Ryby mają głos!

Archive for the ‘Zrozumieć rodziców’ Category

Przemoc nie jest jednorazowym aktem, lecz procesem który ma tendencję do powtarzania się. Nie zatrzymana przemoc – narasta. Badania wykazały, że osoby doznające przemocy, przechodzą przez trzy fazy powtarzającego się cyklu przemocy.

1. Faza narastania napięcia
Początkiem cyklu jest zwykle wyczuwalny wzrost napięcia oraz nasilające się sytuacje konfliktowe. Osoba stosująca przemoc jest stale poirytowana, napięta, często robi awantury z byle powodu, prowokuje kłótnie. Reakcjami ofiar przemocy na taką sytuację w domu jest najczęściej uspokajanie atmosfery, spełnianie wszelkich zachcianek, przepraszanie sprawcy „na wszelki wypadek”.

2. Faza gwałtownej przemocy
W tej fazie osoba stosująca przemoc staje się gwałtowna, wpada w szał. Eksplozję wywołuje zazwyczaj jakiś drobiazg, np. lekkie opóźnienie posiłku. Skutki użytej przemocy mogą być różne – podbite oko, połamane kości, obrażenia wewnętrzne, poronienie, śmierć. Najczęściej w tej fazie ofiary decydują się wezwać policji lub szukać pomocy gdzie indziej.
Po zakończeniu wybuchu przemocy, ofiara jest w stanie szoku. Nie może uwierzyć, że to się na prawdę stało. Odczuwa wstyd i przerażenie. Jest oszołomiona. Staje się apatyczna, traci ochotę do życia, odczuwa złość i bezradność.

3. Faza miodowego miesiąca
To faza skruchy i okazywania miłości. Sprawca szczerze żałuje tego, co zrobił, okazuje skruchę i obiecuje, że to się nigdy nie powtórzy. Stara się znaleźć jakieś wytłumaczenie dla tego, co zrobił i przekonuje ofiarę, że to był jednorazowy, wyjątkowy incydent, który już się nigdy nie zdarzy.
Staje się znowu podobny do tego, jaki był na początku znajomości. Przynosi kwiaty, prezenty, zachowuje się jakby przemoc nigdy nie miała miejsca. Rozmawia z ofiarą, dzieli się swoimi przeżyciami, obiecuje, że nigdy już jej nie skrzywdzi. Dba o ofiarę spędza z nią czas i utrzymuje bardzo satysfakcjonujące kontakty seksualne. Sprawca i ofiara zachowują się jak świeżo zakochana para. Ofiara zaczyna wierzyć w to, że partner się zmienił i że przemoc była jedynie incydentem.
Faza miodowego miesiąca przemijają. Po jakimś czasie napięcie znowu powraca i cały cykl przemocy powtarza się. Prawdziwe zagrożenie, jakie niesie ze sobą faza miodowego miesiąca jest związane z tym, ze przemoc w następnym cyklu jest zazwyczaj gwałtowniejsza. Cykliczność przemocy sprawia, że ofiarom trudno jest podjąć działania mające na celu zatrzymanie przemocy

źródło: Stowarzyszenie na Rzecz Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie
NIEBIESKA LINIA

Tak od siebie tylko dodam, że w więzieniach nie siedzą ludzie, którzy każdego dnia kogoś zamordowali czy w jakiś sposób skrzywdzili. Często są to ludzie, którzy zrobili coś takiego raz (JEDEN RAZ) a przez wiele lat odbywają swoją karę.
Pamiętajcie o tym, jeśli ktoś Was krzywdzi.

Zobacz również:
Mity o przemocy
Dlaczego ofiary przemocy nie odchodzą?
Czy to już przemoc ?
Maltretowanie psychiczne

Fragment książki „Wsparcie dla dorosłych dzieci alkoholików. Hipopotam w pokoju stołowym” Tommy’ego Hellstena.

