Boję się, i co z tego ?! :D
Posted 2010-01-21
on:- In: Uczucia
- 9 Komentarzy
“Nie bój się bać!” Wielu terapeutów, na moje pytanie jak poradzić sobie z własnym lękiem i strachem mówiło mi właśnie coś takiego. Jedna z terapeutek zasugerowała mi, żebym położyła się i pozwoliła tym moim emocjom – moim lękom – działać, poczuć je itd. Przyznam, że było to dla mnie trudne i co gorsza, nie we wszystkich sferach życia przynosiło efekty.
Victor Frankl w swojej książce „Psychoterapia dla każdego” podaje inny sposób na radzenie sobie z własnymi lękami – a mianowicie: wyśmiać je!
Pewnego dnia przychodzi do mnie kolega, ale nie po fachu, tylko chirurg pracujący w klinice. Cierpi on niewypowiedzianie, bo przy operacji zaczynają mu drżeć ręce, z chwilą gdy jego szef, dyrektor kliniki,
wkroczy do sali operacyjnej. Z czasem zaczynały mu drżeć ręce nawet wtedy, gdy miał komuś podać ognia, z samego strachu, że ktoś dostrzeże tę jego skłonność do drżenia i pomyśli sobie: mój Boże, jeśli temu drżą ręce przy zwykłym podawaniu ognia, to wolałbym nie być przez niego operowany. Tylko jeden jedyny raz nie miał przy takiej okazji drżenia: gdy ze znajomym jechał pociągiem mocno trzęsącym. Podając w tej sytuacji ognia znajomemu, miał wreszcie raz wszelkie powody do drżenia rąk, a jednak nie było najmniejszej tego oznaki. Dlaczego? Po prostu dlatego, że w tym wypadku nie potrzebował bać się drżenia. Tak oto miał już raz na zawsze dowód – i wystarczyło tylko dobitnie zwrócić uwagę tego chorego lekarza na ów dowód, że to zawsze tylko lęk powodował drżenie rąk.
Mówię akurat o tym pacjencie-lekarzu, ponieważ chcę też opowiedzieć o skutkach jego leczenia: nie tylko on sam został uwolniony od lęku przed drżeniem i od drżenia rąk, lecz również inna pacjentka – od tego samego rodzaju nerwicy. Wspomniałem o tamtym pierwszym przypadku w jednym z moich wykładów dla studentów medycyny, a w 14 dni później otrzymałem list, w którym jakaś medyczka, słuchaczka owego wykładu, doniosła mi o podobnym swoim przypadku. Przez cały semestr cierpiała na to, że przy sekcji zaczynała drżeć, skoro tylko profesor anatomii przekroczył drzwi prosektorium, aby przyjrzeć się pracy studentów. Usłyszawszy jednak, jakie to memu pacjentowi-chirurgowi wskazałem wyjście z jego lęku przed drżeniem rąk, spróbowała sama zastosować tę metodę i powtarzać sobie w duchu to samo, co ów chirurg, mianowicie coś w tym rodzaju: – Oto wchodzi profesor, roztrzęsę się przed nim na cały regulator i zaraz mu pokażę, jak potrafią mi drżeć ręce – i w tej samej chwili wszelkie drżenie znikało. W miejsce lęku pojawiało się życzenie, życzenie uzdrawiające. Oczywiście, nie bierze się takiego życzenia poważnie, chodzi jedynie o to, aby je w sobie na krótką chwilę wzbudzić. Pacjent równocześnie sam się z siebie śmieje i w grze tej zwycięża. Ten śmiech, i w ogóle wszelki humor, stwarza dystans, pozwala pacjentowi zdystansować się wobec swej nerwicy i jej objawów. I nic nie może równie skutecznie stworzyć nam dystansu jak właśnie humor. Z jego pomocą bodaj najłatwiej nauczy się pacjent swoje objawy nerwicowe jakoś ironizować, a w końcu i przezwyciężać.
Zobacz również:
Logoterapia – sensowna psychoterapia
Uspokajające ćwiczenia oddechowe
Zaprojektuj się! ;)
“Wredni ludzie” Jay Carter
Odrzuć iluzje
Czy potrafisz oddychać ?
“tak bardzo się o Ciebie boję”
“Wsparcie dla dorosłych dzieci alkoholików” Tommy Hellsten
.
Komentarzy 9 to "Boję się, i co z tego ?! :D"
Dobry artykuł. Na pewnym etapie poczucie humoru, szczególnie odnośnie siebie samego, potrafi zdziałać wiele. Sam też stosowałem tego typu taktykę, choć w nieco innych sytuacjach. (w skrócie – gdy mi ego „puchło” )
Co jeszcze mogę dodać – polecam ten sposób każdemu, choć dodam również, że czasem warto „zagłębić” się w swój lęk czy inną emocję. To, przynajmniej w moim przypadku, pozwoliło zrozumieć skąd mi się to wzięło, a przez to jednocześnie lepiej pojąć samego siebie – co ma/miało na mnie wpływ.
Jeśli mogę pozwolić sobie na takie porównanie – wyśmianie swojego lęku jest dobrą metodą obronną. Z tym, że to trochę jak ucieczka. Nie ma w tym nic złego, rzecz jasna. Z tym, że uciekanie nie jest zawsze w pełni skuteczne – w końcu zawsze zabieramy ze sobą siebie samego. :) Z kolei zagłębienie się w lęk, jeśli oczywiście jesteśmy na to gotowi (między innymi potrafimy się opanować, na przykład tym humorem) pozwoli wyjaśnić istotę rzeczy. Jest to coś jak podjęcie walki, czy „stawianie czoła” .
I żeby być dobrze zrozumianym – nie chcę nikomu nic zarzucać czy wskazywać „jedyną prawdę i drogę” . Dzielę się tylko swoimi doświadczeniami, co z jednej strony pozwala mnie się do nich lepiej ustosunkować, a przy okazji może ktoś skorzysta.
1 | terraustralis
2010-01-21 @ 04:59
Ja tez mialem takie drzenie rak. Mialem 18 lat i uczylem sie w Technikum Chemicznym w Piastowie pod Warszawa. Byly lekcje na ktorych mialo sie dyzur chodzenia i nalewania wszystkim jakis roztwor. Moje drzenie osiagalo wtedy maximum. Mysle, ze jak moglbym wrocic do tego czasu to bez skrempowania poszedlbym wtedy do profesorki i powiedzial jej ze mam taka przypadlosc i nie moge rozlewac roztworow. Druga rzecza bylo to ze bylem obsesyjnie zakochany w dziewczynie z klasy.
To drzenie przetrwalo na pozniejsze lata i odzywalo sie w roznych etapach zycia. Niekiedy moje rece tak bardzo drzaly, ze nie moglem „wykrecic” numeru telefonu jak do kogos dzwonilem.
Teraz to minelo ale biore 2 rodzaje tabletek wiec moze to dzieki nim.
Wiem ze branie jakichkolwiek proszkow jest naganne bo czlowiek sie uzaleznia. No ale one pomagaja mi aby sie obsesyjnie nie martwic coby bylo jakby bylo. Poza tym nie jestem tak uzalezniony od zmiany nastroju w stosunku do por roku chcociaz tu gdzie mieszkam sa wlasciwie tylko 2 pory roku : 1.upalne lato 2.zimne, deszczowe lato.