwiali się.”

Czytaj resztę wpisu »

Fragment książki Tommy Hellsten “Wsparcie dla dorosłych dzieci alkoholików. Hipopotam w pokoju stołowym”. Polecam :)

„Współuzależnienie to choroba, lub stan przypominający chorobę, powstająca kiedy człowiek ma na co dzień do czynienia z bardzo silnie objawiającym się zjawiskiem, z którym nie umie sobie poradzić. Nie będąc w stanie zintegrować go ze swoją osobowością, dopasowuje się do niego”.

Jak widzimy definicja zawiera w sobie najistotniejsze elementy współuzależnienia:
– silnie objawiające się zjawisko,
– bliskość tego zjawiska,
– niemożność poradzenia sobie z nim,
– przystosowanie się do niego,
– proces powstawania choroby lub stanu przypominającego chorobę.

Stwierdziłem już wcześniej, że psychika człowieka dotkniętego współuzależnieniem zawiera wpisaną jakby z góry informację o możliwości łagodzenia pewnych napięć z pomocą narkotyku, dlatego też ludzie ci na ogół łatwiej niż inni znajdują do nich drogę. Sam wybór środka podlega naturalnie wielu uwarunkowaniom, pośród których wymienić można choćby predyspozycje genetyczne, warunki środowiskowe czy po prostu różnice w trudności jego zdobycia. Wspomniana szczególna właściwość psychiczna współuzależnionego nie powoduje naturalnie, iż staje się on automatycznie uzależniony, lecz sprawia, że środek odurzający ma dla niego specjalne znaczenie ze względu na zawarty w nim pewien potencjał nadziei, obietnicy. Jest to obietnica osiągnięcia radości, odpoczynku, spokoju i nadania życiu sensu. Problemy współuzależnionego mają swoje źródło głównie w jego braku kontaktu ze swoimi cechami dziecięcymi, z dzieckiem wewnętrznym. Z powodu utożsamiania się z fałszywym ja nie jest on w stanie rozpoznać swoich autentycznych potrzeb oraz uczuć, swego prawdziwego ja. Szukanie wsparcia w narkotyku jest próbą znalezienia sposobu na opanowanie lęku i ulżenia ciężarom, z jakimi zmuszony się jest borykać.

Czytaj resztę wpisu »

Fragment książki “Jak wychowywać szczęśliwe dzieci” Wojciecha Eichelbergera. Polecam :)

A. Mieszczanek: Wiele osób boi się, że kiedy już usłyszą głos swojego „wewnętrznego dziecka”, zaczną obwiniać swoich rodziców, wypominać im cale to ograniczanie, niezauważanie, brak prawdziwej troski i miłości. Boją się własnej wrogości, wściekłości wobec rodziców. Boją się, że ta wściekłość – raz wypuszczona z głębin, w których była bezpiecznie przechowywana – zaleje ich, że sobie z nią nie poradzą. I że już zawsze będą mieli do swoich rodziców tylko pretensje. Nie będą ich mogli kochać.
Czytaj resztę wpisu »

Fragment „Jak wychowywać szczęśliwe dzieci” Wojciecha Eichelbergera.

– Ale są też osoby, których historie budzą grozę: wydaje się, że nie sposób było tego wszystkiego przeżyć w zdrowy sposób – a im się udało. Co takiego musiało zdarzyć się po drodze, żeby mogli wywinąć się z „sideł” jakie zastawili na nich rodzice ?

Musieli kiedyś, choćby na mgnienie oka spotkać człowieka, który dał im to, czego wszyscy najbardziej potrzebujemy. Człowieka, który dobrym słowem lub samym swoim sposobem bycia przekazał im ten najbardziej oczekiwany komunikat: „Jesteś w porządku, nie bój się, zaufaj sobie, tak jak ja ci ufam”.

– Może warto dla siebie samego taki komunikat sformułować i powtarzać go. Zdanie, którego tak bardzo nam w dzieciństwie brakowało.

Zobacz również:
„tak bardzo się o Ciebie boję”
Jak pomagać?