Przedstawię teraz sytuację rodziny, w której ojciec choruje na alkoholizm. (…)
Zazwyczaj postęp choroby jest stosunkowo powolny i ustalenie granicy, po przejściu której człowiek staje się alkoholikiem, bywa niezwykle trudne. W moim przekonaniu alkoholikiem jest ktoś, kto zawarł z alkoholem tajne przymierze. Rozumiem przez to, że rozstrzygającym faktem w tej sprawie jest znaczenie, jakie alkohol dla owej osoby przedstawia. Mniej ważna jest natomiast spożywana ilość, jak też straty powodowane w życiu owej osoby przez alkohol. Mimo stosunkowo wolnego tempa postępu choroby zmiany objawiają się jednak nieuchronnie. Alkoholik jest jakby opleciony potężnymi mackami ośmiornicy, która z pełną premedytacją w coraz ciaśniejszym splocie wiedzie nieszczęśnika ku śmierci. Wzięcie odpowiedzialności za cokolwiek pochłania mu z każdym dniem coraz więcej wysiłku. Mając na przykład do wyboru dbałość o rodzinę lub alkohol, „wybiera” naturalnie ten drugi. W sytuacji kiedy stan przechodzi już w chorobę, wydaje się, że ofiara zostaje całkowicie pozbawiona możliwości wyboru – jest zmuszona do przedkładania alkoholu ponad zdecydowaną większość istotnych życiowych spraw. Mówi się wówczas, że człowiek utracił panowanie nad alkoholem.
Ten, nad kim kontrolę przejął alkohol, zezwala mu na kierowanie całą resztą swojego życia. Ojciec we wziętej tu za przykład rodzinie znalazł się z czasem w sytuacji uniemożliwiającej mu sprawowanie rodzicielstwa, od którego kro po kroku coraz bardziej odstępował. Podejmowaniem decyzji w tej mierze zajął się jego nałóg. Nie będąc świadomym tego, co naprawdę się z nim dzieje, próbuje usprawiedliwiać swoje postępowanie a to ciężką pracą, to znów nieudanym małżeństwem, trudnym dzieciństwem czy nieprzychylnym mu szefem. Najważniejsze jest jednak, że nie rozumie prawdziwej przyczyny swojego picia oraz nie przejawia zbytniego zainteresowania, by jej dociekać. Sprawia to, że unika osób, które z jakichś przyczyn chciałyby z nim na ten temat rozmawiać. Okłamywanie otoczenia jest konsekwencją oszukiwania samego siebie.

Żona czuje wyraźnie, że grozi jej utrata męża. Niepokoi ją to, martwi się o niego, ale także ona nie rozumie powodów. Czyżby naprawdę sama była przyczyną wszystkiego? Czy mąż ma rację, twierdząc, że przyczyną nieszczęścia jest ich źle układające się małżeństwo? Niepokój żony stale wzrasta. Zwłaszcza teraz, kiedy utrzymanie rodziny spadło właściwie na jej barki, bo męża wciąż nie ma. Jeśli nawet fizycznie jest w domu, psychicznie wydaje się nieobecny. Jest to dla niej dziwne i niezrozumiałe. Coraz częściej próbuje instynktownie rozwikłać ów problem, rozmyślając nad nim samotnie całymi godzinami. Męczy ją on w dzień, kiedy powinna być obecna dla dzieci. Męczy też nocami, odganiając potrzebny do zebrania nowych sił sen. Jest przepełniona strachem i niepokojem, przyjmując początkowo całą winę za powstałą sytuację na siebie. Z czasem ogarnia ją gorycz, będąca konsekwencją przekonania o złym i niesprawiedliwym traktowaniu jej przez męża, który jakby całkowicie o niej zapomniał. Zdarzają się jej gwałtowne wybuchy nagromadzonych emocji, lecz zauważa prędko, iż prowadzą one wyłącznie do okresów jeszcze intensywniejszego pijaństwa męża, więc w końcu z dwojga złego wybiera milczenie. Co jakiś czas jednak, wbrew jej woli i powziętej decyzji, nadmiar wypieranych ze świadomości uczuć próbuje znaleźć ujście. Odbywa się wtedy kolejna nie prowadząca do niczego awantura, wzmagająca dodatkowy niepokój.
Z czasem żona zamyka się w sobie, zagłębiając się bez reszty w rozterkach. Wydaje się jej, że najważniejszą sprawą jest utrzymywanie otoczenia w niewiedzy o tym, jak sprawy mają się naprawdę, dlatego zaczyna okłamywać rodzinę, sąsiadów, szefa, u którego mąż jest zatrudniony. Jej głównym zadaniem staje się stwarzanie pozorów, że wszystko jest jak należy – żadnych problemów, mamy się doskonale. Im sytuacja gorsza, tym pozory muszą być mocniejsze.
W związku z tym, że w opinii żony mąż zupełnie utracił kontrolę nad piciem, ona sama – przy użyciu wszelkich dostępnych środków – musi się owym kontrolowaniem zając. Środki te to szantaż, groźby, system kar i nagród, wymyślne chowanie butelek z wódką, wszelkiego rodzaju manipulacja etc. Niebawem żona – ze swym pijącym mężem jako centralnym i jedynym punktem zainteresowania, pochłaniającym całą jej uwagę – osiąga typowy stan „wypalenia się”. Traci własną tożsamość, jej życie przestaje się liczyć. Wszystkie siły – tak psychiczne, jak i fizyczne – podobnie jak u jej pijącego męża zostają zaangażowane w sprawy związane z alkoholem. Nie ma już miejsca na spełnianie roli matki w stosunku do własnych dzieci, które utraciwszy wcześniej ojca, są teraz całkowicie pozbawione psychicznej obecności obojga rodziców. Siły ojca pochłania alkohol, a cała uwaga matki skoncentrowana jest na jego chorobie. Oto typowy przykład zaniku rodzicielstwa na styku dwóch pokoleń.

