Współuzależnienie w łańcuchu pokoleń
Posted 2010-02-03
on:Fragment książki Tommy Hellsten “Wsparcie dla dorosłych dzieci alkoholików. Hipopotam w pokoju stołowym”. Polecam :)
„Współuzależnienie to choroba, lub stan przypominający chorobę, powstająca kiedy człowiek ma na co dzień do czynienia z bardzo silnie objawiającym się zjawiskiem, z którym nie umie sobie poradzić. Nie będąc w stanie zintegrować go ze swoją osobowością, dopasowuje się do niego”.
Jak widzimy definicja zawiera w sobie najistotniejsze elementy współuzależnienia:
– silnie objawiające się zjawisko,
– bliskość tego zjawiska,
– niemożność poradzenia sobie z nim,
– przystosowanie się do niego,
– proces powstawania choroby lub stanu przypominającego chorobę.
Stwierdziłem już wcześniej, że psychika człowieka dotkniętego współuzależnieniem zawiera wpisaną jakby z góry informację o możliwości łagodzenia pewnych napięć z pomocą narkotyku, dlatego też ludzie ci na ogół łatwiej niż inni znajdują do nich drogę. Sam wybór środka podlega naturalnie wielu uwarunkowaniom, pośród których wymienić można choćby predyspozycje genetyczne, warunki środowiskowe czy po prostu różnice w trudności jego zdobycia. Wspomniana szczególna właściwość psychiczna współuzależnionego nie powoduje naturalnie, iż staje się on automatycznie uzależniony, lecz sprawia, że środek odurzający ma dla niego specjalne znaczenie ze względu na zawarty w nim pewien potencjał nadziei, obietnicy. Jest to obietnica osiągnięcia radości, odpoczynku, spokoju i nadania życiu sensu. Problemy współuzależnionego mają swoje źródło głównie w jego braku kontaktu ze swoimi cechami dziecięcymi, z dzieckiem wewnętrznym. Z powodu utożsamiania się z fałszywym ja nie jest on w stanie rozpoznać swoich autentycznych potrzeb oraz uczuć, swego prawdziwego ja. Szukanie wsparcia w narkotyku jest próbą znalezienia sposobu na opanowanie lęku i ulżenia ciężarom, z jakimi zmuszony się jest borykać.
Bywa, że próby znalezienia ulgi z pomocą narkotyku doprowadzają z czasem do uzależnienia mogącego z kolei stać się przyczyną powstania choroby zasadniczej. Kiedy mamy do czynienia ze współuzależnionym, opanowanym przez nałóg, wtedy z zajęciem się przyczyną główną, czyli samym współuzależnieniem, należy poczekać do czasu, aż upora się on z tym, co leży niejako na wierzchu, czyli np. z alkoholizmem, bulimią lub innym uzależnieniem. Poczucie bezpieczeństwa, praktyczne sprawy życiowe chorego oraz jego abstynencja muszą być w miarę stabilne, by mógł rozpocząć zagłębianie się w swoim dzieciństwie. Wymóg ten podyktowany jest faktem, że doświadczenia z wczesnego okresu życia przywodzone do świadomości podczas terapii bywają tak silne i przerażające, iż konfrontacja z nimi prowadzić może do ponownej ucieczki w narkotyk. Również praca nad uczuciami pacjenta nie jest możliwa przed uwolnieniem go od działania środka chemicznego, który deformuje i zmienia prawdziwy charakter jego emocji.
(..)
Współuzależnienie jest chorobą dotykającą samej głębi istoty ludzkiej. Jego korzenie sięgają tych źródeł, skąd wywodzą się pytania uważane przez człowieka za najważniejsze, podstawowe, zasadnicze: Kim naprawdę jestem? Jaki jest cel mojego życia? Czy istnieją w świecie niepodważalne wartości, na których mogę oprzeć swoje istnienie? Czy wszechświat, w którym żyję, jest dobry czy zły?
Są to natarczywe pytania, bezwarunkowo domagające się odpowiedzi lub jej substytutu. Narkotyki są takim substytutem odpowiedzi.
Współuzależnienie spełnia funkcję szerokiego pojęcia, w obrębie którego można rozpatrywać szereg zjawisk. Można je porównać do widelca o wielu zębach, co przedstawia poniższy rysunek:
Współuzależnienie w łańcuchu pokoleń:
Współuzależnienie zawsze wyraża się w formie jakiegoś konkretnego problemu, z których najważniejsze przedstawione jako zęby symbolicznego widelca (widelce bez zębów nie istnieją!). Kolejny schemat przedstawia proces przenoszenia współuzależnienia z jednego pokolenia na drugie:
Pokolenie A to starsza generacja dotknięta z jakichś przyczyn współuzależnieniem. Są to osoby, które z powodu niedoświadczenia rodzicielstwa w okresie swego dzieciństwa nie są w stanie rozpoznać w sobie cech dziecięcych. Istniejące w nich dziecko zostało zamrożone. W tym konkretnym wypadku powodem owego braku rodzicielstwa był alkoholizm ojca lub matki.
W następnym pokoleniu (oznaczonym literą B) mamy do czynienia z osobami wychowanymi w domu, w którym jeden z rodziców chorował na alkoholizm; typowa rodzina dzieląca główny pokój z hipopotamem. Dzieci – nie umiejąc poradzić sobie (z powodu braku rodzicielstwa) z emocjami wzbudzanymi w nich przez owego sublokatora – przystosowują się do uciążliwej z nim współegzystencji. Odbywa się to przez zamrożenie istniejącego w nich dziecka, co równa się zapadnięciu na współuzależnienie. Doświadczone boleśnie przez hipopotama, postanawiają całkowicie wykluczyć alkohol z rodzin, które kiedyś same założą. Jednak przystosowanie, dopasowanie się do hipopotama (zamiast twórczej z nim konfrontacji) powoduje, iż przenoszą ze sobą w dorosłość nie załatwioną sprawę współuzależnienia, które – wobec stanowczego wykluczenia alkoholu – przybiera tutaj formę przymusu nieustannej pracy.