To fragment jednej z najważniejszych dla mnie książek – „Lęk” Antoniego Kepińskiego.

Kępiński jest uważnym i niesamowicie inspirującym obserwatorem otaczającego świata, ludzi, ludzkiej psychiki. Już samo czytanie jego książek działa terapeutyzująco. Polecam :)

Sygnał lękowy wychodzi daleko poza aktualne „tu i teraz” ustroju. Sięga w przyszłość i poza granice ciała. Działanie tego sygnału staje się bardziej zrozumiałe, gdy rozpatrujemy żywy ustrój w ścisłym powiązaniu z jego otoczeniem, tj. gdy nie oddzielamy go od jego „czasoprzestrzeni”. Sygnały pochodzące ze środowiska i sygnały wychodzące z ustroju do środowiska tworzą jakby integralną całość z ustrojem. Ustrój i jego „czasoprzestrzeń” stanowią więc pewną całość. Wprawdzie działając na otoczenie musimy oddzielić siebie od niego, musimy naszą „czasoprzestrzeń” rozdzielić na działający podmiot i odbierający nasze działanie przedmiot. Nawet gdy w aktualnej sytuacji „czasoprzestrzeń” ta zamyka się w granicach naszego ciała, nadal dokonujemy tego podziału, przedmiotem staje się część naszego ciała lub część naszej świadomości, które chcemy przekształcić (tzn. wydajemy im jakiś rozkaz, np. naszym rękom, myślom itp.).
Czytaj resztę wpisu »

Niedawno TesTeq na swoim blogu wypisał „20 prawd, w które warto wierzyć”. Prawda nr 14 brzmi:
14. Nie biorę wszystkiego do siebie. Potrafię przyjąć krytykę i odrzucenie jako fakt nie związany z moją osobą.

Napisać łatwo, ale jak zrealizować ?

Być może książka Jaya Cartera „Wredni ludzie” ułatwi Wam to zadanie. Mnie sporo uświadomiła. Gorąco polecam jej lekturę.

To fragment z moim ulubionym mechanizmem.

Projekcja jest manewrem psychologicznym, który można łatwo wyjaśnić. Jest ulubionym narzędziem umniejszaczki: przenosi odpowiedzialność, za swoje własne uczucia na kogoś innego, zupełnie jakby ten ktoś był ich źródłem.

Czytaj resztę wpisu »


psychoterapeuta - osoba posiadająca certyfikat szkoły psychoterapii lub będąca w trakcie jej zdobywania. Szkolenia PTP czy SN PTP mogą podjąć tylko osoby, które mają wykształcenie psychologiczne czy lekarskie albo od min. 5 lat pracują w ośrodkach zajmujących się psychoterapią.
 
Psycholog czy psychiatra bez szkolenia psychoterapeutycznego nie ma wystarczajacych umiejętności, żeby prowadzić psychoterapię.
 
Specjalista psychoterapii uzależnień i współuzależnienia to osoba, która skończyła wyższe studia (wystarczy pedagogika czy filozofia), oraz szkolenie PARPA - uważajcie w ośrodkach leczenia uzależnień.

Chomik

Statystyki

  • 507 980 odsłon od 11 grudnia 2009

"Pracuj tylko w kręgu wpływu. Podejmuj zobowiązania i wywiązuj się z nich. Bądź latarnią, nie sędzią. Bądź wzorem, nie krytykiem. Bądź częścią rozwiązania, nie częścią problemu.

"Wypróbuj tę zasadę w małżeństwie, w rodzinie, w pracy. Nie dyskutuj nad słabościami innych. Nie dyskutuj nad własnymi. Jeśli popełnisz błąd, dostrzeż go jak najszybciej, napraw, wyciągnij z niego naukę. Nie popadaj w obwiniający, oskarżający nastrój. Pracuj nad tym, nad czym masz kontrolę. Pracuj nad sobą. Nad być."
Stephen Covey

Wystarczy kliknąć

Pajacyk

Twój e-mail