Zobacz również:
Współuzależnienie w łańcuchu pokoleń
Trójkąt dramatyczny Stephana B. Karpmana
Mit rodzica doskonałego
Obwinianie rodziców – czy to potrzebne?

Artykuł Dariusza Dolińskiego, Charaktery, „Gdzie się podziało moje dzieciństwo”

Ronald Reagan, były prezydent Stanów Zjednoczonych, nie cieszył się opinią wybitnego intelektualisty. Amerykańscy studenci mawiali o nim nawet, że nie jest w stanie równocześnie iść i żuć gumy. Czynności te, każda z osobna, wymagają bowiem od niego pełnej koncentracji. W istocie umiejętność równoczesnego wykonywania różnych działań jest koniecznością każdego żywego organizmu. Organizm najbardziej złożony – człowiek – wykonuje w każdej chwili wiele działań jednocześnie. Na przykład oddycha, poci się, myśli, spogląda na zegarek i idzie. Czasami zdarza się jednak, że człowiek musi wybierać między dwoma różnymi działaniami: nie może równocześnie napić się wódki i nie pić alkoholu, powstrzymać się od palenia i rozkoszować się wdychanym dymem, zjadać wielkiego ciastka z górą bitej śmietany i utrzymywać surowej diety. We właściwych wyborach pomagają nam podmiotowe mechanizmy samoregulacyjne.

Prawidłowa samoregulacja to proces, w którym to, co sam podmiot uznaje za „obiektywnie” ważniejsze, bierze górę nad tym, co uznaje za mniej ważne. Oczywiście nie zawsze człowiek sięgający po kieliszek alkoholu, po papierosa czy wysokokaloryczne ciastko musi odczuwać jakikolwiek konflikt decyzyjny.

Zdarza się jednak, że robi to niejako wbrew sobie, ma świadomość, że postępuje niewłaściwie, a potem żałuje swego czynu. W takim właśnie przypadku mamy do czynienia z procesem zaburzenia podmiotowej samoregulacji.
Nałóg jest klasycznym przykładem takiego zaburzenia: osoba czuje, że górę w jej działaniach biorą impulsy, pokusy, chwilowe chęci, a przegrywają prawdziwe wartości i cenione przez nią standardy.
Dlaczego ludzie nie potrafią poradzić sobie z własnymi nałogami? Powodów jest oczywiście wiele. Tak wiele, że nawet nie podejmuję się tu wymienienia wszystkich. Skoncentruję się tylko na tych, które mają związek z zaburzeniami samoregulacji.

Samoregulacja wiąże się z posiadaniem przez działający podmiot (człowieka) pewnych standardów – wizji tego, „jak powinno być”. W grę wchodzą wizje zarówno na temat tego, jaki stan byłby najlepszy (optymalny), jak i tego, jaki stan uznać można za „jeszcze dopuszczalny”. Aby owe standardy mogły efektywnie wpływać na podejmowane przez podmiot decyzje, musi on ukierunkować na nie swoją uwagę, zdawać sobie sprawę, że podjęcie określonego działania oznaczać będzie wystąpienie rozbieżności między tymi standardami a stanem faktycznym.
Jeśli zaś rozbieżność taka już wystąpi, koncentracja na niej powinna motywować podmiot do jej usunięcia. Tak więc odchudzająca się osoba, zanim sięgnie po ciasteczko, powinna pomyśleć, że działanie takie jest w konflikcie z akceptowanymi przez nią standardami własnej sylwetki. Jeśli natomiast już ciasteczko zjadła, to myślenie o oddaleniu się od standardów powinno zmotywować ją do spalenia kalorii, na przykład do intensywnej przebieżki wokół domu. Problemem, jaki często dosięga osoby pozostające pod wpływem nałogów, jest jednak tak zwane niedostateczne monitorowanie. Po papierosa, ciasteczko, piwo czy żeton w kasynie sięgają one bowiem zazwyczaj mechanicznie i bezrefleksyjnie.

Nie zastanawiają się nad tym, w jakiej relacji do akceptowanych przez nie standardów pozostają takie działania. Standardy zaś przybierają w takim przypadku formę utajoną i nie spełniają swoich funkcji.