Pokolenie C wyrasta więc w domu pozbawionym rodzicielstwa, a zagubionym w przymusie pracy, pochłaniającej bez reszty uwagę rodziców, nie pozostawiającej ani miejsca, ani energii na to, by stanowili oni zwierciadła dla swoich dzieci. Współuzależnienie zostaje tym samym przeniesione na następną generację. Członkowie pokolenia C nie zaznali traumatycznych doświadczeń związanych z alkoholizmem, dlatego też alkohol, będąc ucieczką w wyimaginowane bezpieczeństwo, staje się z czasem formą i wyrazem ich współuzależnienia. Oznacza to, że pokolenie D wychowuje się w rodzinie chorej na alkoholizm. Mając dość przykładów zgubnego wpływu alkoholu na rodzinę, członkowie tego pokolenia postanawiają zamknąć drogę temu narkotykowi do własnych rodzin, kiedy przyjdzie czas na ich budowanie. Lecz znów powtarza się znany nam schemat: współuzależnienie, od którego nie mieliśmy szansy się uwolnić, przyjmuje tym razem patologiczną postać ciasnej, ograniczonej religijności, pozbawiającej ich dzieci rodzicielstwa nie mniej skutecznie od alkoholizmu, który był przyczyną pozbawienia rodzicielstwa ich samych.
Kolejne pokolenie, wolne od negatywnych skojarzeń z alkoholem z racji jego nieobecności w rodzinnym domu, z łatwością ulega pokusie rozwiązywania problemów z jego pomocą – wzbudzając naturalne zdumienie i przerażenie religijnych rodziców, którzy przecież zabraniali nawet myśli o alkoholu swoim dzieciom. Fakt, że ich dzieci piją, jest czymś, czego po prostu nie mogą zrozumieć.
Tym sposobem współuzależnienie przenoszone jest z jednego pokolenia na drugie, wyrażając się bądź to w alkoholizmie, bądź w fanatycznej religijności czy w niemożliwym do okiełznania przymusie pracy. Można powiedzieć, że pracujący na okrągło szef zarządu poważnej firmy i jego córka wstrzykująca sobie w żyłę narkotyki cierpią w istocie na tę samą chorobę. Nicią wiążącą łańcuch takich pokoleń jest nieobecność w nich rodzicielstwa, prowadząca do zamrożenia wewnętrznego dziecka. Wcześniejsza generacja nie potrafiła być zwierciadłem, w którym późniejsza mogłaby rozpoznać swoje uczucia i potrzeby. Nie doświadczając dziecka w sobie samym, wcześniejsze pokolenie nie widzi i nie docenia dziecięcych cech w swoim własnym potomstwie.
Rodzice mogą dać swoim dzieciom tylko i wyłącznie to, co sami niegdyś otrzymali. Nie otrzymawszy nic, niczego nie mają do zaoferowania. Ustalanie winnego czy winnych w tym łańcuchu pokoleń jest bezcelowe, ten zaś, kto chciałby go przerwać i rozpoznać dziecko w sobie – czyli odnaleźć swoje dziecięce cechy – musiałby uznać swoją własną winę, godząc się jednocześnie na jej udźwignięcie. Nie można winą obarczać rodziców, bo winy nie ma w nikim. W nikim, a jednocześnie jest ona w każdym z nas. W tym sensie przyznanie się do współuzależnienia jest nie tylko równoznaczne z wzięciem odpowiedzialności za swoje życie, ale i z przyjęciem na siebie wstydu oraz winy całej ludzkości. Obwinianie swoich rodziców jest zaledwie ucieczką od własnej odpowiedzialności.
Zobacz również:
“Wsparcie dla dorosłych dzieci alkoholików” Tommy Hellsten
Psychiczne i biologiczne podłoże uzależnień
Z czego bierze się alkoholizm i inne nałogi ?
Obwinianie rodziców – czy to potrzebne?
„Jesteś w porządku, nie bój się, zaufaj sobie, tak jak ja ci ufam”
Mit rodzica doskonałego
Zaczarowane koło zaprzeczeń
.
Komentarzy 7 to "Współuzależnienie w łańcuchu pokoleń"
Dziękuję. :)
Współuzależnienie zatem- syndrom czy choroba ? Wcześniej pisałaś , że współuzależnienie (DDA jest współuzależnieniem) chorobą nie jest.
Hej ! Czy ja bym mogła prosić o dokładną definicję współuzależnienia.? Autor i książka, z której definicja pochodzi…
1 | Felicita
2010-02-03 @ 22:04
Flądra,
ciekawie przebiega to „dziedziczenie”, przenoszenie złych wzorców, z tego wykresu wynika, że jest to dość mocno działająca „machina” destrukcji.
A czy umiałabyś powiedzieć na czym polega „odurzenie własną siłą”?
Flądra
2010-02-03 @ 23:00
Tommy Hellsten nazywa tak odurzenie „religią”, wiedzą lub przymusem posiadania.
Ameise
2010-03-01 @ 11:37
Zinterpretowałabym to tak: Odurzona własną siłą uważam, że wszystko mogę, na wszystko i wszystkich mam wpływ, mogę pokierować sprawami i ludźmi tak, jak ja uważam, że „będzie dobrze” i prawie wszystko ode mnie zależy.