Sprawowanie efektywnej samoregulacji wymaga pewnego wysiłku. Roy Baumeister udowodnił w serii pomysłowych eksperymentów, że właściwie każda forma podmiotowej samoregulacji wiąże się z utratą energii. W jednym z nich osoby badane proszone były o przybycie do laboratorium na czczo. W laboratorium unosił się wspaniały zapach dopiero co upieczonych ciasteczek czekoladowych. Na stole stała misa z tymi ciasteczkami i druga, wypełniona rzodkiewkami. W zależności od warunków eksperymentalnych, badanych zachęcano do zjedzenia kilku ciasteczek, prosząc o niesięganie po rzodkiewki, lub do zjedzenia kilku rzodkiewek, prosząc o nie sięganie po ciasteczka.

Po przedstawieniu tej instrukcji eksperymentator wychodził, pozostawiając badanego samego w laboratorium.

O ile rezygnacja z rzodkiewek była dla osób badanych bardzo łatwa, o tyle powstrzymywanie się od sięgnięcia po wspaniale pachnące ciasteczka było mało przyjemnym i – jak zakładał Baumeister – wyczerpującym energetycznie przezwyciężeniem pokusy. Następnie obie grupy uczestników eksperymentu poproszono o rozwiązywanie anagramów. Mniej wysiłku w to zadanie włożyły osoby, które wcześniej zwalczały w sobie pokusę sięgnięcia po zakazane ciasteczko.

Zdaniem Baumeistera brakowało im już na to energii.
Wyczerpanie energii nierzadko towarzyszy nałogowcom. Niezwykle często muszą oni bowiem zwalczać pokusy sięgania po „zakazane owoce”. Męczyć mogą ich również niepowodzenia zawodowe, zawody miłosne, kłopoty finansowe, a także hałas czy kłopoty ze snem. Wszystko to sprawia, że w kluczowym momencie często po prostu brakuje im energii, by powiedzieć „nie”.

Wspomniane zmęczenie wiąże się też zwykle ze złym nastrojem. Ulegnięcie pokusie oznacza wprawdzie w bardziej odległej przyszłości przeżywanie silnych negatywnych emocji (poczucia winy, wstydu, własnej niskiej wartości itp.), ale w krótkiej perspektywie czasowej wiąże się z dostarczeniem sobie emocjonalnej przyjemności wynikającej z zapalenia papierosa, wypicia piwa czy sięgnięcia po wielki krem sułtański. W artykule opublikowanym w „Journal of Personality and Social Psychology” Dianne Tice i jej współpracownicy udowadniają, że ludzie bardzo często ulegają różnym pokusom, ponieważ sądzą, że dzięki temu poprawią sobie nastrój. Grupie badanych Tice przekazywała (nieprawdziwą) informację, że ich zły nastrój jest niezmienny – będzie się przez jakiś czas utrzymywał bez względu na to, jakie działania podejmą. Okazało się, że osoby, które otrzymywały taką właśnie informację, zdecydowanie rzadziej ulegały różnym pokusom.

Standardy, jakimi kierują się ludzie w swoim codziennym funkcjonowaniu, nie dotyczą, rzeczjasna, tylko kwestii związanych z powstrzymywaniem się od pokus kojarzonych z nałogami.

Większość osób chce mieć dobre zdanie o swoich kompetencjach i pragnie, aby korzystnie oceniali je inni. Paradoksalnie takie potrzeby mogą w pewnych warunkach narażać ludzi na popadniecie w nałóg. Edward Jones i Steven Berglas mówią, że ludzie skłonni są czasem do przejawiania działań, które zmniejszają ich szansę na osiągnięcie sukcesu, ale zarazem pozwalają im tak wyjaśnić ewentualną porażkę, by mogli zachować dobre mniemanie o sobie i pozytywny image w oczach innych. Pójście na egzamin na tak zwanym kacu czy pod wpływem narkotyku w oczywisty sposób zmniejsza szansę na sukces. Zarazem jednak dostarcza takiego wytłumaczenia ewentualnego niepowodzenia, które nie obciąża samooceny. Egzaminowany nie musi mówić sobie: „Nie zdałem, bo jestem mało inteligentny”. Nie pomyślą tak też o nim inni. Wszyscy przecież wiedzą, że nie zdał, bo był skacowany, lub też znajdował się pod wpływem narkotyku. Badania pokazują, że do takich działań – Jones i Berglas nazywają je samoutrudnieniowymi skłonni są przede wszystkim ludzie, których samoocena jest niepewna. Działania takie nie muszą wprawdzie polegać na sięganiu po alkohol czy narkotyki (często przybierają po prostu formę niewkładania wysiłku w przygotowanie się do zadania), ale jeśli tak właśnie się dzieje, mogą niepostrzeżenie przerodzić się w nałóg. Zdaniem Berglasa wielu starzejących się sportowców i aktorów sięga po alkohol najpierw wybiórczo, by bronić swej samooceny, a potem niepostrzeżenie piją przy każdej bez mała okazji.

W większości terapii uzależnień przyjmuje się tak zwaną opcję zerową.
Alkoholikowi nie wolno sięgnąć po choćby jedną szklankę piwa, narkoman nie ma prawa do ani jednego skręta, hazardzista powinien zapomnieć nawet o totolotku. Pozornie taka opcja zerowa jest rozwiązaniem ze wszech miar słusznym. Każdy, komu na sercu leży własna szczupła sylwetka, wie z doświadczenia, że jeśli ma się przed sobą talerz pełen ciasteczek, to jedynym sposobem, aby ich nie zjeść, jest powstrzymanie się od sięgnięcia po pierwsze. Zjedzenie owego pierwszego ciasteczka sprawia bowiem, że sięgamy bezwiednie po drugie, trzecie, czwarte… by w końcu stwierdzić, że nie ma sensu zostawiać na talerzu tych kilku ostatnich. Choć więc zjedzenie jednego tylko ciastka samo w sobie nie jest przecież naganne, lepiej jest nie sięgać po nie. Alkoholik też by nie cierpiał, gdyby wypił jedno piwo czy kieliszek koniaku. Problem w tym, że i tu uruchamia się efekt śnieżnej kuli. Nie kończy się na jednym kuflu czy kieliszku. Co gorsza, nie kończy się na dwóch, czy też trzech… Opcja zerowa, skuteczna jako standard samoregulacji, okazuje się mieć jednak swoje poważne minusy wtedy, gdy jest podstawą terapii. Praktycy leczenia alkoholizmu bądź narkomanii wiedzą doskonale, jak zatrważająco mało skuteczna jest większość programów terapeutycznych. Większość alkoholików i narkomanów wraca do nałogu. Jedną z przyczyn może być właśnie przeświadczenie o bezwzględnym zakazie sięgania po zakazany owoc. Taki standard jest bardzo trudny do osiągnięcia. Tak trudny, że w wielu przypadkach nałogowiec dochodzi do wniosku, że nie ma szans na wyzdrowienie. Co gorsza, jakiekolwiek niepowodzenie powoduje poczucie totalnej klęski, beznadziei i braku perspektyw. Alkoholik, któremu zdarzyło się sięgnięcie po kieliszek, dochodzi do wniosku, że wszystko zostało stracone} Wypił, przegrał. Nie ma więc znaczenia, czy teraz będzie pił do wieczora, do rana, czy też przez kilka następnych dni. Narkoman, który nie wytrzymał i zapalił „marychę”, może dojść do wniosku, że znów przekroczył granicę i znalazł się po ciemnej stronie. Teraz już nie ma znaczenia, czy napełni on lufkę
kawałkiem „ziela”, czy też przerzuci się na heroinę.

Terapeuci coraz częściej zdają sobie sprawę z pułapek tkwiących w opcji zerowej. Dlatego też coraz większe zainteresowanie budzą programy odchodzące od tej idei. Alkoholicy uczeni są między innymi kontrolowanego picia – by na przykład nauczyć się wypijać jedno piwo i na tym poprzestawać. Jeśli zaś zdarzy im się „pójść w cug”, to oczywiście nie można przejść nad tym do porządku dziennego, ale nie należy też dochodzić do wniosku, że wszystko (to jest cały dotychczasowy trud walki z nałogiem) zostało stracone. Choć programy tego typu nie są jeszcze powszechne, wiele wskazuje na to, że są znacznie bardziej skuteczne od tradycyjnych.

Fragment książki Tommy Hellsten “Wsparcie dla dorosłych dzieci alkoholików. Hipopotam w pokoju stołowym”. Polecam :)

„Współuzależnienie to choroba, lub stan przypominający chorobę, powstająca kiedy człowiek ma na co dzień do czynienia z bardzo silnie objawiającym się zjawiskiem, z którym nie umie sobie poradzić. Nie będąc w stanie zintegrować go ze swoją osobowością, dopasowuje się do niego”.

Jak widzimy definicja zawiera w sobie najistotniejsze elementy współuzależnienia:
– silnie objawiające się zjawisko,
– bliskość tego zjawiska,
– niemożność poradzenia sobie z nim,
– przystosowanie się do niego,
– proces powstawania choroby lub stanu przypominającego chorobę.

Stwierdziłem już wcześniej, że psychika człowieka dotkniętego współuzależnieniem zawiera wpisaną jakby z góry informację o możliwości łagodzenia pewnych napięć z pomocą narkotyku, dlatego też ludzie ci na ogół łatwiej niż inni znajdują do nich drogę. Sam wybór środka podlega naturalnie wielu uwarunkowaniom, pośród których wymienić można choćby predyspozycje genetyczne, warunki środowiskowe czy po prostu różnice w trudności jego zdobycia. Wspomniana szczególna właściwość psychiczna współuzależnionego nie powoduje naturalnie, iż staje się on automatycznie uzależniony, lecz sprawia, że środek odurzający ma dla niego specjalne znaczenie ze względu na zawarty w nim pewien potencjał nadziei, obietnicy. Jest to obietnica osiągnięcia radości, odpoczynku, spokoju i nadania życiu sensu. Problemy współuzależnionego mają swoje źródło głównie w jego braku kontaktu ze swoimi cechami dziecięcymi, z dzieckiem wewnętrznym. Z powodu utożsamiania się z fałszywym ja nie jest on w stanie rozpoznać swoich autentycznych potrzeb oraz uczuć, swego prawdziwego ja. Szukanie wsparcia w narkotyku jest próbą znalezienia sposobu na opanowanie lęku i ulżenia ciężarom, z jakimi zmuszony się jest borykać.

Czytaj resztę wpisu »

Psychiczne i biologiczne podłoże uzależnień
Czasopismo: Alkohol i Nauka
Numer: 2002

Przyczyn uzależnień mających źródło w naszej psychice i tych warunkowanych przez procesy zachodzące w naszym mózgu nie można rozpatrywać oddzielnie. Narastające zainteresowanie podłożem uzależnień jest spowodowane w dużym stopniu stale rosnącą liczbą osób uzależnionych od substancji psychoaktywnych. Dzisiaj na świecie żyje około 1,1 miliarda osób palących papierosy. Spożycie alkoholu i niedozwolonych substancji psychoaktywnych również wykazuje tendencję rosnącą. Tylko w regionach o wysokim poziomie rozwoju ekonomicznego spożycie alkoholu na jednego dorosłego mieszkańca wynosi 5-10 litrów czystego alkoholu na rok. Opierając się na nieoficjalnych danych programu ONZ do spraw kontroli spożycia narkotyków – United Nations Drug Control Programme (UNDCP) – w ciągu roku od 3,3 do 4,1 proc. ludzi na świecie zażywa narkotyki.

Badania i obserwacje terapeutów zajmujących się osobami uzależnionymi od alkoholu czy substancji psychoaktywnych doprowadziły do wniosku, że mechanizm rozwoju uzależnienia jest podobny bez względu na to, czy dana osoba jest uzależniona od narkotyków, jedzenia (jak w przypadku bulimii), niejedzenia (w przypadku anoreksji), seksu, alkoholu, pracy, internetu, hazardu, zakupów czy od drugiej osoby (tzw. toksyczne związki). Neurobiolodzy, psychiatrzy i psychologowie od dawna zastanawiają się nad tym, czy rozwój uzależnienia ma podłoże psychiczne czy biologiczne (tj. czy procesy biologiczne zachodzące naszym mózgu mogą w pełni wyjaśnić rozwój uzależnień).

„Rozstrzygnięcie tego problemu jest bardzo istotne dla pacjentów, gdyż może mieć przełożenie na decyzję o metodzie leczenia – czy ma to być psychoterapia czy leczenie farmakologiczne” – powiedział dr Bogusław Habrat z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.

Badania prowadzone na dzieciach alkoholików wychowywanych w różnych rodzinach oraz badania bliźniąt jednojajowych i różnojajowych wskazywały na to, że możliwe jest dziedziczenie pewnych zaburzeń biochemicznych czy neurologicznych, które predysponują do rozwoju alkoholizmu. Potwierdzały to też badania na niektórych zwierzętach, z których pewne szczepy różniły się w preferencjach alkoholowych i podatności na tolerowanie alkoholu czy uzależniania się od niego.

Te i inne obserwacje oraz rozwój technik biologii molekularnej dały impuls do poszukiwań genów, w których mutacje zwiększałyby ryzyko rozwoju alkoholizmu. Uczeni skupili się genach kodujących enzymy metabolizujące alkohol, takie jak dehydrogenaza alkoholowa i aldehydowa. Okazało się, że gen kodujący dehydrogenazę aldehydową jest wadliwy (zmutowany) u osób, które nie uzależniają się od alkoholu. Zmieniona dehydrogenaza, która bierze udział w jednym z etapów matabolizowania alkoholu, działa wtedy wolniej a osoby posiadające taki enzym szybciej się upijają i przez to mogą mniej wypić. Alkoholicy przeciwnie, upijają się wolniej, gdyż dehydrogenaza aldehydowa funkcjonuje prawidłowo.

Lata 80. przyniosły koncepcje tzw. genetyczno-neuroprzekaźnikowe, które tłumaczyły mechanizm rozwoju uzależnienia aktywnością układów neuroprzekaźników, tj. substancji chemicznych które w układzie nerwowym są odpowiedzialne za przekazywanie sygnałów pomiędzy komórkami nerwowymi. Według tego modelu uzależnienie jest zaburzeniem równowagi między dwoma układami neuroprzekaźnikowymi – układem nagrody, za który odpowiada układ dopaminergiczny w mózgu (nazwany tak od głównego neuroprzekaźnika – dopaminy) i układ kary, za który w mózgu odpowiada układ serotoninergiczny (od nazwy głównego neuroprzekaźnika – serotoniny). U osób uzależnionych aktywność tych układów zostaje zaburzona – maleje rola układu kary, a rośnie rola układu nagrody. Substancja czy rzecz, od której dana osoba się uzależnia i która dostarcza przyjemności, jest dla tej osoby rodzajem natychmiastowej gratyfikacji, którą zdobywa niewielkim kosztem.

W 1987 roku amerykańskiemu uczonemu Robertowi Cloningerowi udało się dokonać porównania alkoholizmu uwarunkowanego rodzinnie i uwarunkowanego środowiskowo oraz powiązać cechy osobowości osoby uzależnionej z aktywnością układów neuroprzekaźnikowych. Uczony podzielił alkoholizm na typ I – występujący głównie u kobiet i zaczynający się około 25 roku życia i nie mający podłoża genetycznego oraz typ II występujący głównie u mężczyzn i mający związek z czynnikami genetycznymi.

W obydwu typach uzależnienia od alkoholu występują też różnice cech charakteryzujących osobowość przeduzależnieniową. Alkoholicy typu I to osoby introwertyczne, skłonne do ulegania stanom lękowym, depresjom, do uzależniania się od norm społecznych. Często takie kobiety nie próbowały bardzo długo alkoholu i były wychowywane w dużej dyscyplinie. W alkoholizm typu II wpadają osoby, które są ekstrawertykami i mają tendencje zachowań antyspołecznych. Cloninger połączył ponadto typy temperamentów osób uzależnionych z aktywnością układów neuroprzekaźników. „Prace Cloningera były pracami przełomowymi w dziedzinie badania podłoża uzależnień i dały początek teoriom holistycznym (całościowym). Obecnie uczeni wyjaśniając podłoże uzależnień próbują zastosować podejście integracyjne i powiązać koncepcje psychologiczne z koncepcjami biologicznymi” – podkreśla dr Habrat.

Biorąc pod uwagę ogromną różnorodność typów emocjonalnych wśród ludzi uczeni i psychologowie podkreślają, że nawet genetycznie uwarunkowane osoby mogą skierować swoją energię na tory konstruktywnego działania. Żaden pojedynczy defekt biologiczny nie może tłumaczyć uzależnienia – czynniki biologiczne mogą tylko częściowo tłumaczyć tak złożone zagadnienie.

Źródło: http://psychologia.edu.pl/index.php?dz=strony&op=spis&id=1589

Zobacz również:
Pomiędzy bodźcem a reakcją
Obwinianie rodziców – czy to potrzebne?
Trójkąt dramatyczny Stephana B. Karpmana
Czy to już przemoc ?
Zaczarowane koło zaprzeczeń

.

Nie wiem czy można powiedzieć, że alkoholizm jest chorobą zawinioną czy niezawinioną – nie czuję się upoważniona do tego rodzaju rozważań, ale być może, wszelkie zachowania kompulsywne to „choroba niezawiniona” – nigdy nie byłam uzależniona od alkoholu, ale miałam (i chyba nadal mam) nałogi innego rodzaju. Moje nałogi wynikają raczej z czegoś w rodzaju zagubienia, a zagubienie – wygląda na to, że z dzieciństwa. Za swoje dzieciństwo nie mogę odpowiadać.

fragment książki Johna Bradshaw „Powrót do wewnętrznego domu”:

Już będąc nastolatkiem, stałem się alkoholikiem. Mój ojciec, także alkoholik, porzucił mnie fizycznie i emocjonalnie, gdy byłem jeszcze dzieckiem. Czułem, że nie zasługuję na to, aby poświęcał mi swój czas. Ponieważ ojciec był nieobecny, gdy kształtowały się moje zachowania, nie czułem się z nim związany i nigdy nie doświadczyłem, co znaczy być kochanym i cenionym przez mężczyznę. Dlatego naprawdę nigdy nie kochałem siebie jako mężczyzny.
Jako nastolatek uciekłem wraz z innymi chłopcami pozbawionymi ojców. Piliśmy alkohol i łajdaczyliśmy się, by dowieść swej męskości. Począwszy od piętnastego roku życia aż do trzydziestki, nałogowo piłem i brałem narkotyki. 11 grudnia 1965 roku wypiłem swój ostatni kieliszek. Pozbyłem się także nałogu zażywania środków odurzających, niemniej nadal zachowywałem się jak nałogowiec. Nałogowo paliłem, pracowałem i jadłem.
Nie wątpię, że mam genetyczne predyspozycje do alkoholizmu. Istnieje wiele danych wskazujących na genetyczne podłoże alkoholizmu. Same predyspozycje genetyczne to jednak na pewno nie wszystko. Gdyby tak było, wszystkie dzieci alkoholików stawałyby się alkoholikami – a tak nie jest. Ani mój brat, ani siostra nie są alkoholikami. Pracowałem dwadzieścia pięć lat z alkoholikami i narkomanami, w tym piętnaście lat z młodocianymi przestępcami-narkomanami. Nie spotkałem ani jednej osoby, u której nałóg miałby uwarunkowania czysto chemiczne, mimo, że niektóre substancje powodują szybkie uzależnienie – widziałem nastolatki wpadające w nałóg w ciągu dwóch miesięcy. Odkryłem, że czynnikiem łączącym te wszystkie przypadki było ich skrzywdzone dziecko wewnętrzne. Jest ono nieustannym źródłem wszelkich nałogów i zachowań kompulsywnych. Gdy przestałem pić alkohol, zacząłem zmieniać sobie nastrój w inny sposób. Pracowałem, jadłem i nałogowo paliłem, by zaspokoić potrzeby skrzywdzonego dziecka wewnętrznego.
Podobnie jak wszystkie dzieci z rodzin alkoholików, byłem emocjonalnie porzucony. Dla dziecka porzucenie równoznaczne jest ze śmiercią.
Aby zaspokoić dwie podstawowe potrzeby decydujące o przetrwaniu (moi rodzice są w porządku oraz ja się liczę) stałem się emocjonalnym mężem matki i ojcem młodszego brata.

Czytaj resztę wpisu »

To tekst, który powinna przeczytać każda żona alkoholika. Mnie – córce alkoholika – sporo uświadomił, wytłumaczył mechanizmy, które sprawiły, że alkoholizm mojego ojca trwał (trwa) mimo wielu terapii, wielu prób zerwania z nałogiem. Polecam.

Alkoholizm-zaczarowane koło zaprzeczeń
przez Wielebnego Józefa L. Kellrzana
dyrektora Instytutu Zwalczania Alkoholizmu w Charlotte (płn. Karolina)

Wielebny Kellerzan przedstawił ten materiał po raz pierwszy na Drugim Rocznym Mityngu Grup Al.-anon w Connectitut, w Milford, 5 października 1968 roku. Jego teorie zostały przyjęte z takim entuzjazmem, że postanowiono je opublikować celem szerszego rozpowszechnienia. Główne Biuro Służb Rodzinnych Al.-anon uzyskało od wielebnego J. Kelermana pozwolenie na wydrukowanie i rozpowszechnienie tego materiału.

Materiał dotyczy każdego, kto pośrednio lub bezpośrednio związany jest z życiem osoby cierpiącej na chorobę zwaną alkoholizm. Czytaj resztę wpisu »


psychoterapeuta - osoba posiadająca certyfikat szkoły psychoterapii lub będąca w trakcie jej zdobywania. Szkolenia PTP czy SN PTP mogą podjąć tylko osoby, które mają wykształcenie psychologiczne czy lekarskie albo od min. 5 lat pracują w ośrodkach zajmujących się psychoterapią.
 
Psycholog czy psychiatra bez szkolenia psychoterapeutycznego nie ma wystarczajacych umiejętności, żeby prowadzić psychoterapię.
 
Specjalista psychoterapii uzależnień i współuzależnienia to osoba, która skończyła wyższe studia (wystarczy pedagogika czy filozofia), oraz szkolenie PARPA - uważajcie w ośrodkach leczenia uzależnień.

Chomik

Statystyki

  • 507 981 odsłon od 11 grudnia 2009

"Pracuj tylko w kręgu wpływu. Podejmuj zobowiązania i wywiązuj się z nich. Bądź latarnią, nie sędzią. Bądź wzorem, nie krytykiem. Bądź częścią rozwiązania, nie częścią problemu.

"Wypróbuj tę zasadę w małżeństwie, w rodzinie, w pracy. Nie dyskutuj nad słabościami innych. Nie dyskutuj nad własnymi. Jeśli popełnisz błąd, dostrzeż go jak najszybciej, napraw, wyciągnij z niego naukę. Nie popadaj w obwiniający, oskarżający nastrój. Pracuj nad tym, nad czym masz kontrolę. Pracuj nad sobą. Nad być."
Stephen Covey

Wystarczy kliknąć

Pajacyk

Twój e-mail